- W Lidze Mistrzów uczestnictwo klubom dają wyniki, a nie uchwały podjęte przez kilku uprzywilejowanych i chciwych osób - opisywał to niedawno prezes UEFA Aleksander Ceferin. I przy okazji straszył uczestników Superligi karami.
- Superliga jest zamkniętym sklepem, jest hamulcem dla lig i dla futbolowych instytucji. Jako szef FIFA nie daję przyzwolenia na coś takiego - dodawał Gianni Infantino. Ironia polega na tym, że patrząc w statystyki i dane, podobne zdania można wypowiedzieć o Lidze Mistrzów, która stała się balem dla wybrańców.
23 państwa w półfinałach LM, a po 1993 roku tylko 9
Puchar Europy (późniejsza Liga Mistrzów) był z założenia rozgrywkami dla najlepszych drużyn w swoich krajach. To dlatego w pierwszej edycji turnieju w sezonie 1955/56 wystąpiło 16 klubów reprezentujących 15 państw. 65 lat później narodów w Lidze Mistrzów też było 15, ale klubów - już 32. Przez lata zmienił się system zapraszania tych najlepszych i kwalifikacji dla pozostałych. Drzwi do Ligi Mistrzów w teorii nikomu nie zamykano, ale usunięto z nich klamki. Olympiakos Pireus, który w poprzednim sezonie jako mistrz Grecji zakwalifikował się do LM i w grupie wyprzedził Olympique Marsylia, po tegorocznym mistrzostwie będzie musiał bić się o prestiżowe rozgrywki od pierwszej rundy ich czterostopniowych eliminacji. To wynik licznych reform, które do rywalizacji dopuściły nawet drużyny z czwartych miejsc najmocniejszych lig. System już dawno pozycjonował uczestników samej rywalizacji i w pewien sposób przyczynił się do zmiany układu sił w europejskim futbolu. Widać to choćby po liczbie państw uczestniczących w półfinałach dawnego Pucharu Europy i jego kontynuacji, czyli Ligę Mistrzów.
Państwa w półfinałach LM kiedyś, a obecnie graf. TM/ dane za 'L'Equipe'
Między 1965 a 1992 r. do półfinału rywalizacji dostały się drużyny z 23 państw. Wtedy to był puchar niemal na wyciągnięcie ręki dla każdego, a już na pewno dla połowy kontynentu. W okresie kolejnych 27 lat, czyli od 1993 r. aż do teraz, półfinał nowej Ligi Mistrzów gościł drużyny z raptem dziewięciu krajów.
Krajobraz na szczytach futbolowych rozgrywek zmienił się zdecydowanie, choć po liście zwycięzców tego aż tak nie widać. W pierwszym wspominanym okresie puchar do góry wznosiły kluby z dziewięciu różnych państw. Po roku 1993 r. - z siedmiu.
Półfinały kompletnie zdominowane przez wielkich
To, jak bardzo półfinały Ligi Mistrzów zdominowane zostały przez drużyny z czterech najmocniejszych lig Europy, widać też po półfinalistach tych rozgrywek z podziałem na kolejne dziesięciolecia. O ile dawniej ekipy z Anglii, Hiszpanii, Niemiec i Włoch uczestniczyły w nieco ponad połowie półfinałów elitarnej imprezy, to od początku XXI wieku były obecne w 90 proc. półfinałów.
Kluby z TOP 4 lig Europy w półfinałach LM graf. TM/ dane za 'L'Equipe'
To, co pokazują historyczne dane, dobrze widać również w tym sezonie. W półfinałach Ligi Mistrzów emocjonujemy się starciami Chelsea z Realem Madryt i Manchesteru City z PSG. Przy czym paryżanie są tu, bo wcześniej pokonali faworyzowany i broniący tytułu Bayern Monachium.
Najczęstszymi uczestnikami półfinałów LM od 2003 r. są kolejno: Barcelona (9 razy) Real i Bayern (po 8 razy), Chelsea (7 razy), Liverpool (5). Pierwsze trzy zespoły tego zestawienia znalazły się także na podium najczęstszych uczestników finałów turnieju.
Najczęstszą konfrontacją w historii najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach jest spotkanie Realu Madryt z Bayernem Monachium (26 razy). Przed 1992 r. do takich meczów doszło tylko 6 razy, ale w ciągu ostatnich niemal trzech dekad już 20 razy.
Na podium zestawienia najczęściej spotykających się ze sobą klubów są też pary: Real Madryt - Juventus (21), Barcelona - Milan (17) i Milan - Realem (15).
Najczęstsze mecze w LM graf. TM/ dane za 'L'Equipe'
Skoro jednym z argumentów prezesa Realu Madryt Florentino Pereza za powstaniem Superligi była chęć częstszej konfrontacji między największymi klubami – bo tylko takie mecze liczą się dla większości kibiców – to w Lidze Mistrzów mamy z tym do czynienia od lat.
Zresztą kolejna reforma Champions League mająca wejść od 2024 r. z dwiema dzikimi kartami (zapewne dla wielkich klubowych marek, prawdopodobnie z Anglii) i większą liczbą meczów, raczej proces parowania najlepszych z najlepszymi umocni.