Piłkarz Legii zszokował świat. Śmiali się z niego w Radomiu i Giżycku. Teraz on może się śmiać

Bartłomiej Kubiak
Małomówny odludek bez siły przebicia, podatny na kontuzje piłkarz, który nie wyróżniał się nawet w trzecioligowych rezerwach Legii - takim zapamiętano Jasura Jakszibojewa w Warszawie. Teraz, po golu strzelonym Realowi Madryt na Santiago Bernabeu, mówi o nim piłkarska Europa. Uzbek błyszczy na wypożyczeniu w Sheriffie Tyraspol, ale jego kontrakt z Legią obowiązuje do 2023 roku.

- Przyjechał do Warszawy bez rodziny. Prawie w ogóle z nikim tutaj nie rozmawiał. Ani się specjalnie nie przywitał, ani z nami nie pożegnał. Jak przez te pół roku powiedział z dziesięć zdań, to było wszystko. Z czego większość do Ernesta Muciego, z którym był w pokoju, a on też zbyt rozmowny nie jest - śmieje się jeden z członków sztabu Czesława Michniewicza, którego pytamy o Jasura Jakszibojewa.

Zobacz wideo Skaut Wisły Płock znalazł setki piłkarzy, którzy mogą zagrać dla Polski

Teraz śmiać się może Jakiszbojew. Jego uśmiech został zresztą uchwycony przez realizatora, który po wtorkowej wygranej Sheriffa Tyraspol z Realem Madryt w Lidze Mistrzów (2:1) od razu pokazał Uzbeka ściskającego się z kolegami z drużyny. Nie po raz pierwszy zresztą - jego pierwszy wybuch radości był już w 25. minucie. Zaraz po tym, jak Jakiszbojew głową pokonał Thibaut Courtois i strzelił gola na 1:0. Najpierw skrył twarz w dłoniach i od razu upadł na kolana - jakby nie mógł uwierzyć w to, co się stało - a dopiero po chwili utonął w objęciach innych.

Uwierzyć w to wszystko rzeczywiście może być mu trudno. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu Jakiszbojew grał w trzecioligowych rezerwach Legii. Choć "grał" to chyba za duże słowo, bo on po prostu jeździł z drugą drużyną na mecze do Legionowa czy Giżycka i biegał po boiskach. W trzeciej lidze uzbierał 209 minut, zagrał trzy mecze. Nie strzelił gola i nie miał asysty. Słowem: absolutnie niczym się nie wyróżnił. Sprawiał wrażenie, że jest poza drużyną, praktycznie z nikim w Legii nie rozmawiał. Był odludkiem. Nie miał przyjaciół, a nawet rodziny, którą ściągnął do siebie dopiero teraz, już po przeprowadzce do Tyraspolu.

"Wiem, że występowaliście w Lidze Mistrzów"

Jakiszbojew do Warszawy trafił w lutym 2021 roku. Mistrz Polski pozyskał go za 300 tys. euro z Paxtakoru Taszkient. Wypatrzył jednak na Białorusi, gdzie Uzbek był wypożyczany do Energetiku Mińsk i Szachtiora Soligorsk. Statystyki w obu klubach miał znakomite, bo w 27 meczach strzelił 16 goli i zanotował sześć asyst.

Zaraz po przylocie do Warszawy i odebraniu z lotniska w krótkiej rozmowie z legia.com nieśmiałym i cichym głosem mówił do kamery: - W zeszłym roku na Białorusi grałem jako napastnik. Bardzo dobrze czuję się w tej formacji. Preferuję ofensywne podejście do futbolu. Dzięki YouTube wiele dowiedziałem się o Legii. Wiem, że występowaliście w Lidze Mistrzów. Że są tu wspaniali kibice i panuje świetna atmosfera.

Atmosfery przy Łazienkowskiej specjalnie nie poczuł, bo Michniewicz - który na treningach ustawiał go na wahadle, a nie w ataku - nie stawiał na niego. Kilka razy posadził na ławce, a na boisko wpuścił tylko raz. W 79. minucie meczu z Wisłą Kraków (0:0), kiedy Jakszibojew zmienił Rafaela Lopesa. To był początek maja, 28. kolejka ekstraklasy, Legia była już wtedy mistrzem Polski.

Kłopotem były kontuzje, ale też ramadan

Michniewicz nie miał jednak powodów, by na niego stawiać, bo Jakiszbojew nie wyróżniał się na treningach ani tym bardziej w trzecioligowych rezerwach. Komunikacja tutaj nie była kłopotem, bo Michniewicz po rosyjsku mówi płynnie. Uzbekowi przeszkadzały za to urazy, piłkarz Legii rzadko był w formie fizycznej. Zaznaczał jednak, że ich powodem nie jest ramadan, którego Jakszibojew - w przeciwieństwie do Muciego, kolegi z pokoju, który też jest muzułmaninem - ściśle przestrzegał.

