Zdjęcie z Lewandowskim rozpętało burzę. Symbol upadku Barcelony

Dawid Szymczak
Za Barceloną wieczór, który będzie bolał przez lata. Pierwszy raz od 21 lat odpadła z Ligi Mistrzów już w fazie grupowej. Niegodna klubu jest i gra, i zachowanie piłkarzy. Po porażce 0:3 roześmiany Clement Lenglet obejmował Roberta Lewandowskiego - niczym nastolatek, który spotkał idola.

Różne zespoły - Eintracht, Borussia Moenchengladbach czy Augsburg - potrafiły w tym sezonie pokonać Bayern. Takich, które mu się postawiły, ale ostatecznie nie zdobyły punktów, jest jeszcze więcej. Ale Barca w meczu, który musiała wygrać, by zostać w Lidze Mistrzów, nawet Bayernu nie drasnęła. Nie była nawet blisko, choć piłkarze Juliana Nagelsmanna zagrali na pół gwizdka, bo i tak byli pewni awansu.

Najpierw wypunktowali Barcelonę na boisku, a później przed kamerami. Nagelsmann policzył, że powinni strzelić więcej niż trzy gole, bo sam Leroy Sane miał okazji na drugie tyle. Thomas Mueller dodał, że Barcelona po prostu nie wytrzymała narzuconej tego wieczoru intensywności. - Technicznie mają wszystko, są też świetni taktycznie, ale nie radzą sobie z intensywnością w topowym futbolu - diagnozował Niemiec, strzelec gola na 1:0. 

Clement Lenglet na pamiątkę po Lidze Mistrzów ma zdjęcie z Robertem Lewandowskim

Mówi się, że koniec Barcelony w Lidze Mistrzów będzie początkiem nowej ery. Że potrzebna jest zmiana na boisku, ale też w szatni i gabinetach. Żarty z Robertem Lewandowskim i śmiech Clementa Lengleta chwilę po meczu, po największej porażce od 21 lat, są idealnym symbolem upadku.

Francuz nie był zły, smutny, zawstydzony. Nie uciekał od szatni, nie kopał bidonów, nie wyjaśniał niczego z kolegami, nie pogrążył się w smutku na środku boiska. Szeroko uśmiechnięty obejmował Lewandowskiego, a fotoreporterzy zrobili im zdjęcie. Ma przynajmniej piękną pamiątkę z Ligi Mistrzów.

Najlepsi piłkarze Barcelony grają w PSG, najlepsi dyrektorzy pracują w Manchesterze City

I może ta emocjonalna pustka, przy której upada Barcelona, uderza najbardziej. To nie było spektakularne 2:8, jak w sierpniu 2020. To było smutne 0:3, bez żadnej reakcji Barcy. Jej piłkarze przyjęli te trzy ciosy z akceptacją i zrozumieniem. Sergio Busquets powiedział później, że porażka uderza w dumę i boli. Ale to słowa. Na boisku ani nie było widać złości, ani bólu. Pomijając niezły pierwszy kwadrans, nie było ze strony Barcelony żadnej reakcji na zabawę Bayernu. Brakowało odwagi, by zaatakować i chęci, by w obronie wsadzić rywalowi kij w szprychy.

Barcelona nie pogrążyła się w tydzień. Od lat nie ma w tym klubie idei i kompetentnych ludzi. Jej najlepsi piłkarze grają w PSG, a najlepsi dyrektorzy - Ferran Soriano i Txiki Begiristain - pracują w Manchesterze City. Barcelona z centrum piłkarskiego wszechświata stała się upadłym mocarstwem. Nie wyznacza już trendów i odchodzi od zasad, które jeszcze kilka lat temu wynosiła na sztandary. Inne kluby już nie patrzą na nią z zazdrością, a raczej ku przestrodze, by zarządczych błędów nie powtórzyć u siebie.

Nowa era zaczyna się w Lidze Europy i LaLiga - 16 punktów za Realem Madryt. Z paroma podstarzałymi piłkarzami, wieloma charakterologicznie do Barcelony nie pasującymi, ale także kilkoma, których potencjał trzeba uwolnić.

Xavi Hernandez jest obietnicą tego wszystkiego, za czym najbardziej tęsknią kibice, ale poza obietnicą niesie - jak na razie - niewiele więcej. Nie wstrząsnął zespołem, nie dodał mu odwagi, nie przywrócił pryncypiów. Ale on - w przeciwieństwie do wielu osób w Barcelonie - jeszcze się nie poddał.

Więcej o: