A gdyby Euro 2020 się odbyło? Gdyby miniony sezon nie został sparaliżowany przez epidemię koronawirusa? Być może wtedy wybór nie byłby tak oczywisty. Być może wtedy w rozpędzonej w kwalifikacjach Belgii, na mistrzostwach Europy jeszcze bardziej błyszczałby choćby Kevin De Bruyne, który z Manchesterm City dotarł tylko do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale w Premier League został królem asyst (20 w sezonie). A może równych nie miałby Kylian Mbappe, który z niezwykle mocną Francją i wreszcie zachwycającym w Lidze Mistrzów PSG, mecze nie raz potrafił rozstrzygać sam. Może jury konkursu (dziennikarze i trenerzy) bardziej doceniłoby niemieckich graczy Bayernu, którzy z drużyną narodową na Euro też graliby o najwyższe cele. Wtedy dokonania podnoszących Puchar Henriego Delaunaya, Manuela Neuera, czy Thomasa Muellera trzeba by ocenić wyżej i w plebiscycie UEFA być może byliby oni faworytami.
Kryteria nagrody Piłkarza Roku UEFA są jasne. Jury ma oceniać "wyniki osiągnięte przez graczy we wszystkich rozgrywkach krajowych i międzynarodowych, zarówno na poziomie klubowym, jak i reprezentacyjnym". Tylko najwięksi optymiści mogliby zakładać, że wyniki naszej kadry w 2020 roku byłyby tym, co w plebiscycie UEFA ciągnęłoby Lewandowskiego w górę. Można raczej przyjąć, że brak Euro Lewandowskiemu w wygraniu plebiscytu nieco pomógł, a przynajmniej zmniejszył mu konkurencje. W konkursie i oczach jury do triumfu ciągnął go niezwykle mocny Bayern, ale i Polak w każdym meczu ligowym i międzynarodowym pokazywał, jak wiele znaczy dla drużyny. Często to on był motorem napędowym Bawarczyków. Przemawiały za nim liczby. W Bundeslidze znów został królem strzelców z 34 golami. Triumfował też w Lidze Mistrzów, tam miał 15 trafień. Właściwie wszędzie, gdzie grał, był najskuteczniejszy, bo królem strzelców został też w Pucharze Niemiec.
Lewandowski w 2020 zgarnął wszystkie możliwe trofea. Dodatkowo grał w piłkę w kraju, który z pandemicznymi realiami poradził sobie najszybciej i zaczął grać jako pierwszy. W futbolowym krajobrazie lockdownu Bundesliga skupiała uwagę nie tylko Europy, ale i świata. Kiedy Lewandowski strzelał kolejne gole, Mbappe wiedział, że w lidze nic już nie strzeli, bo Francja zrezygnowała z rywalizacji. Nie tylko ona. Gdy Niemcy zbliżali się do końca sezonu i szykowali na urlopy, Cristiano Ronaldo i inni gracze Serie A dopiero wchodzili na boiska, ale wtedy grali już prawie wszyscy. Włosi lgę skończyli w ekspresowym tempie z katorżniczym kalendarzem, a po krajowych rozgrywkach włoskie drużyny niemal z marszu musiały toczyć najważniejsze boje w kluczowej fazie Champions League. W europejskich rozgrywkach zatrzymały się szybko. Bayern po tytuł wjechał zrelaksowany, ale jednocześnie mocno rozpędzony.
Nie jest to pomniejszaniem zasług Bawarczyków, czy odbieraniem zaszczytów Lewandowskiemu. Bayern wygrał Ligę Mistrzów i w roku 2020 lśnił najmocniej. Polak też błyszczał, zachwycał swą pracą dla drużyny i skutecznością, altruizmem i kilkoma fantastycznymi akcjami. Przez głosujących w plebiscycie został bardzo doceniony i zdeklasował konkurencję. Zdobył 477 głosów. Drugi w zestawieniu Kevin de Bruyne tylko 90.
Nic dziwnego, że w Genewie Polak mocno cieszył się po otrzymaniu okazałej nagrody, najważniejszej piłkarskiej, jaką można było zdobyć w tym roku. To jednak radość w określonej rzeczywistości. Skoro "France Football", z powodu pandemii i rywalizacji, która nie była w Europie równa, zawiesił przyznanie tegorocznej "Złotej Piłki" nie chcąc wyników "opatrywać gwiazdką i zastrzeżeniami", to przy nagrodzie dla piłkarza roku UEFA taką małą gwiazdkę pewnie można by zrobić. Ale czy zabierze ona napastnikowi i kibicom radość z sukcesu lub czy za kilka lat będzie o tym ktoś pamiętał?