W czasie meczu rzucił klątwę na Haalanda! Ten mu odpowiedział. Rozbrajająca szczerość

Jakub Kręcidło
- Nie mam pojęcia, co znaczy to, co krzyknął do mnie Bono. Ale krzyknąłem to samo - przyznał z rozbrajającą szczerością Erling Haaland po meczu Borussii z Sevillą (2:2). Dobrze określił to, czym jest "kiricocho" - południowoamerykański przesąd, który słychać na każdym stadionie w Hiszpanii.

Jeśli ktoś chciałby znaleźć "kiricocho" w słowniku, szkoda czasu – tam go nie ma. To słowo, którego nie słyszała pewnie większość miłośników futbolu. Ale piłkarze znają je doskonale, szczególnie ci z Ameryki Południowej. To znany przesąd, który powstał kilkadziesiąt lat temu i który pozostał w piłce do dziś. A zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero dzięki pandemii, gdy przy pustych trybunach słychać każdy okrzyk.

Zobacz wideo Oni mogą zastąpić Messiego i Ronaldo! Ta zmiana dzieje się na naszych oczach

Klątwa "kiricocho" była w USA,  Rosji, Lidze Mistrzów i podczas kluczowej akcji na mundialu

W Europie "kiricocho" usłyszeć można przede wszystkim na boiskach LaLiga. Gdy trenerem Realu był Manuel Pellegrini i rywal zbliżał się do bramki Ikera Casillasa, jeden z jego asystentów regularnie starał się wytrącić go w ten sposób z równowagi. Haaland też był zszokowany, gdy Bono wydzierał się do niego w ten sposób, a równie zdziwiony mógł być np. Anton Mirańczuk, który w listopadowym starciu Lokomotiwu z Atletico (1:1) wykorzystał rzut karny zapewniający moskiewskiej drużynie remis mimo tego, że "kiricocho" krzyczał do niego Angel Correa.

Przesąd dotarł nawet do USA, ale działał też w Republice Południowej Afryki. Pomogła Ikerowi Casillasowi, który wykonał słynną paradę po strzale Arjena Robbena w dogrywce finału mundialu z Holandią (1:0). – Na zdjęciach widać tylko Ikera, ale cała zasługa nie należała do niego! – śmiał się Joan Capdevilla, który gonił Robbena i darł się: "Kiricocho, kiricocho!". – Byłem zdesperowany. Nie wiem, dlaczego tak się darłem, ale to była pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy. Nigdy wcześniej nie krzyczałem "kiricocho" - wspominał hiszpański obrońca w rozmowie z telewizją Movistar+.

Skąd wzięła się klątwa "kiricocho"?

Aby zrozumieć, skąd bierze się klątwa "kiricocho", należy cofnąć się aż do 1982 r. "Kiricocho" był kibicem Estudiantes la Plata. Słynął z tego, że przynosił pecha. Gdy przychodził na stadion w trakcie treningu, któryś piłkarz doznawał kontuzji. W normalnych okolicznościach takiej osobie zakazano by wstępu do klubu, ale Carlos Bilardo, niesamowicie przesądny szkoleniowiec, postanowił wykorzystać "kiricocho" na swoją korzyść. Postawił zatem mężczyznę przy bramie na stadion, by ten witał rywali Estudiantes. Efekt był spektakularny, bo drużyna zdobyła mistrzostwo, a na swoim stadionie przegrała ledwie jeden mecz z Boca Juniors, którego "kiricocho" powitać nie mógł – ekipa Los Xeneizes miała wówczas ochronę, przez co osoby postronne nie mogły zbliżyć się do piłkarzy.

"Gdzie jest Kiricocho?", pytał Bilardo. Tego nie wie nikt. Nikt nie wie też, czy w ogóle istniał

Jakież musiało być zatem zdziwienie Bilardo, gdy w 1992 r. przyjechał do Sewilli i usłyszał, że jeden z rywali krzyczy: "Kiricocho", by wytrącić rywala z równowagi przed wykonaniem rzutu karnego. – Sewilla to miasto, gdzie przykłada się wielką wagę do sfery duchowej. A gdy przyjeżdża ktoś uzależniony od przesądów, jak Bilardo... – uśmiechał się Pepe Prieto, który grał dla Sevilli w latach 1989-2003. – "Kiricocho" stało się dla nas normalnym słowem, by wytrącić rywala z równowagi, ale mówiło się je także podczas gry w karty czy oglądania meczów w telewizji – uśmiechał się Hiszpan, który w reportażu dla programu "El Dia Despues" wspominał, jak wielką wagę Bilardo przykładał do odpowiedniej muzyki na stadionie, do zajęcia odpowiedniego miejsca na ławce rezerwowych czy do siedzenia obok właściwych osób. – Jeśli przyjeżdżaliśmy do hotelu i akurat odbywał się w nim ślub, to ktoś musiał dotknąć pana młodego – śmiał się Prieto, który mówił, że nikt nie rozumiał dlaczego mieli tak się zachowywać, ale na koniec było to coś, co spajało grupę i działało.

 

W 2003 r. Bilardo po raz czwarty został trenerem Estudiantes i zapytał: "Gdzie jest Kiricocho?". – Nikt nie miał pojęcia, co się z nim stało. W klubie stracili po nim ślad – wspominał dziennikarz David Mosquera w reportażu w "El Dia Despues". "Kiricocho" zniknął. Nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek istniał, bo nie znano nawet imienia mężczyzny, a Bilardo niedługo później porzucił pracę w roli trenera. Nie wiadomo, czy się jeszcze później (albo kiedykolwiek) spotkali. Ale legenda pozostała. W Europie dalej jest ciekawostką, ale w Ameryce Południowej stanowi normę, o czym mogliśmy przekonać się w trakcie ostatniego sezonu Copa Libertadores, bo kompilacja zmarnowanych karnych dzięki użyciu "kiricocho" trwa ponad minutę.

Więcej o: