Pochettino zaczął remont od piłkarza z traumą. Verratti dał koncert, ale psychicznie jest kruchy

W Paryżu i we Włoszech życzyliby sobie, żeby Marco Verratti, pomocnik PSG, poza boiskiem był tak dojrzały, jak na boisku. Ale nie jest: Thomas Tuchel spotkał go w nocnym klubie cztery dni przed meczem z Liverpoolem, wciąż ulega prowokacjom, dręczą go traumy z przeszłości. Niedosyt czuć nawet po tak doskonałych meczach jak z Barceloną (4:1), bo kibice chcieliby oglądać takiego Verrattiego co tydzień.

Niestety nie jest im to dane. Nawet koncert na Camp Nou Marco Verratti skończył przed czasem. Zszedł ze sceny w 73. minucie, przy 3:1. Wbrew przypuszczeniom nie chodziło o to, żeby w końcówce meczu nie dostał żółtej kartki, która wykluczyłaby go z rewanżu, ale znów odezwała się prawa łydka. Zabolało, zakłuło, nie było sensu ryzykować. I tak jest u Włocha notorycznie: gra fenomenalnie, ale rzadko. Tylko w tym sezonie narzekał już na uraz biodra, pleców, mięśni przywodzicieli i łydki. Opuścił czternaście spotkań. Występu przeciwko Barcelonie w Lidze Mistrzów też nie był pewny, bo wrócił do treningów trzy dni przed meczem.

Zobacz wideo Katastrofa Borussii Dortmund coraz bliżej. "Transfer Haalanda może być przesądzony. Idealny kierunek"

Mauricio Pochettino zaczął zmieniać PSG od niego. Marco Verratti ma nową pozycję

W jego głowie - jak pewnie każdego zawodnika PSG, który tamtego kwietniowego wieczoru był na boisku - było to potworne upokorzenie przez Barcelonę. 6:1 w rewanżu, zmarnowanie czterobramkowej zaliczki z pierwszego meczu, dramat. Marco Verratti następnego lata chciał zmienić PSG na FC Barcelonę. Jego agent, Donato Di Campli, powtarzał mu, że transfer do wielkiego klubu - jak właśnie Barcelona, Bayern Monachium czy Real Madryt jest konieczny, by dołączył do czołówki najlepszych piłkarzy na świecie. PSG było wielkie, ale grało w za słabej lidze, wciąż zawodziło w Lidze Mistrzów. Barcelona już wcześniej pytała o Verrattiego, on też widział się na Camp Nou, więc kazał swojemu agentowi zacząć rozmowy. Gdy właściciele PSG się o tym dowiedzieli, byli wściekli. Żądali, by przebywający na wakacjach Verratti natychmiast nagrał telefonem oświadczenie, w którym przekona kibiców, że chce zostać w Paryżu i o żadnej Barcelonie nie myśli. 

Ostrzegali, że go nie puszczą. Grozili, że jeśli się zbuntuje, straci cały sezon, a z klubu i tak nie odejdzie. Di Campli opowiada: - Marco czuł, że transfer jest niemożliwy. Wystraszył się, że zostanie tam kolejny rok i nie będzie mógł grać w piłkę. Szejkowie obiecali mu przedłużenie kontraktu i zdradzili, że tego lata sprowadzą Neymara. Omamili go wielkim projektem. Mieli jeszcze jeden warunek: musiał przestać ze mną współpracować. 

Po trzech latach Verratti może mieć poczucie, że podjął dobrą decyzję i we wtorek zagrał na Camp Nou we właściwej koszulce. W pamięci zostanie jego podanie do Kyliana Mbappe przed wyrównującym golem. Jakby dotknął piłkę nie prawą nogą, a czarodziejską różdżką. Tylko ją trącił, a ta spadła wprost pod nogi Francuza, który zwieńczył dzieło. Mbappe strzelił jeszcze dwa gole i został absolutnym bohaterem tego meczu. Ale Verratti pracował na jego sukces: w sposób oczywisty przy pierwszym golu i dyskretniej przy kolejnym. Po meczu trener Mauricio Pochettino zaczął konferencję od stwierdzenia, że doskonałość nie istnieje, ale gdy zaczął mówić o występie Verrattiego określenia "doskonały" użył dwa razy. "La Gazzetta" dorzuciła "zachwycający", "France Football" - "mistrzowski", a Michael Bridges, były napastnik Leeds, stwierdził, że PSG łatwiej przychodzi zastąpienie Neymara niż Verrattiego. - Był kluczowy dla znalezienia równowagi między ofensywą i defensywą. Był wszędzie. Pomógł nam stwarzać okazje, ale też pozwolił nam lepiej wychodzić spod nacisku Barcelony. Dzięki niemu mogliśmy przeprowadzać ataki w sposób, jaki sobie założyliśmy - mówił na konferencji prasowej Mauricio Pochettino. 