- Do tej pory przez wszystkie lata kariery przestrzegałem postu i nigdy nie miałem żadnych problemów. W zeszłym roku na Białorusi też go strzegłem i nie przeszkadzał mi w grze. Trzeba wiedzieć, jak postępować. Pierwszy tydzień jest najtrudniejszy, potem organizm się przyzwyczaja. Nie można od razu, gdy zapadnie zmrok, najadać się do syta, bo żołądek tego nie wytrzyma. Trzeba zacząć od czekoladki, wody, dopiero po półtorej godziny zjeść normalny posiłek. Należy też dużo spać. Poza tym to zależy od wiary: jeśli człowiek wierzy, może wszystko - mówił Jakiszbojew w kwietniu w rozmowie z "Piłką Nożną".

Wtedy w Legii jeszcze w niego wierzono. W połowie kwietnia, zaraz po rozpoczęciu przez Jakiszbojewa ramadanu, dyrektor sportowy Legii Radosław Kucharski mówił w rozmowie z legia.com: - To będzie wartościowy gracz. On ma ogromne umiejętności techniczne, potrafi podjąć ciekawe rozwiązania na boisku. Ale trafił do nas bez okresu przygotowawczego, więc w jego przypadku musimy wykazać się cierpliwością. Pierwszy raz znajduje się w tak dużym klubie - tłumaczył.

Wiara uleciała, ale Legia ma pełną kontrolę

Ale później ta wiara w Legii zaczęła gasnąć. Nowy sezon nie sprawił, że Jakiszbojewa przestały prześladować problemy zdrowotne. Na początku czerwca Uzbek zaraził się koronawirusem, przez co trafił w ojczyźnie na kwarantannę. Stracił pierwszy tydzień przygotowań. Później poleciał z zespołem na obóz do austriackiego Leogang, zagrał 20 minut w sparingu z Ferencvarosem, ale po tym meczu doznał kontuzji uda. Kolejnej, bo to był uraz, który wykluczył go też z końcówki poprzedniego sezonu.

- Na Białorusi nie miał kontuzji, ale nie wiemy, jak tam trenował - mówił na początku lipca Michniewicz. - Czasem są gracze, którzy na dobrą sprawę wychodzą na boisko tylko na mecze. Musimy podziałać. Powinien wyleczyć się do końca. Sam chodzi sfrustrowany. Rozumie, że możemy być zawiedzeni. Chciałbym, by mógł się cieszyć komfortem zdrowia. Liczyłem, że tak będzie po urlopie, to przytrafił mu się koronawirus. Trzeba zdiagnozować problem, bo co chwilę powtarza się kłopot z tym samym miejscem - dodawał trener.

Pod koniec sierpnia Legia oddała jednak piłkarza bez żalu. Do Sheriffa, który cztery lata temu wyeliminował drużynę prowadzoną przez Jacka Magierę w eliminacjach do Ligi Europy. Sam zagrał wtedy kosztem Legii w fazie grupowej. A teraz gra w Lidze Mistrzów. Po raz pierwszy w historii, ale debiutanckiej tremy nie widać. Po dwóch kolejkach drużyna trenera Jurija Wernyduba - który zna Jakiszbojewa jeszcze z ligi białoruskiej i to on naciskał na jego wypożyczenie - z kompletem punktów jest liderem grupy D. Wyprzedza Real, Inter i Szachtar Donieck.

Czy Legia może żałować, że pozbyła się piłkarza, który błyszczy w Lidze Mistrzów? Z jednej strony tak, bo zdrowy i gotowy do gry Jakiszbojew mógłby okazać się wzmocnieniem także dla niej. Ale z drugiej strony niekoniecznie, bo Uzbek, który w Sheriffie gra regularnie i już w debiucie strzelił gola oraz zaliczył asystę, do mistrza Mołdawii jest tylko wypożyczony. Strzelając gole w Lidze Mistrzów podnosi swoją wartość. A na Łazienkowską może wrócić już w styczniu, choć sam pewnie wracać nie chce. Ale Legia też wcale nie musi na to naciskać, bo gdyby zdecydowała się skrócić wypożyczenie i sprzedać Jakiszbojewa zimą, Sheriff otrzymałby procent od transferu. Latem już te ustalenia nie obowiązują. Wtedy Uzbek wraca do Warszawy, a Legia ma pełną kontrolę nad tym, co dalej z jego karierą, bo kontrakt Jakiszbojewa obowiązuje do czerwca 2023 roku.

Więcej o: