Mbappe w Bondy, które lepiej omijać, grał o puchary warte dwa euro. A teraz jest wielkie "wow"!

Kacper Sosnowski
Kylian Mbappe w kluczowych meczach - tak, jak we wtorek z Barceloną, której wbił historycznego hattricka na jej stadionie - nie zawodzi. Może dlatego, że wychował się w Bondy - przedmieściach, które kształtują charaktery.

- W poniedziałek rozmawiałem z Kylianem. Spytał, ile razy wygrałem na Camp Nou? Powiedziałem, że raz. Odpowiedział: "To we wtorek wygrasz po raz drugi" - zdradził trener Maruricio Pochettino. - To fenomenalny piłkarz - dodał.

Brawa po ostatnim meczu z Barceloną (4:1), w którym 22-latek zdobył hattricka, bili mu też inni. - PSG ma przyszłą gwiazdę na miarę Messiego i Ronaldo - komplementował gracz Barcelony i kolega z reprezentacji Francji Antoine Griezmann. Paolo Maldini określił kiedyś, że Mbappe to "najbliższy Ronaldo Nazario piłkarz, jakiego widział w życiu". Pele już dawno oznajmiał: "On mnie trochę przypomina". Potem komplementował Francuza w rozmowie z "France Football". - On może stać się nowym Pele. Nie rzucam tego ot tak, żeby było miło - przekonywał, argumentując, że oprócz szybkości atutami młodziana są boiskowa inteligencja i nieprzewidywalność

Wielkie "wow" na widok Kyliana robiły też osoby, które znały go dużo wcześniej niż miliony kibiców na całym świecie, ale skalą talentu Francuza nie były zaskoczone - Mbappe w ważnych meczach sprawdzał się już bowiem jako dzieciak.

Las bandytów, czyli rodzinne strony Mbappe 

Antonio Riccardi, jeden z pierwszych trenerów, który pracował z młodziutkim Kylianem jeszcze za czasów jego gry w AS Bondy - klubie z 50-tysięcznego podparyskiego miasteczka - dobrze pamięta drobnego wtedy chłopca, który "wszystko robił lepiej, szybciej i częściej" niż rówieśnicy. Dryblować kochał od zawsze. - Nigdy go w tym nie stopowałem, bo robił to świetnie - mówił Riccardi w reportażu "L'Equipe TV". Tyle że wtedy nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy, gdzie ta szybkość i przebojowość zaprowadzi chłopaka z północnych przedmieść Paryża. Przedmieść znanych z tego, że lepiej je omijać.  

Bondy znajduje się 11 kilometrów na północny wschód od centrum Paryża. W pewien sposób popularne było już w średniowieczu. Wtedy głównie z lasów - ulubionego miejsca spotkań bandytów i rabusiów. Łatka terenu mało bezpiecznego przylgnęła do tego regionu na dłużej. Życie w gminie, która obecnie jest mieszanką kultury francuskiej, afrykańskiej, azjatyckiej i arabskiej, dalej nie uchodzi za idyllę. Rabunki, zamieszki, czy podpalane samochody nikogo tam nie dziwiły. Mbappe na mroczniejszą część Bondy patrzy jednak inaczej. 

- Ludzie mówią o przestępstwach, jakby były one domeną tylko naszej dzielnicy. One zdarzają się przecież wszędzie. Jak byłem mały, to częściej widywałem kilku zakapiorów z mojej okolicy pomagających z zakupami mojej babci. W wiadomościach o tym nie usłyszysz. Tam poinformują cię tylko o złych rzeczach – broni swych rodzinnych stron. Nic dziwnego, wszak wychowanie w Bondy pomogło mu w futbolu, a nawet w biznesie. 

Talenty z przedmieść miały swoje mistrzostwa

- Ludzie często pytają mnie, dlaczego tyle piłkarskich talentów rodzi się na przedmieściach? Czy my jakoś inaczej trenujemy, czy pijemy inną wodę? Tu wszystko na pierwszy rzut oka wygląda tak, jak gdzie indziej, tyle że to piłka jest dla nas czymś innym. Jest nam niezbędna. Jest codziennością. Jest jak chleb i woda - tłumaczył Mbappe na łamach theplayerstribune.com. Być może odpowiedź na to, dlaczego nastolatek tak dobrze radzi sobie w meczach czy turniejach o wielką stawkę też znajduje się na przedmieściach Paryża. 

Mbappe nie sparaliżował pierwszy w życiu awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów (w 2017 r. w barwach AS Monaco). Manchesterowi City strzelał wtedy gole w dwóch meczach. W swoich pierwszym ćwierćfinałach tych rozgrywek z Borussią Dortmund przywitał się trzema trafieniami. Bramkę zdobył też w późniejszym półfinale z Juventusem. To po jego wejściu na boisko PSG odrobiło straty w zeszłym sezonie z Atalantą, a potem awansowało do finału rozgrywek. Teraz Francuz, gdy w jego drużynie brakowało liderów - Neymara i Di Marii, właściwie sam pogrążył Barcelonę na Camp Nou. Neymar, który z powodu kontuzji wcześniej niemal płakał, teraz uśmiechał się szeroko.

