Piłka nożna jest chora, bo Real spadł na 13. miejsce na świecie. Perez nic nie rozumie

- Piłka nożna jest chora - oświadczył prezes Realu Madryt Florentino Perez w ostatnią niedzielę podczas zebrania członków klubu. 75-letni Hiszpan uważa, że trzeba gonić Amerykę i jej sporty, bo jego zdaniem przerosły europejski futbol na polu rozrywki. Pytanie tylko czy naprawdę wie, co Amerykanie robią dobrze?

Klubom w USA szef Realu wyraźnie zazdrości. Do wniosku, że piłka nożna jest chora, doprowadził Pereza ostatni ranking biznesowego magazynu "Forbes". Wśród 50 najdroższych klubów sportowych świata znalazło się tylko osiem piłkarskich. A i to na mało eksponowanych miejscach. Real Madryt jest trzynasty, Barcelona - piętnasta, a Manchester United - dziewiętnasty. A jeszcze 9 lat temu dziennikarze "Forbesa" byli dla piłkarskich klubów znacznie bardziej łaskawi: Real, Manchester United i Barcelona zajmowały pozycję 1, 2, 3.  

Zobacz wideo

Piłka nożna przegrywa bitwę z innymi sportami

"Byliśmy na szczycie, a teraz spadliśmy na 13. miejsce - skonkludował Perez. - Wyprzedziło nas 12 klubów z amerykańskich sportów. Coś w tych Stanach musieli zrobić bardzo dobrze, a my w Europie bardzo źle. Piłka nożna przegrywa bitwę na polu rozrywki z innymi sportami i innymi platformami. Potrzebujemy profesjonalnego, nowoczesnego i transparentnego modelu zarządzania, który nie bazuje na starych strukturach wypracowanych w poprzednim stuleciu". 

Chciałby Florentino Perez naśladować, co w Ameryce robią dobrze? To proszę bardzo kilka przykładów, jak szef Realu mógłby naśladować działania klubów w USA: 

Powinien pożyczyć Milanowi i Interowi pieniądze na nowy stadion. Tak zrobiły kluby NFL, gdy budowano MetLife Stadium w Nowym Jorku. W ten sposób New York Jets i New York Giants rozpoczęły budowę nowoczesnego obiektu, na którym grają do dziś. Stadion kosztował ostatecznie 1,6 miliarda dolarów. Pożyczka od NFL pokryła część kosztów - 300 mln dolarów, ale była znaczącym wkładem, dzięki któremu nowojorskim klubom łatwiej było uporać się z pracami bez angażowania lokalnych władz.

Haaland i Mbappe powinni zostać w swoich klubach

Powinien zadbać, żeby PSG mogło zatrzymać Kyliana Mbappe nawet po zakończeniu kontraktu. W NFL każdy klub ma taką możliwość wobec jednego wolnego agenta w sezonie. Dodatkowy rok daje drużynie możliwość wydłużonego negocjowania przedłużenia umowy z największą gwiazdą.  

Powinien zadbać, żeby tacy zawodnicy jak Erling Haaland nie musieli opuszczać takich klubów jak Borussia, by więcej zarabiać gdzie indziej. To w Dortmundzie powinien mieć szansę zarabiać tyle samo, ile w Manchesterze City. W NFL dzięki równemu podziałowi kasy najmniejsze miasto ze wszystkich, które mają drużynę w wielkich ligach Ameryki Północnej, czyli Green Bay (107 tys. mieszkańców) od 17 lat utrzymuje Aarona Rodgersa jedną z największych gwiazd futbolu amerykańskiego wszech czasów i płaci mu najwyższą pensję w lidze - 50 mln za sezon. 

Razem z kilkoma innymi klubami, w których pensje zawodników są najwyższe, powinien Perez zrobić zrzutkę i wypłacać pieniądze np. Ajaksowi Amsterdam, aby ten mógł zatrzymać swoich najlepszych zawodników. Tak jest np. w MLB, gdzie pieniądze z tzw. podatku od luksusu, czyli ponadnormatywnych wynagrodzeń, dostają kluby, które płacą zawodnikom najmniej. 

