Prezes Juventusu ośmieszył się. Kompromitacja na całej linii. Jego słowa wróciły jak bumerang

Prezes Juventusu Andrea Agnelli chciałby decydować o tym, kto zagra w Lidze Mistrzów, a kto nie, ale to jego błędy sprawiły, że turyńczycy znów z hukiem wylecieli z elity. Zapaść mistrza Włoch sięga jednak dalej niż kompromitującego dwumeczu z Porto.

Dwa lata temu Juventus Massimiliano Allegriego skompromitował się, odpadając w ćwierćfinale z Ajaksem. Rok temu turyńczycy, już pod wodzą Maurizio Sarriego, odpadli w 1/8 finału z Lyonem. Andrea Pirlo pytany o przyczyny niepowodzeń, mówił, że nie da się dobrze grać w Lidze Mistrzów, kiedy boisz się zaatakować. Teraz sam miał szansę przekuć teorię w praktykę, bo latem nieoczekiwanie został trenerem Juve. Przed rewanżem z Porto Włoch deklarował, że jego drużyna potraktuje ten mecz jak finał. Ale choć Juve grało u siebie, to znowu - tak jak w Portugalii, gdzie przegrało 1:2 - rozpoczęło bojaźliwie i już po 19. minutach przegrywało 0:1. I choć w drugiej połowie niesamowity zryw Federico Chiesy, autora dwóch goli, przedłużył nadzieje, to ostatecznie Juventus odpadł z LM (wygrał 3:2, ale zadecydowały wyjazdowe gole Porto).

Zobacz wideo Paulo Sousa musiał uczyć się polskiej piłki w locie. Dlaczego zdecydował się na takie powołania? [Naszym Okiem]

Jak można tłumaczyć blamaż Juve? Choćby indywidualnymi błędami. W Portugalii już w pierwszej minucie katastrofalną pomyłkę zaliczył Rodrigo Bentancur, która skutkowała utratą gola. We wtorek festiwal błędów rozpoczął Merih Demiral, który sprezentował gościom jedenastkę wykorzystaną przez Sergio Oliveirę. Można też wskazać błąd w ustawieniu muru, który w dogrywce przedziurawił kolejny strzał Portugalczyka. Można dyskutować o decyzjach arbitra, który w pierwszym meczu nie podyktował karnego za faul na Cristiano. Można - tak jak prezes Zbigniew Boniek - podważać zasadność premiowania goli na wyjeździe, szczególnie w dogrywce, albo mówić o wielkich nieobecnych jak Paulo Dybala czy Giorgio Chiellini. Ale marazm Juventusu to problem sięgający dalej niż ostatni dwumecz z Porto. I w dużej mierze bierze się z przestrzelonych decyzji władz.

Przemyślane ruchy? Raczej spontaniczne decyzje

Prezes Andrea Agnelii, tuż po kompromitacji z Lyonem, zwolnił Sarriego i zastąpił go Andreą Pirlo, którego kilka dni wcześniej mianował, ale szkoleniowcem drużyny do lat 23. Pirlo awansował ekspresowo, mimo że nigdy wcześniej nie poprowadził żadnej drużyny, kurs UEFA Master Pro skończył zresztą po podpisaniu kontraktu. Nie można wykluczyć, że Pirlo kiedyś okaże się dobrym fachowcem, bo miewa udane eksperymenty (np. Danilo w środku pola), to w powierzenie mu drużyny w pandemicznym sezonie było hazardową zagrywką. Agnelli całkowicie zdał się na intuicję.

Intuicji zabrakło Fabio Paraticiemu, dyrektorowi sportowemu, który w białych rękawiczkach pozbawił Juve największego atutu - kreatywnych pomocników. W 2015 r., gdy Juve dotarło do finału LM (przegranego co prawda 1:3 z Barceloną), w drugiej linii turyńczyków biegali: Pirlo, Arturo Vidal, Paul Pogba, czy Claudio Marchisio. Ostatni raz wspólnie zagrali w sezonie 2014/15, który - tylko w Serie A - zakończyli z 22 golami i 24 asystami. W ostatnich latach Juventusowi takich graczy zwyczajnie brakowało - wyrwy nie załatali ani Sami Khedira, ani Blaise Matuidi, a nierówno grał także Miralem Pjanić, któremu kreatywności nie sposób odmówić, ale regularnej wysokiej formy już tak. Choć żadnego z nich w Juve już nie ma, to problem nadal nie został rozwiązany, choć okazji do załatania dziur było sporo.

