Chodzi o sytuację ze 115. minuty, gdy po strzale Sergio Oliveiry z rzutu wolnego piłka przedarła się przez mur piłkarzy Juventusu i po odbiciu od ręki Wojciecha Szczęsnego wpadła do bramki. Dzięki temu golowi Porto, mimo porażki w meczu 2:3, wyeliminowało Juventus i awansowało do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
- Piłkarze stojący w murze go zdradzili, ale sam Szczęsny też nie potrafił odpowiednio zareagować na gola, który dał Porto awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów - napisała "Corriere della Sera".
- Do momentu strzelenia drugiego gola przez Olivieirę, wszystko szło po jego myśli. To prawda, że mur skomplikował mu życie, ale on także był spóźniony z interwencją, a także lekko zdekoncentrowany. To dopełniło nieszczęścia - uznali dziennikarze "La Gazzetta dello Sport", którzy wystawili Szczęsnemu "5".
- Wyłapywał wszystkie uderzenia zawodników Porto. Bez szans przy karnym, jednak był spóźniony przy strzale Olivieiry. Był nieprzygotowany na to niespodziewane uderzenie - ocenili dziennikarze "Tutto Mercato".
- Mur zdradził Szczęsnego, ale on sam nie zareagował odpowiednio na trafienie, które dało awans Porto - czytamy w "Corriere dello Sport".
Opinie włoskich mediów są zatem dość podobne: źle zachował się mur, ale Szczęsny spóźnił się z interwencją. Za to bardzo różnie oceniają tę interwencję kibice i komentatorzy. W mediach społecznościowych można spotkać się z dosłownie każdą interpretacją: jedni polskiego bramkarza bronią, drudzy uznają, że popełnił poważny błąd.
- Jeśli ktoś spojrzy tylko na interwencję Szczęsnego i nie weźmie pod uwagę wszystkich okoliczności, może dopatrzyć się pewnego uchybienia, bo piłka przeszła mu po ręce i wpadła do bramki, więc niewiele brakowało. Zastanawiałem się sam dla siebie, jak komentatorzy i kibice oceniliby tę sytuację, gdyby Wojtek w ogóle się do tej piłki nie rzucił i jedynie odprowadził ją wzrokiem. Pokazałby wtedy, że czasu na reakcję było po prostu za mało. Ciekawe, czy wtedy ta grupa, która uważa, że popełnił błąd, dalej by się tego trzymała. Moim zdaniem, krytyka Szczęsnego wynika w dużej mierze z tego, jak niewiele mu zabrakło. Wydaje się przez to, że gdyby zareagował jeszcze szybciej, uratowałby Juventus - tłumaczy Andrzej Dawidziuk, były trener bramkarzy reprezentacji Polski i Lecha Poznań.
A czy bramkarz nie powinien stosować zasady ograniczonego zaufania i być przygotowanym na to, że tak jak w tym przypadku, mur po prostu nie spełni swojego zadania? - pytamy.
- Absolutnie. I Szczęsny poniekąd to zrobił. Proszę zwrócić uwagę, że ustawił się bardzo blisko środka bramki. Podjął tym samym pewne ryzyko, bo gdyby piłkarz Porto uderzył w "jego narożnik", byłby bezapelacyjnie winny. Patrząc na jego zachowanie, myślę, że on zakładał również taki strzał, jak oddał Olivieira. Uderzenie było jednak bardzo mocne i precyzyjne. Szczęsny miał niewiele czasu na reakcję, bo mur był ustawiony tuż przed polem karnym - wyjaśnia Dawidziuk.
Wojciech Szczęsny ustawił się niemal na środku bramki, więc zastosował zasadę ograniczonego zaufania Dawid Szymczak
- Na pewno nie dopatrywałbym się u Szczęsnego braku koncentracji. Stawka tego meczu, temperatura, minuta, w której był ten rzut wolny, po prostu na to nie pozwalała. Poza tym Wojtek wcześniej miał kilka interwencji i spisał się przy nich bardzo dobre. To nie był mecz, w którym Juventus cały czas atakował, a on przez półtorej godziny nie miał co robić i nagle musiał interweniować w dogrywce. Wręcz przeciwnie: był pod prądem, mówiąc kolokwialnie - opisuje.
- Nie wydaje mi się też, że czas reakcji pozwalał zrobić coś więcej. Piłka wyszła z najmniej spodziewanego miejsca. Wracamy do zasady ograniczonego zaufania. Bramkarz powinien się do niej stosować, ale to nie zmieni faktu, że i tak będzie o ten ułamek sekundy spóźniony. To naturalne. Nie da się inaczej. Szczęsnemu i tak niewiele zabrakło. Gdyby ten strzał obronił, miałby interwencję klasy światowej. Próbując ratować kolegów i naprawić błąd muru, w opinii kibiców i niektórych komentatorów, wziął na siebie część odpowiedzialności. Ale jeszcze raz podkreślę: to nie był jego błąd, w rzeczywistości nie on ponosi odpowiedzialność za utratę tego gola - podsumowuje Andrzej Dawidziuk.