Powinien wprowadzić jak najbardziej równy podział zysków z tytułu praw transmisji w lidze i Lidze Mistrzów itp. Aby każdy klub mógł zbudować silną drużynę. W NFL nie tylko ogólnokrajowe przychody ligi (prawa do transmisji, sponsoring), ale także jedna trzecia wpływów lokalnych dzielona jest po równo na wszystkie drużyny. 

Czy Perez byłby gotowy na 27 lat bez sukcesu?

Powinien wprowadzić zasadę, że ligowe mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej mogą się odbywać tylko w jeden dzień weekendu. Tak jest w NFL, gdzie w weekend mecze odbywają się tylko w niedzielę. Piątek wieczór i sobota zarezerwowane są na mecze drużyn licealnych i uniwersyteckich. Chodzi o to, aby futbol amerykański rozwijał się na wszystkich poziomach, nie tylko tym zawodowym. 

Powinien być przygotowany, że wartość i bogactwo klubu nie mają żadnego przełożenia na sukcesy na boisku. Dallas Cowboys, którzy przewodzą rankingowi "Forbesa" jako najbardziej wartościowy klub świata, od 27 lat, gdy po raz ostatni wygrał Super Bowl, nie wygrali niczego ważnego. 

Nie sądzę jednak, żeby te podpowiedzi spodobały się szefowi Realu Madryt. Ani on, ani większość kibiców piłkarskich nie byłaby w stanie zaakceptować mentalnie takiej rewolucji. Zresztą przyznam się szczerze, te rady są tendencyjne, eksponujące te zasady, które nijak nie przystają do europejskich tradycji. To jak kapitalizm i gospodarka socjalistyczna – systemy niepodobne do siebie. 

Perez pokazuje Amerykę jako wzór, ale widać, że nic z tego wzoru nie rozumie

Zresztą dobitnie pokazuje to idea Superligi, którą lansuje Perez jako remedium na chorobę piłki. Otóż według niego najważniejsze jest, żeby tzw. wielkie kluby grały ze sobą jak najczęściej. Tak rozumie przewagę, jaką mają amerykańskie ligi nad europejskimi: Musimy oferować mecze na najwyższym poziomie przez cały rok, gdzie grają najsilniejsze zespoły i najlepsi gracze. W tenisie Nadal i Federer grali ze sobą 40 razy w ciągu 15 lat. Nadal i Djoković grali 59 meczów w ciągu 16 lat. W piłce nożnej graliśmy tylko pięć meczów z Liverpoolem w ciągu 67 lat i cztery raz z Chelsea w historii. Jaki sens ma pozbawianie fanów takich meczów? - mówi Perez.  

Szef Realu pewnie byłby zdziwiony, że w NFL derby Nowego Jorku odbywają się co cztery lata, choć Giants i Jets grają na tym samym stadionie. Podobnie rzadko grają ze sobą nr 1. wspominanego wcześniej rankingu "Frobesa" - Dallas Cowboys i nr 2. New England Patriots. To jeszcze jeden dowód niespójnych tradycji w Europie i USA. Bo przecież nie o to chodzi, żeby najbogatsi grali ze sobą jak najczęściej. Ideał nakreślił w 1946 r. komisarz NFL Bert Bell:

W każdą niedzielę każdy może wygrać z każdym

I w tym duchu liga postępowała, gdy miała klubów 10 i dalej postępuje, gdy ma ich 32. Jeśli gramy w jednej lidze, to każda drużyna powinna mieć szansę co jakiś czas zostać mistrzem, każda drużyna powinna mieć możliwość zatrudnienia gwiazdy, która ściąga ludzi na trybunach, każda drużyna ma szansę zbudować zespół przez kilka sezonów bez obawy, że przyjdzie biznesmen z Nowego Jorku z harmonią pieniędzy, by wykupić największe talenty. Tłumacząc na polski to taka liga, gdzie Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski co dwa tygodnie mogliby grać na stadionie Narodowym w barwach polskiego klubu przed 60 tysiącami widzów na trybunach. A klub byłoby stać, by zatrudnić dwie największe polskie gwiazdy, bo każdy mecz oglądałoby na ekranach 10 mln Polaków, a największe warszawskie firmy biłyby się, by wynająć w promocji po dwa milion złotych na sezon lożę na stadionie i płaciłby po 2 tysiące złotych za bilety premium na mecz.

Właśnie to robią Amerykanie dobrze, a Europejczycy źle. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA