W ten sposób Marciniak obronił się w UEFA. Kulisy sprawy. Wielu mu pomogło

Dawid Szymczak
Szymon Marciniak wyjaśniał sprawę cały dzień, odpowiedział mailowo na wiele pytań. Udowodnił, że jego wystąpienie na konferencji organizowanej przez Sławomira Mentzena nie było polityczne, a przekaz medialny jest nieprecyzyjny. Ale i tak istniała obawa, że sam rozgłos wokół sprawy pozbawi go finału Ligi Mistrzów i zagrozi jego dalszej karierze w Europie. UEFA nie chce bowiem wokół sędziów żadnych kontrowersji. Marciniakowi jednak zaufała, wierząc w jego chłodną głowę.

Jeszcze w czwartek bardzo późnym wieczorem wydawało się, że UEFA zabierze Marciniakowi finał. Przekaz, który dotarł do UEFA, był podobny jak w zagranicznych mediach - wyolbrzymiony, sprowadzony do spotkania Marciniaka ze Sławomirem Mentzenem, jednym z liderów Konfederacji, której poglądy są sprzeczne z tymi, które oficjalnie wyznaje UEFA. Ona na sztandarach ma równouprawnienie, a Mentzen w 2019 r. mówił, że jego partia nie chce w Polsce Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. To było na pierwszym planie, dlatego najważniejsi członkowie UEFA i stowarzyszenia sędziów uznali, że sprawa jest zbyt poważna, by nie szukać innego sędziego. 

Zobacz wideo Sędzia opowiada o strachu: Myślałem, że nie wyjdę z tego boiska

Później Marciniak wyjaśniał, że konferencja była biznesowa, a jego wystąpienie miało charakter motywacyjny i nie zawierało pół zdania zahaczającego o politykę. Tłumaczył to bardzo precyzyjnie: pokazywał przedstawicielom UEFA grafiki ze strony "Everestu", z których wynikało, że konferencja nie była polityczna, że wystąpił na niej m.in. dwukrotny laureat Forbes "30 under 30" i że z wyjątkiem Mentzena wśród prelegentów nie było członków partii, a on sam po wystąpieniu szybko opuścił konferencję, by zdążyć na organizowaną w Warszawie Galę Ekstraklasy. Od poglądów Konfederacji polski sędzia zdystansował się w oficjalnym oświadczeniu, które również otrzymała UEFA. W federacji dostali też zapis jego 40-minutowej prelekcji. Sędzia przypomniał również, że jako pierwszy użył w Polsce w 2019 r. "procedury antyrasistowskiej", czyli wstrzymał grę i poprosił stadionowego spikera, by ogłosił, że kolejne rasistowskie ataki poskutkują przerwaniem meczu. Chodziło wówczas o kibiców Lechii Gdańsk, którzy naśladowali odgłosy małp, gdy przy piłce był piłkarz Piasta Gliwice Joel Valencia.

Ale jednocześnie największe europejskie serwisy wciąż przekłamywały, że polski sędzia uczestniczył w wiecu skrajnie prawicowej partii, co poniekąd było efektem niezbyt precyzyjnego oświadczenia stowarzyszenia "Nigdy Więcej", które podniosło całą sprawę. UEFA najbardziej nie lubi, gdy wokół ich sędziów tworzy się szum. A jeśli w tle padają takie słowa, jak "rasizm", "ksenofobia" czy "homofobia", to w federacji zapalają się wszystkie ostrzegawcze lampki.

Pomógł Zbigniew Boniek, PZPN i znajomi Marciniaka. Marciniak obiecał roztropniej podejmować decyzje o publicznych wystąpieniach

Podczas gdy Marciniak wyjaśniał całą sprawę, włączył się w nią również Zbigniew Boniek, wykorzystując rozległe kontakty w UEFA. Bronił polskiego sędziego i zwracał uwagę na przesadę w medialnym przekazie i podejściu stowarzyszenia "Nigdy Więcej". Prosił, by nie podejmować decyzji na gorąco i dać więcej czasu na wyjaśnienie sprawy. Ten czas wykorzystał PZPN, wysyłając oficjalne pismo, w którym bronił Marciniaka. To samo zrobił minister sportu Kamil Bortniczuk. Do federacji docierały też głosy ze środowiska piłkarskiego od osób, które znają Polaka, że żaden z niego ksenofob i rasista. Tomasz Frankowski, były reprezentant Polski, a obecnie poseł w Europarlamencie zdradził, że UEFA również na własną rękę rozpytywała o poglądy Marciniaka. "Dzwonił do mnie Zvonimir Boban z UEFA bym go przekonał, że to jednak naiwność, a nie poglądy. Zobaczymy, czy udało mi się przekonać, by jednak to Szymon sędziował Manchester City z Interem, bo Anglicy naciskają na zmianę arbitra" - napisał na Twitterze. 

Z kolei portal Meczyki informuje, że również towarzyszenie "Nigdy Więcej" zdało sobie sprawę, jaką burzę rozpętało i samo odezwało się do UEFA, by nie karać polskiego sędziego. - Naszym celem nie było odsunięcie Marciniaka od sędziowania, tylko wezwanie do odcięcia się skrajnych poglądów kojarzonych z Mentzenem. Dobrze, że sędzia wydał takie oświadczenie, w którym odciął się od rasizmu, nietolerancji i innych skrajnych poglądów. Zrobił to, co powinien zrobić - mówił w Sport.pl Rafał Pankowski, współzałożyciel "Nigdy Więcej".

To wszystko pomogło Marciniakowi. On sam zapewniał najważniejszych członków UEFA, że będzie bardziej roztropnie planował swoje publiczne wystąpienia. W piątek UEFA zmieniła decyzję wstępnie podjętą w czwartkowy wieczór i zdecydowała, że Marciniak może ten finał prowadzić. 

Osiem dni na wyczyszczenie głowy. UEFA wierzy, że Marciniak da radę

Mecz Manchesteru City z Interem w Stambule odbędzie się 10 czerwca. UEFA wierzy, że Marciniak do tego czasu ochłonie, odetnie się od zamieszania i będzie odpowiednio przygotowany do prowadzenia tego wymagającego spotkania - także od strony psychologicznej. To dowód sporego zaufania. Gdyby chodziło o innego arbitra, UEFA mogłaby odsunąć go nie za karę, ale z racji olbrzymiego zamieszania. Polak ma jednak w federacji opinię bardzo odpornego na stres i dobrze sędziującego pod presją. Opinię tę utrwalił przede wszystkim w Katarze, gdy sędziował finał mistrzostw świata.

Nie wiadomo natomiast, jak cała sprawa wpłynie na postrzeganie Marciniaka w kolejnych latach, a tym samym jego notowania w federacji. Zależy to m.in. od tego, jak bardzo utrwalił się jego nieprawdziwy obraz jako sędziego o skrajnie prawicowych poglądach. Dopiero okaże się, czy zagraniczne media wytłumaczą odbiorcom, dlaczego UEFA jednak go nie zastąpiła i tym samym sprostują część powielanych informacji. Sprawa może być jeszcze odgrzebywana przy okazji kolejnych wielkich meczów, do których może być wyznaczony, ale w tej chwili najważniejsze jest to, że pojawi się przy niej dopisek, iż UEFA po zbadaniu sprawy nie odebrała mu finału Ligi Mistrzów. W federacji wierzą, że decyzja Marciniaka o pojawieniu się na konferencji biznesowej organizowanej w trakcie kampanii wyborczej przez jednego z liderów Konfederacji była jedynym momentem, w którym zabrakło mu refleksu i uważności.

Więcej o:
Copyright © Agora SA