Zobacz wideo

Jeszcze żaden z przeciwników Barcelony w fazie pucharowej LM nie ustrzelił na jej stadionie hattricka. Aż do wtorkowego wieczoru. To dlatego Messi stadion opuszczał ze spuszczoną głową. Podobnie jak ponad dwa lata temu w trakcie mistrzostw świata w Rosji, gdy jego Argentyna przegrała z Francją 3:4. Mbappe w tamtym spotkaniu trafił dwukrotnie i dołożył jedną asystę. A w wygraniu mistrzostwa pomogła też jego bramka w finale z Chorwacją. 

W swoich własnych mistrzostwach świata Mbappe grał - jak sam twierdzi - już jako dziecko. Mistrzostwami był np. szkolny turniej w Bondy, do którego młodzi zawodnicy podchodzili jak do gry o życie. Zdobycie pucharu, kawałka metalu wartego dwa euro, było priorytetem, celem i silnym bodźcem to polepszania swych umiejętności. Tego typu imprezy były dobrą szkołą przyzwyczajania się do rywalizacji o stawkę. Choć łatwo nie było, ale to, co najtrudniejsze, przerabiał już wtedy. 

"Jak zobaczą, że nie grasz, bo się boisz, to będzie cię to prześladować przez całe życie"

Podczas rozgrywanego Coupe de Seine-Saint-Denis, Kylian wspominał, że półfinałowy mecz na dużym stadionie w Gagny, ze sporą liczbą widzów na trybunach, mocno go sparaliżował. "Trudno mi było nawet biegać po murawie" - wyjaśniał po latach. Widząc, co się dzieje, sprawy w swoje ręce wzięła matka piłkarza, pani Fayza, która jak zwykle obserwowała zmagania syna. "Zawsze musisz w siebie wierzyć. Jeśli nie strzelisz 60 bramek i coś ci się nie uda, nikogo to nie będzie obchodzić. Jeśli jednak ludzie zobaczą, że nie grasz, bo się boisz, to będzie cię to prześladować przez całe życie" - wyjaśniła 11-latkowi. Pomogło. Być może te rady przydały się też Kylianowi w dorosłym życiu. Samych finałów różnych imprez Mbappe przeżył do tej pory aż dziewięć. Jednym z pierwszych był finał Coupe Gambardella z 2016 r., najważniejszego francuskiego turnieju dla dziewiętnastolatków. Mbappe nie był podczas tych zawodów nawet pełnoletni. Na głównej płycie Stade de France przeciw Lens zagrał jednak jak profesor. 

- Dla młodych zawodników to są stresujące momenty. Dla niego nigdy takimi nie były - wspominał w rozmowie z "Le Parisien" trener drużyny AS Monaco U-19 Frederic Barilaro. - W szatni Mbappe był zarówno skupiony, jak i zrelaksowany. To było uderzające. On już wtedy to w sobie miał. 90 minut później cieszył się z trofeum z dwoma golami na koncie - opisywał Barilaro. 

Podobnie wyglądało to w 2018 r. w Rosji, podczas finałów mistrzostw świata. Przed debiutem na mundialu i meczem z Australią najmłodszy w drużynie Mbappe nieustannie uśmiechał się do Ousmane’a Dembele: -  Spójrz na nas. Dzieciak Evreux i dziecko Bondy właśnie grają na mistrzostwach świata - zagadywał do kolegi. Miesiąc później, pół godziny przed finałowym meczem z Chorwacją, potańczył przez chwilę we francuskiej szatni. Wprawił tym w dobry humor starszych kolegów. Po spotkaniu z pucharem świata tańczyli już wszyscy. 

Zasady Bondy "są jak filozofia życia"

Mbappe, opowiadając historię swej drogi do sukcesu, zwracał uwagę na jeszcze jeden aspekt, którego nauczyły go przedmieścia - traktowania wszystkich w taki sam sposób i szacunku.

"W Bondy jest reguła, którą szybko poznają wszyscy młodzi. Kiedy idziesz ulicą i widzisz grupę 15 chłopaków, w której jest jeden twój znajomy, to albo przywitasz się z daleka machnięciem, albo podejdziesz do nich i podasz rękę wszystkim piętnastu osobom. Jeśli uściśniesz dłoń tylko swemu koledze to 14 pozostałych chłopaków ci tego nie zapomni" - opisywał Mbappe w Theplayerstribune.com. 

Ta zasada towarzyszy mu cały czas. Z jej powodu wzbudził nawet kilka uśmiechów na jednej z ceremonii FIFA’s Best Awards. Gdy zobaczył z daleka Jose Mourinho, który stał i rozmawiał ze swoją świtą, Mbappe zdecydował się podejść do grupy, której nie znał i uściskał dłoń wszystkim. Każdemu z osobna powiedział "dzień dobry". 

- Ojciec śmiał się potem, że przecież nie byliśmy w Bondy, ale te zasady, których się tam nauczyłem, są odruchem, są jak filozofia życia - opisywał piłkarz. Teraz po wygranym meczu z Barceloną, będą na ustach całego świata, stawiając w cieniu Messiego. Sukcesem drużyny nie cieszył się jak dzieciak. Był raczej skromny, przezorny, nie tracił respektu do upokorzonego rywala, jakby krótkie życie już nauczyło go, kiedy jest czas na świętowanie. - Ten wieczór był oczywiście wspaniały, ale my jeszcze niczego nie wygraliśmy - oznajmił niczym piłkarski profesor przed mikrofonami RMC Sport. Rewanż z Barceloną i kolejny ważny dla Mbappe mecz już 10 marca na Parc des Princes. Mbappe ma czuwać, by Katalończycy tym razem o remontadzie nawet nie pomyśleli. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.