Jeszcze w czwartek bardzo późnym wieczorem wydawało się, że UEFA zabierze Marciniakowi finał. Przekaz, który dotarł do UEFA, był podobny jak w zagranicznych mediach - wyolbrzymiony, sprowadzony do spotkania Marciniaka ze Sławomirem Mentzenem, jednym z liderów Konfederacji, której poglądy są sprzeczne z tymi, które oficjalnie wyznaje UEFA. Ona na sztandarach ma równouprawnienie, a Mentzen w 2019 r. mówił, że jego partia nie chce w Polsce Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. To było na pierwszym planie, dlatego najważniejsi członkowie UEFA i stowarzyszenia sędziów uznali, że sprawa jest zbyt poważna, by nie szukać innego sędziego.
Później Marciniak wyjaśniał, że konferencja była biznesowa, a jego wystąpienie miało charakter motywacyjny i nie zawierało pół zdania zahaczającego o politykę. Tłumaczył to bardzo precyzyjnie: pokazywał przedstawicielom UEFA grafiki ze strony "Everestu", z których wynikało, że konferencja nie była polityczna, że wystąpił na niej m.in. dwukrotny laureat Forbes "30 under 30" i że z wyjątkiem Mentzena wśród prelegentów nie było członków partii, a on sam po wystąpieniu szybko opuścił konferencję, by zdążyć na organizowaną w Warszawie Galę Ekstraklasy. Od poglądów Konfederacji polski sędzia zdystansował się w oficjalnym oświadczeniu, które również otrzymała UEFA. W federacji dostali też zapis jego 40-minutowej prelekcji. Sędzia przypomniał również, że jako pierwszy użył w Polsce w 2019 r. "procedury antyrasistowskiej", czyli wstrzymał grę i poprosił stadionowego spikera, by ogłosił, że kolejne rasistowskie ataki poskutkują przerwaniem meczu. Chodziło wówczas o kibiców Lechii Gdańsk, którzy naśladowali odgłosy małp, gdy przy piłce był piłkarz Piasta Gliwice Joel Valencia.
Ale jednocześnie największe europejskie serwisy wciąż przekłamywały, że polski sędzia uczestniczył w wiecu skrajnie prawicowej partii, co poniekąd było efektem niezbyt precyzyjnego oświadczenia stowarzyszenia "Nigdy Więcej", które podniosło całą sprawę. UEFA najbardziej nie lubi, gdy wokół ich sędziów tworzy się szum. A jeśli w tle padają takie słowa, jak "rasizm", "ksenofobia" czy "homofobia", to w federacji zapalają się wszystkie ostrzegawcze lampki.
Podczas gdy Marciniak wyjaśniał całą sprawę, włączył się w nią również Zbigniew Boniek, wykorzystując rozległe kontakty w UEFA. Bronił polskiego sędziego i zwracał uwagę na przesadę w medialnym przekazie i podejściu stowarzyszenia "Nigdy Więcej". Prosił, by nie podejmować decyzji na gorąco i dać więcej czasu na wyjaśnienie sprawy. Ten czas wykorzystał PZPN, wysyłając oficjalne pismo, w którym bronił Marciniaka. To samo zrobił minister sportu Kamil Bortniczuk. Do federacji docierały też głosy ze środowiska piłkarskiego od osób, które znają Polaka, że żaden z niego ksenofob i rasista. Tomasz Frankowski, były reprezentant Polski, a obecnie poseł w Europarlamencie zdradził, że UEFA również na własną rękę rozpytywała o poglądy Marciniaka. "Dzwonił do mnie Zvonimir Boban z UEFA bym go przekonał, że to jednak naiwność, a nie poglądy. Zobaczymy, czy udało mi się przekonać, by jednak to Szymon sędziował Manchester City z Interem, bo Anglicy naciskają na zmianę arbitra" - napisał na Twitterze.
Z kolei portal Meczyki informuje, że również towarzyszenie "Nigdy Więcej" zdało sobie sprawę, jaką burzę rozpętało i samo odezwało się do UEFA, by nie karać polskiego sędziego. - Naszym celem nie było odsunięcie Marciniaka od sędziowania, tylko wezwanie do odcięcia się skrajnych poglądów kojarzonych z Mentzenem. Dobrze, że sędzia wydał takie oświadczenie, w którym odciął się od rasizmu, nietolerancji i innych skrajnych poglądów. Zrobił to, co powinien zrobić - mówił w Sport.pl Rafał Pankowski, współzałożyciel "Nigdy Więcej".
To wszystko pomogło Marciniakowi. On sam zapewniał najważniejszych członków UEFA, że będzie bardziej roztropnie planował swoje publiczne wystąpienia. W piątek UEFA zmieniła decyzję wstępnie podjętą w czwartkowy wieczór i zdecydowała, że Marciniak może ten finał prowadzić.
Mecz Manchesteru City z Interem w Stambule odbędzie się 10 czerwca. UEFA wierzy, że Marciniak do tego czasu ochłonie, odetnie się od zamieszania i będzie odpowiednio przygotowany do prowadzenia tego wymagającego spotkania - także od strony psychologicznej. To dowód sporego zaufania. Gdyby chodziło o innego arbitra, UEFA mogłaby odsunąć go nie za karę, ale z racji olbrzymiego zamieszania. Polak ma jednak w federacji opinię bardzo odpornego na stres i dobrze sędziującego pod presją. Opinię tę utrwalił przede wszystkim w Katarze, gdy sędziował finał mistrzostw świata.
Nie wiadomo natomiast, jak cała sprawa wpłynie na postrzeganie Marciniaka w kolejnych latach, a tym samym jego notowania w federacji. Zależy to m.in. od tego, jak bardzo utrwalił się jego nieprawdziwy obraz jako sędziego o skrajnie prawicowych poglądach. Dopiero okaże się, czy zagraniczne media wytłumaczą odbiorcom, dlaczego UEFA jednak go nie zastąpiła i tym samym sprostują część powielanych informacji. Sprawa może być jeszcze odgrzebywana przy okazji kolejnych wielkich meczów, do których może być wyznaczony, ale w tej chwili najważniejsze jest to, że pojawi się przy niej dopisek, iż UEFA po zbadaniu sprawy nie odebrała mu finału Ligi Mistrzów. W federacji wierzą, że decyzja Marciniaka o pojawieniu się na konferencji biznesowej organizowanej w trakcie kampanii wyborczej przez jednego z liderów Konfederacji była jedynym momentem, w którym zabrakło mu refleksu i uważności.