Byli w półfinale Ligi Mistrzów przez 40 minut. Wszystko zniweczył jeden głupi błąd

Borussia Dortmund była w półfinale od 15. do 55. minuty, ale potem wszystko zniweczył jeden błąd - Emre Cana, który zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Manchester City doprowadził wtedy do wyrównania, a potem strzelił jeszcze jednego gola - znowu wygrał 2:1 i to on powalczy o finał Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain.

- Wierzymy w siebie i po prostu chcemy zagrać dobry mecz. Pokazać, że jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi - mówił przed rewanżem Edin Terzić, trener Borussii Dortmund, która już przed tygodniem pokazała, że jest w stanie grać z Manchesterem City jak równy z równym. Przegrała co prawda na wyjeździe 1:2 - po golu Phila Fodena w 90. minucie, ale wcześniej sama stworzyła sobie kilka okazji i to nawet takich stuprocentowych, których nie wykorzystała.

Zobacz wideo Bayern odpadł z Ligi Mistrzów. "Bardzo krótka kołderka i absolutna desperacja"

Guardiola: Chcemy narzucić nasz styl i wygrać rewanż 

- Nie zamierzamy bronić korzystnego wyniku. Chcemy narzucić nasz styl gry i wygrać rewanż - zapowiadał Pep Guardiola. I faktycznie: Manchester City narzucił swój styl gry, ale samo posiadanie piłki i jej rozgrywanie to nie wszystko. Tym bardziej że od 15. minuty to Borussia była w półfinale Ligi Mistrzów. Gola strzelił wtedy 17-letni Jude Bellingham, który przejął piłkę w polu karnym i uderzył po rękawicach Edersona w samo okienko.

Po tej bramce gospodarze cofnęli się na własną połowę, a City próbowało doprowadzić do remisu. I już przed przerwą miało kilka okazji. Najlepszą Kevin De Bruyne - w 25. minucie, kiedy najpierw stracił piłkę, ale po chwili ją odzyskał, a Borussię od straty gola uratowała poprzeczka. A po chwili uratował ją Marwin Hitz, który w 31. minucie dobrze skrócił kąt i obronił strzał Riyada Mahreza.

Liga Mistrzów. Znamy wszystkich półfinalistów

Po przerwie goście nadal naciskali, a gospodarze im w tym pomagali. Szczególnie Emre Can, który w 52. minucie zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Hiszpański sędzia Carlos Del Cerro Grande sprawdzał jeszcze tę sytuację na VAR - bo piłka najpierw odbiła się od głowy Cana, a dopiero potem od jego ręki - ale podtrzymał swoją decyzję. A po chwili rzut karny wykorzystał Mahrez i zrobiło się 1:1 - od 55. minuty to znowu City było w półfinale LM. A od 75. było już niemal pewne awansu, bo drugiego gola dla City - dodajmy, że ładnego: po strzale z dystansu, ale też po błędzie Hitza, który nie złapał piłki lecącej tuż przy słupku - strzelił Foden.

Borussia potrzebowała wtedy trzech bramek, by odwrócić losy meczu. Nie zdobyła żadnej. I to City zagra o finał LM z Paris Saint-Germain, gdzie zmierzy się albo z Chelsea, albo z Realem, który w pierwszym meczu pokonał u siebie Liverpool 3:1, a w środę w rewanżu na Anfield zremisował 0:0.

Więcej o:
Copyright © Agora SA