Lewandowski okradziony? Niezrozumiała decyzja. Pretensje do Rybusa, on wskazał winnego

W meczu Lokomotiwu z Bayernem wystąpiło trzech Polaków: Maciej Rybus, Grzegorz Krychowiak i Robert Lewandowski. Pierwszemu do teraz kręci się w głowie, drugi coraz lepiej wygląda fizycznie, ale najbardziej zastanawiająca była jedna z akcji tego trzeciego. Bayern wygrał 2:1 i umocnił prowadzenie w grupie.

To Hansi Flick zdecydował, o którym z Polaków będzie się po tym meczu pisało najwięcej - otóż podczas przedmeczowej analizy prawdopodobnie zaznaczył Macieja Rybusa czerwonym kółkiem i powiedział swoim piłkarzom, że to jego stroną powinni atakować Lokomotiw. Thomas Mueller schodził więc do środka i zabierał Polaka ze sobą, a w rolę skrzydłowego wchodził Benjamin Pavard, który zachwycał przy tym  dośrodkowaniami z pierwszej piłki. Tak Bayern wypracował pierwszego gola, tak też stworzył sytuację, po której Kingsley Coman trafił w słupek, a później powtórzył ją jeszcze raz i znów było groźnie. Za każdym razem wyglądało to identycznie: Pavard odważnie oskrzydlał akcję i w ogóle nie musiał przejmować się tym, że jego dośrodkowanie zostanie zablokowane. Rybus, wabiony przez Muellera, ustawiał się bowiem bardzo blisko środkowych obrońców i nie nadążał za lecącą za jego plecy piłką.

Zobacz wideo Tak Lewandowski stał się najlepszym strzelcem Bundesligi [ELEVEN SPORTS]

Koledzy mieli pretensje do Macieja Rybusa. On wskazał innego winnego

Gdy Bayern czwarty raz zaatakował w ten sposób - i czwarty raz mu się to udało - środkowy obrońca Lokomotiwu Murilo Cerqueira Paim miał do Rybusa spore pretensje. Polak natomiast z wyrzutami spojrzał dalej - na Antona Miranczuka, który nie zauważał włączającego się do ataków Pavarda i w ogóle za nim nie wracał. Rybus trochę racji miał - wsparcie było mu potrzebne: czy to od pomocnika, czy od środkowych obrońców, którzy powinni przejmować krycie pojawiającego się w polu karnym Muellera. Niemiec został zmieniony już w przerwie, ale bałagan na lewej stronie Lokomotiwu pozostał. 

Z czasem to Rybus pierwszy wyskakiwał z pretensjami do kolegów. Rozkładał ręce, wskazywał kolejnych piłkarzy Bayernu, jakby chciał zapytać, jak ma pokryć ich wszystkich na raz. Lokomotiw został z tym problemem niemal do końca meczu. W drugiej połowie Bayern w ten sam sposób wykreował sytuacje dla Josuy Kimmicha i Serge’a Gnabry’ego. Rybus na osłodę trudnego meczu mógł mieć asystę, bo jego dośrodkowanie do Vladislava Ignatjeva było perfekcyjne. Zabrakło mocniejszego uderzenia. Końcówka spotkania była już dla Rybusa nieco spokojniejsza: Bayern nie atakował tak często, rzadziej też wybierał jego stronę. Rybus na koniec zaliczył kilka dobrych odbiorów i napędził dwie akcje Lokomotiwu. Potwierdził, że znacznie lepiej radzi sobie w fazie ataku niż w obronie.

Niezrozumiała decyzja sędziego pozbawiła Roberta Lewandowskiego rzutu karnego

Bayern przeważał, miał kontrolę, stwarzał sytuacje, ale był nieskuteczny. W gruncie rzeczy mecz ten przebiegał spokojnie. Pytanie było jedno: kiedy Bayern strzeli kolejnego gola i do reszty zabije emocje. Po godzinie zrobiło się ciekawie. Najpierw Robert Lewandowski odważnie ruszył w pole karne, wbiegł między dwóch obrońców i ewidentnie został przez nich zahaczony. Zanim jednak sędzia Istvan Kovacs pozwolił Polakowi spożytkować to co sam wywalczyć, poczekał jeszcze na podpowiedź VAR-u. Po chwili podjął dość zaskakującą decyzję - karnego anulował, a piłkę oddał Lokomotiwowi. Uznał, że Lewandowski symulował? Niemożliwe, powtórki potwierdzają, że faul był ewidentny. Z ruchu ust arbitra dało się wyczytać słowo "offside". Ale w tej sytuacji o spalonym mowy być nie mogło. Prawdopodobnie chodziło o spalonego z wcześniejszego etapu akcji, ale powtórki tego nie wyjaśniły. W szoku byli więc kibice i sami piłkarze Bayernu. Ten moment wykorzystali gospodarze. Ruszyli do ataku, zdobyli bramkę wyrównującą - po podaniu Ze Luisa trafił Miranczuk. Remis utrzymał się jednak tylko przez dziewięć minut, bo świetnym strzałem sprzed pola karnego prowadzenie Bayernu przywrócił Kimmich.

Polacy - Lewandowski i Krychowiak - nie mieli udziału przy bramkowych akcjach swoich zespołów. Lewandowski, podobnie jak w poprzednim meczu z Atletico Madryt, rzadko dostawał piłkę w polu karnym. Często ustawiał się głęboko, schodził do skrzydeł i brał za rozegranie. Sytuacje do strzelenia gola (z wyjątkiem akcji z anulowanym rzutem karnym) miał tylko jedną. Głową uderzył jednak niecelnie. Z kolei Krychowiak wydaje się wracać do niezłej formy fizycznej. Za Kimmichem, Goretzką, Tolisso czy Javim Martinezem musiał naprawdę sporo się nabiegać. Zazwyczaj nadążał. Wygrał też większość pojedynków z piłkarzami Bayernu (według Sofascore.com siedem z dwunastu). Grał inteligentnie - niedostatki motoryczne nadrabiał dobrym ustawieniem, wiele razy zagrał pod faul, dzięki czemu Lokomotiw mógł większą liczbą piłkarzy przenieść się na połowę rywali. On też dał swojemu zespołowi ostatnią szansę na wyrównania, gdy w doliczonym czasie gry ruszył między kilku piłkarzy Bayernu i zdołał oddać strzał, który skończył się rzutem rożnym.

Gol po nim nie padł, Bayern wygrał 2:1 i umocnił się na prowadzeniu w grupie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA