Lewandowski nie wiedział, co się dzieje. Bayern uratowany w 90. minucie

Red Bull Salzburg dzielnie walczył i długo prowadził z Bayernem Monachium. W drugiej połowie opadł jednak z sił i w 90. minucie wypuścił wygraną z rąk, remisując ostatecznie 1:1. Słaby występ zaliczył Robert Lewandowski.

Jeśli ktoś myślał, że to spotkanie będzie jednostronne, to został wyprowadzony z błędu już na początku spotkania. Gospodarze podeszli do tego meczu bez kompleksów i z pomysłem na zaskoczenie rywali. Już w pierwszych minutach mogło być 1:0 dla Salzburga, ale strzał Aaronsona został zablokowany. Gospodarze byli agresywni, szybko doskakiwali do rywali, a kiedy odbierali piłkę, natychmiast posyłali ją do napastników, tworząc w ten sposób groźne kontry. Piłkarze Salzburga regularnie pojawiali się pod polem karnym gości

Zobacz wideo Biznes Lewandowskiego robi piorunujące wrażenie! "Świątynia sportu"

Salzburg zaskoczył drużynę Bayernu. Niewidoczny Lewandowski

W końcu jeden z takich ataków przyniósł skutek. W 21. minucie Karim Adeyemi zszedł z prawego skrzydła do środka i chciał oddać piłkę koledze. Ta ostatecznie, trochę szczęśliwie, trafiła do Chukwubuike Adamu, który z 15 metrów oddał strzał w kierunku dalszego słupka i pokonał Ulreicha. Dodajmy, że Adamu wszedł na boisko z ławki rezerwowych w 12. minucie, bo kontuzji doznał Noah Okafor.

Więcej treści sportowych znajdziesz również na Gazeta.pl

Po bramce obraz gry się nie zmienił. Bayern, mimo że czasami miał dużo miejsca, nie potrafił zrobić z tego użytku. Natomiast Salzburg nie zmienił sposobu gry. Kilka minut po zdobytej bramce mogło być już 2:0, ale strzał Aaronsona z pola karnego obronił Ulreich.

Bawarczycy mieli jednak swoje szanse. Dwa razy po nawinięciu obrońcy z pola karnego groźnie uderzał Gnabry. Raz jego strzał obronił Koehn, za drugim razem został dwukrotnie zablokowany. Dwa razy próbował też Coman. Raz z dystansu i raz głową z pola karnego. Jednak z tymi strzałami problemu nie miał bramkarz gospodarzy. W końcu groźnie z pola karnego uderzał też Sane, ale niecelnie.

Żadnej sytuacji nie miał za to Robert Lewandowski. Kapitan polskiej kadry był całkowicie niewidoczny. Starał się schodzić do boku i głęboko do środka boiska, ale nadal nie miał dużego wpływu na grę. Pewnym usprawiedliwieniem może być jednak dla niego fakt, że otrzymywał mało podań od kolegów. Po pierwszej połowie Salzburg prowadził 1:0. I było to prowadzenie zasłużone.

Bayern dominował, ale nie wyrównał. Wielkie emocje w końcówce

W drugiej połowie Bayern zaczął jednak dominować, bo piłkarze Salzburga opadli z sił. Gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie gospodarzy. Przede wszystkim Salzburg przestał wyprowadzać kontrataki. Po odbiorze piłki gospodarze natychmiast ją tracili. Bayern jednak też miał problemy, głównie z dokładnością i nie tworzył klarownych sytuacji. Więcej niż w pierwszej połowie szarpał Coman, ale bez konkretnego efektu. Nawet kiedy udało się oddać strzał, to był on albo niecelny, albo nie sprawiał problemu bramkarzowi. W 72. minucie musiał się jednak wysilić. Mocno z boku pola karnego, z ostrego kąta strzelał Coman, ale udało mu się odbić piłkę na rzut rożny.

Bardzo blisko było zaledwie trzy minuty później. Tym razem to Bayern wyprowadził świetną kontrę, której finałem był strzał Sane z pola karnego. Piłkę odbił Koehn, a ta zaczęła turlać się wolno wzdłuż bramki, około metr od niej. Z dobitką szedł Gnabry i Sane, ale jakimś cudem do piłki pierwszy dopadł Koehn. Za to zaledwie pięć minut później Salzburg mógł prowadzić 2:0. Po trochę szczęśliwej kontrze Ulreich odbił strzał Adeyemiego z pola karnego, a potem Pavard zablokował dobitkę, po której piłka leciała już do bramki.

I to właśnie brutalnie się zemściło i to w 90. minucie. Pavard dośrodkował na dalszy słupek z głębi pola w obręb "szesnastki", a tam piłka trafiła do pozostawionego Comana, który pokonał Koehna. Ostatecznie Salzburg zremisował z Bayernem Monachium 1:1.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.