Argentyńczyk, który w Paryżu pracuje dopiero od czterdziestu pięciu dni, znalazł Verrattiemu nową pozycję. Ustawia go na "dziesiątce", za napastnikiem, i daje pełną swobodę w grze. Nie wiadomo, czy na stałe, czy tylko do powrotu Neymara, w każdym razie Włoch może biegać, gdzie chce. Francuzi mówią więc o "fałszywej dziesiątce", bo w rzeczywistości Verratti porusza się po całym boisku i nie jest przywiązany do żadnej pozycji. Już w ligowym meczu z Saint-Etienne, pierwszym w nowej roli, spisał się znakomicie. Później przeciwko Marsylii tylko utwierdził Pochettino w przekonaniu, że był to dobry pomysł, a przeciwko Barcelonie zagrał jeszcze lepiej: zaliczył 79 kontaktów z piłką, 90 procent jego podań było celnych, sześć razy przejął piłkę, wygrał pięć pojedynków, trzy razy był faulowany. Grał 73 minuty.

Thomas Tuchel spotkał go w klubie nocnym. "Zmieniam cię w meczu, żebyś odpoczął i widzę cię tutaj?"

I właśnie dlatego Francuzi i Włosi nie potrafią w pełni cieszyć się tym występem. Bo kiedy zagra tak po raz kolejny? Czy znów nie opuści dwóch, trzech kolejnych meczów? Marco Verratti jest podatny na kontuzje, ale sam sobie nie pomaga - nie jest wzorem profesjonalisty. Gdy trenerem PSG był Thomas Tuchel francuskie media informowały o ich spotkaniu w prestiżowym nocnym klubie w 8. dzielnicy Paryża. Był listopad 2018 roku, sobota, kilka godzin po spotkaniu z Toulouse’ą, cztery dni przed meczem z Liverpoolem, który miał zdecydować o awansie do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Tuchel podszedł do baru, zobaczył znajomą twarz, klepnął Verrattiego w plecy i całkiem spokojnie - jak na te okoliczności - stwierdził, że to niepoważne zachowanie i chyba nie powinno go tu być. - Zmieniam cię w meczu, żebyś odpoczął, bo we wtorek jest Liverpool i widzę cię tutaj? Włoch miał odpowiedzieć: - Miałem już wychodzić, ale czy to poważne, że ty też tu jesteś? Jesteś trenerem, musisz dawać przykład. 

PSG pokonało Liverpool, a Marco Verratti zagrał w środku pola z Marquinhosem i obaj spisali się znakomicie. Ale to był wyjątek. We Francji i we Włoszech nie mają wątpliwości, że bardziej profesjonalne podejście pozwoliłoby Verrattiemu uniknąć tak częstych kontuzji i wejść na jeszcze wyższy poziom. - Marco trafił do Paryża w 2012 roku, miał wtedy dwadzieścia lat, w pierwszej drużynie Pescary, której jest wychowankiem, zadebiutował już jako szesnastolatek. Ten chłopiec nigdy nie miał normalnej młodości. Grał z dorosłymi, więc też miał być dorosły, mimo że wciąż nie zdążył dojrzeć. Nie miał, kiedy się wybawić. Byłem o to na niego zły, ale też poniekąd go rozumiałem. Z tego też biorą się jego problemy z kontuzjami: z tej szybkiej drogi do dorosłej piłki. Bardzo ciężko trenował, a jego ciało wciąż dopiero się kształtowało. Po latach to wychodzi - tłumaczy Di Campli. 

Piłkarz z traumą

Verratti jest też dość kruchy psychicznie. Wpływ na to mają wydarzenia kwietnia z 2009 roku, gdy w jego regionie doszło do silnego trzęsienia ziemi. Zaczęło się po trzeciej w nocy. Osiem stopni w skali Mercalliego. Ponad trzysta ofiar śmiertelnych. Setki mieszkań do generalnych remontów, tysiące ludzi z urazami. Rodzina Verrattich mieszkała na trzecim piętrze. Gdy się zaczęło, łóżko tańczyło z meblami po całym pokoju Marco. On leżał na ziemi i czuł, że sam się nie podniesie. Chciał uciekać, ale nie mógł. Z pokoju wyciągnął go ojciec. Na klatce schodowej spadał gruz. Mieli szczęście, że nie dostali w głowę. Przed blokiem byli już pozostali mieszkańcy, trwała wspólna modlitwa. Całą rodziną na kilkanaście dni zamieszkali w Oplu Vectrze. Ojciec znalazł miejsce na dużym parkingu niedaleko kościoła: płaski teren, bez budynków dookoła dawał poczucie bezpieczeństwa. Nikt nie chciał wracać do domu, chociaż specjaliści zapewniali, że jest już po wszystkim.

Marco do dziś ma z tego powodu traumę. Po trzęsieniu ziemi porzucił futbol, nie chciał trenować, nie był już tym samym chłopcem. Powrót do względnej normalności zajął mu kilka miesięcy. Nigdy jednak nie zapomniał o wydarzeniach sprzed lat. W 2017 roku, na zgrupowaniu reprezentacji Włoch, wpadł w środku nocy do pokoju Gianluigiego Buffona. Był przerażony. Pytał, czy też słyszał drgania w ziemi. Bramkarz zdębiał - było cicho. Trauma Verrattiego co jakiś czas powraca. Słyszy wtedy huk, czuje drgania, panicznie się boi i chce uciekać. Tylko on.

Więcej o:
Copyright © Agora SA