Za nami wtorkowe mecze III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W większości przypadków spotkania kończyły się zgodnie z oczekiwaniami. Za jedyną niespodziankę należy uznać zwycięstwo Royale Union Saint-Gilloise nad Rangers FC. Szkoci, którzy byli rewelacją poprzedniej edycji Ligi Europy, marzyli o podbiciu Ligi Mistrzów. Wiele wskazuje, że z rozgrywkami mogą pożegnać się już na pierwszej przeszkodzie.
Royale Union Saint-Gilloise to sensacyjny wicemistrz Belgii. Rok wcześniej zespół dopiero co wywalczał awans na najwyższy szczebel rozgrywkowy i w ciągu zaledwie 12 miesięcy osiągnął tak wielki sukces. Zbiegło się to również z powrotem do europejskich pucharów po 58 latach przerwy, co było rekordem w europejskiej piłce.
Rywalizacja z Rangersami była debiutem w tegorocznej edycji europejskich pucharów dla belgijskiej drużyny. Dzięki zdobyciu wicemistrzostwa kraju rozpoczęła zmagania właśnie od trzeciej rundy. Klub z Glasgow to również wicemistrz kraju i dla niego także był to pierwszy mecz w tym sezonie w pucharach.
W pierwszej połowie mecz stał na wyrównanym poziomie, jednak z prowadzeniem do szatni schodzili gospodarze. W 27. minucie 23-krotny reprezentant Malty Teddy Teuma otrzymał podanie w polu karnym od Jeana Lazare Amaniego i silnym strzałem pokonał bramkarza Rangersów.
W drugiej połowie przewaga gospodarzy była wyraźniejsza, co przełożyło się na kolejne okazje i drugą bramkę. W 76. minucie sędzia podyktował rzut karny za zagranie ręką jednego z graczy Rangersów. Na 2:0 pewnym uderzeniem podwyższył Dante Vanzeir. Taki wynik utrzymał się do końca i sprawia, że przed rewanżem belgijska ekipa ma sporą zaliczkę.
Historia Royale Union Saint-Gilloise jest niezwykle interesująca. "Przed wojną byli hegemonem. Po tytuły sięgali seryjnie i ustanowili rekord 60 meczów bez porażki, który przetrwał 87 lat. Dzisiaj belgijski Royale Union Saint-Gilloise pisze kolejną futbolową historię. Klub wrócił do elity po 48 latach i jest na czele tabeli, a jego plecy oglądają giganci. - Łatwo w tym klubie się zakochać - mówi jego dyrektor Chris O'Loughlin." - pisaliśmy kilka miesięcy. Całość można przeczytać w TYM MIEJSCU.
W meczu el. Ligi Mistrzów, który zakończył się jako ostatni Benfica wygrała aż 4:1 z duńskim Midtyjlland. Portugalski klub był faworytem tego spotkania, zwłaszcza że było one rozgrywane w Lizbonie. Dziwić mogą jednak rozmiary. Benfica już po 40 minutach prowadziła aż 3:0 z wicemistrzem Danii.
Rewanże obu spotkań za tydzień.