W tym sezonie w drugiej linii gra np. wypchnięty z Barcelony Arthur (jeden gol, zero asyst). Brazylijczykowi zarzuca się, że wybiera tylko bezpieczne rozwiązania i nie podejmuje ryzyka. – Zachowuje się, jakby grał w rugby. Ciągle podaje do najbliższego kolegi i do boku – analizował mecz z Porto Fabio Capello.

Imponujących liczb nie ma także Adrien Rabiot (trzy gole i jedna asysta w 28 meczach). Mało w ofensywie daje Rodrigo Bentancur (zero goli w 29 meczach). Impuls w ataku zapewnia głównie ściągnięty latem z Schalke Weston McKennie (pięć goli i dwie asysty), ale Amerykanin nie jest wirtuozem techniki.

Przez niemrawą pomoc cierpi Cristiano Ronaldo. I choć CR7, mimo słabiutkiego dwumeczu z Porto, wciąż ma imponujące liczby (27 goli w 32 meczach), to przecież został ściągnięty do Juventusu za ponad 100 mln euro, nie tylko po to, by podnieść marketingową wartość, ale po to, by wygrać Ligę Mistrzów. Tymczasem Cristiano, który w barwach Realu czterokrotnie zdobył uszaty puchar, od trzech sezonów nie może awansować z Juve nawet do półfinału LM. Oprócz hat-tricka strzelonego Atletico w rewanżowym starciu 1/8 finału dwa lata temu zawodzi w decydujących momentach. Decydujący gol Sergio Oliveiry padł w dużej mierze przez niego. – To był niewybaczalny błąd. Jak można się tak zachować, stojąc w murze? – irytował się Capello w studio Sky Sport.

Agnelli chce Superligi, ale Juventus na nią nie zasługuje

Juventus z Ligi Mistrzów odpadał kolejno z Ajaksem, Lyonem i grającym przez większość meczu w osłabieniu FC Porto. Mimo to prezes Agnelli, już po zeszłorocznym blamażu, przyznał, że jest przeciwny występom w Lidze Mistrzów takim klubom jak choćby Atalanta.

- Mam szacunek do wszystkiego, co Atalanta robi. Ale ta drużyna dostała się bezpośrednio do czołowych europejskich rozgrywek klubowych dzięki jednemu świetnemu sezonowi, nie mając międzynarodowej historii. Czy to słuszne? Myślę teraz o Romie, która utrzymywała w ostatnich latach ranking Włoch. Mieli jeden gorszy sezon i już nie grają w Europie, ze wszystkimi konsekwencjami, które rujnują ich finanse. Są drużyny, które wygrały ligę lub puchar i zdobyły kwalifikację tylko na podstawie rankingu krajowego. Musimy znaleźć balans między dłuższym wkładem w europejską piłkę i występem w pojedynczym roku - powiedział Agnelli, wielki orędownik Superligi.

Atalanta była jedyną włoską drużyną, która w sezonie 2019/20 awansowała do najlepszej ósemki LM, a od półfinału dzieliły ją sekundy (ostatecznie odpadła z PSG). Juventus zaś od lat zawodzi w Europie, ale teraz rozczarowuje i w Serie A. Wszystko wskazuje, że nie wygra mistrzostwa po raz dziesiąty z rzędu, bo do prowadzącego Interu traci już 10 punktów (ma zaległy mecz z Napoli).

Z perspektywy czasu wydaje się, że błędem Agnelliego było także zwolnienie Massimiliano Allegrego. Styl jego drużyny nie był widowiskowy, ale jego futbol reaktywny doprowadził do dwóch finałów LM. Zespoły Sarriego i Pirlo nie miały lub nie mają ani stylu, ani zadowalających wyników. - Pożegnanie Allegrego w Turynie to chyba najgorsze wydarzenie w historii Juve w XXI wieku od momentu degradacji do Serie B – napisał na Twitterze Filip Kapica, komentator Eleven Sports.

W Juventusie, który przez lata był wzorem do naśladowania, przestała sprawdzać się polityka władz klubu. Chciałoby się napisać, że szansa na rehabilitację nadejdzie już w przyszłym sezonie, ale wątpliwe, by klub, który mocno odczuwa skutki ekonomiczne pandemii, będzie mógł latem szastać pieniędzmi. A bez odważnych inwestycji, trudno o sukces w Europie, a nawet o utrzymanie władzy na własnym podwórku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA