To jest najlepszy trener Europy! 123 dni, które wstrząsnęły piłką i Guardiolą

Gdy w 2014 roku podczas luźnej rozmowy Pep Guardiola spytał dyrektora sportowego Bayernu Monachium, kto jest najbardziej utalentowanym niemieckim trenerem, Michael Reschke bez wahania odparł: Thomas Tuchel. Guardiola przyznał mu rację. Czasy się zmieniły, panowie z Niemiec przenieśli się do Anglii, ale po 66. finale Ligi Mistrzów, na dużo poważniejsze pytanie - kto jest najlepszym trenerem Europy - odpowiedź pozostała taka sama.

Podczas finału robił przy ławce trenerskiej niemal to, co zawsze: krzyczał, skakał, klęczał nakrywając się rękami, a po końcowym gwizdku wybiegł na boisko w podskokach. Tym razem mógł skakać do woli, bo przecież rok temu w przypadku triumfu w Lidze Mistrzów świętowałby symbolicznie. Wtedy niemal cały mecz z Bayernem oglądał siedząc. Inaczej nie mógł, bo na niewiele pozwalała mu kontuzjowana i unieruchomiona noga (miał skręcenie kostki oraz złamania jednej z kości śródstopia).

Wtedy, na ławce, to było pół Tuchela. Noga szybko jednak doszła do sprawności, a i Tuchel, aby przeżywać kolejny finał Ligi Mistrzów, długo czekać nie musiał. Został zresztą pierwszym trenerem w historii Pucharu Europy, który rok po roku dostał się do finału tych rozgrywek z dwoma różnymi klubami. Za drugim razem puchar zdobył (Chelsea – Manchester City 1:0 ). Przypadek, szczęście? A może jednak klasa trenera, który na największy sukces w swej karierze potrzebował raptem 123 dni.

Zobacz wideo Guardiola znów przechytrzył samego siebie! [LIVE PO FINALE LM]

Na zero z wielkimi trenerami

Tuchel po tym jak w grudniu 2020 roku został zwolniony z PSG, szybko znalazł nową pracę i przeniósł się do Londynu. Z "The Blues" od początku szło mu kapitalnie i w lidze i w Europie. Gratulować musieli mu kolejni wielcy trenerzy. Dwa razy okazał się lepszy od Diego Simeone, a raz od Zinedine'a Zidane'a, Jurgenna Kloppa, Jose Mourinho, Carlo Ancelottiego i Pepa Guardioli. Z tym że Hiszpana pokonał też w Pucharze Anglii i teraz w tym najważniejszym meczu – finale Ligi Mistrzów. Co jeszcze ciekawsze w tych w sumie dziewięciu spotkaniach Tuchela przeciw wielkim trenerom, Chelsea nie straciła nawet jednej bramki.

Do finału Ligi Mistrzów weszła zasłużenie. W Premier League gdy na trenerskiej ławce usiadł Niemiec, londyńczycy też ruszyli w górę stawki. Warto przypomnieć, że Tuchel pięć miesięcy temu obejmował zespół środka tabeli, a skończył ligę na 4. miejscu. Chelsea od końca stycznia straciła w lidze najmniej goli ze wszystkich drużyn - trzynaście. Choć zimą nie doszło do przetasowań piłkarzy, to problemy, przez które drużyna cierpiała pod wodzą Franka Lamparda, z organizacją gry i taktyką Tuchela zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W finale Ligi Mistrzów gwiazdy Manchesteru City przekonały się o tym boleśnie.

Dorósł do nauczyciela?

"The Citizens" w całym spotkaniu i goniąc wynik przez ponad jedną połowę oddali na bramkę Chelsea 7 strzałów, ale tylko jeden był celny, 4 zablokowane. Dość skutecznie były gaszone również dośrodkowania londyńczyków i próby wejść w pole karne. To z podziemi wyrastał N’Golo Kante i zabierał rywalom piłkę, to skutecznie powstrzymywał ich wprowadzony za kontuzjowanego Thiago Silvę, Andreas Christensen, ale defensywna klasa Chelsea polegała na mądrej pracy obronnej całej drużyny, a w samej końcówce spotkania umiejętnym odsuwaniu gry od własnego pola karnego. Choć City miało piłkę, to niewiele z tego wynikało.

Jeśli popatrzyć na drugą połowę meczu, to plan Tuchela był jasny. Nawet było blisko, by zapewnił jego drużynie spokój już kwadrans przed końcem meczu. Tyle że po jednym z kontrataków i dograniu przez Kaia Havertza do Christiana Pulisica, Amerykanin w doskonałej sytuacji, fatalnie przestrzelił. Jaki był plan Guardioli, zauważyć było trudniej, w czym też zasługa Tuchela. Niemiec City skutecznie zneutralizował. Tym razem to człowiek, który Hiszpanem zawsze był zachwycony, który dekadę temu jeździł na Camp Nou czerpać od jego Barcelony i zaprzyjaźnił się z nim w czasie wspólnej pracy w Bundeslidze - gdy Guardiola był wielkim trenerem Bayernu, a on młodym szkoleniowcem Mainz - musiał Guardiolę pocieszać.

To Hiszpanowi musi być głupio, że odkąd opuścił triumfującą Barcelonę, by wygrać Ligę Mistrzów dla Bayernu czy City, licznik jego europejskich sukcesów przez dekadę wciąż pokazuje zero. A Tuchel, który za niemieckich czasów w czasie wspólnej kolacji potrafił przegadać z Guardiolą o futbolu cztery godziny, teraz wszedł na poziom swojego nauczyciela.

Co prawda gablota z pucharami Niemca nie jest jeszcze tak wypchana jak ta Hiszpana, ale 3 lata młodszy Tuchel jest na dobrej drodze, by to szybko zmienić. W bezpośrednich starciach z Guardiolą już jest z Hiszpanem na równi. Na 8 meczów każdy ze szkoleniowców wygrał po trzy.

Tyle że Tuchel turbo włączył niedawno, bo jego wszystkie trzy triumfy nad Guardiolą miały miejsce w tym roku. Czy najważniejszy i chyba najbardziej emocjonujący wynik ich potyczki jeszcze długo będzie ostemplowany datą 29 maja?

Więcej o:
Copyright © Agora SA