Bayern Monachium w niedzielę wygrał Ligę Mistrzów i zdobył drugi raz w historii klubu potrójną koronę: LM, mistrzostwo i Puchar Niemiec. - W finale LM wielu Niemców było za Bayernem. Powód pierwszy to brak popularności PSG, a druga sprawa to kwestia osób myślących, że ktoś w końcu pozwolił niemieckiej drużynie wygrać Ligę Mistrzów. I twierdzą, że to może zatrzymać Bayern. Może w końcu mają dość trofeów i ciągłego wygrywania - mówi Sport.pl Uli Hesse, dziennikarz "11Freunde" i autor książki "Bayern. Globalny Superklub" wydanej w Polsce przez wydawnictwo Sine Qua Non.
Nie. W finale zagrali trochę tak, jak z Lyonem w półfinale i wtedy też trudno było to nazywać perfekcyjną grą z punktu widzenia Bayernu. Ale mieli świetnego bramkarza. Neuer zdecydowanie był perfekcyjny. Bayern zaimponował 8:2 z Barceloną w ćwierćfinale, ale w finale taki mecz nie mógł się powtórzyć. PSG było lepszym przeciwnikiem niż Barcelona. Ale tak już będzie z tą edycją Ligi Mistrzów, że zapamiętamy to 8:2 bardziej niż sam finał. Tak jak z mistrzostw świata w 2014 roku zapamiętaliśmy bardziej mecz Niemców z Brazylią i słynne 7:1 niż mecz finałowy.
Nie chodzi tylko o Hansiego Flicka. Podczas całego sezonu było sporo niepewności. Choćby w kontekście Hasana Salihamidzicia. Wygląda na świetnego dyrektora sportowego - to gość, który znajdzie odpowiednich zawodników i skłoni ich do przejścia do Bayernu. Ale miał odejść. A drużyna, która zdobyła ostatecznie potrójną koronę, miała zostać przebudowana. Kibice myśleli, że zajmie to kilka lat. A to się działo w biegu, tylko niewiele osób wychwyciło tę przemianę. Flick na pewno odegrał w tym kluczową rolę, ale Hasan jest jedną z osób, które udowadniają, że trener nie był w tym sam. Trzeba zauważyć, że Bayern w finale Ligi Mistrzów to niemalże dokładnie ten sam zespół, który grał słabo w październiku czy listopadzie. I wygląda to tak, jakby ta sama drużyna grała w dwóch różnych dyscyplinach sportu.
Zazwyczaj mówi się, że dyrektor sportowy czy menedżer biznesowy jest ważniejszy od trenera, zwłaszcza pracując dla klubu przez dłuższy czas. Gdy trenerzy pracują w klubach po 2-3 lata to już wydaje się długim okresem, a dyrektor przychodzi z wizją na wiele lat. Ale w przypadku dyspozycji Bayernu Flick był na pewno najważniejszą osobą i dalej tak będzie. Flick po finale mówił, że gdy zostawał trenerem, nawet nie myślał, że zdobycie Ligi Mistrzów jest możliwe. Opowiadał też sporo o zimowej przerwie. Wtedy Bayern nawet nie był liderem Bundesligi, prowadziło RB Lipsk. Ale to był moment, gdy Bayern stawał się drużyną. Więc takim kluczowym momentem pewnie byłyby pierwsze dni, może pierwszy tydzień po wznowieniu rozgrywek. Trzeba też wziąć pod uwagę, ile rzeczy zmieniła epidemia. To bardzo trudne, żeby zwyczajnie opisywać sezon, bo on nie był normalny. Liga Mistrzów zmieniła cały format rozgrywek, a Bayern miał 4-5 tygodni przerwy i nikt nie wiedział, jak to wpłynie na zespół. Ale im dłużej o tym myślę, tym bliżej jestem stwierdzenia, że nawet w przypadku kontynuowania rozgrywek w marcu sytuacja ułożyłaby się podobnie.
To było bardzo dobrze widać po reakcji rezerwowych w trakcie finału w Lizbonie. Zawodnicy PSG po prostu śledzili mecz. Uaktywnili się może pod koniec spotkania, jeden z nich zrezygnowany rzucił butelką. A zawodnicy Bayernu? Czuli się tak, jakby grali na boisku. Nie byli tylko członkami drużyny, oni w jakimś sensie też byli w składzie, który wyszedł na boisko. Pavard był wręcz szalony, stał cały mecz i zachęcał kolegów do skakania wraz z nim. Wyglądało, jakby w każdej chwili mógł wpaść na boisko. Jeśli masz grupę zawodników na najwyższym poziomie, z których umiesz wydobyć tyle zaangażowania dla drużyny, nic dziwnego że od dawna jesteś niepokonany.
Pamiętam, że w 2017 roku, gdy moja książka o Bayernie ukazała się w Polsce, Lewandowski zmieniał agenta na Piniego Zahaviego i byłem pytany o to dlaczego to zrobił. Odpowiadałem, że pewnie chodzi o odejście do takiego klubu jak Real Madryt. Według mnie, Robert myślał wtedy, że to ostatni moment na wygranie Ligi Mistrzów i że trzeba odejść z Bayernu, który zmarnował kilka szans na to trofeum i miał przejść przebudowę. Lewandowski to czuł - szanse na wygranie LM tutaj spadały nie ze względu na niego, ale przez to, jakich zawodników miał wokół siebie. Dlatego sytuacja z tego roku to niespodziewany obrót spraw. Ciekawe, że Lewandowski zdobył tylko dwa z ostatnich jedenastu goli Bayernu (śmiech). Przed tym mini-turniejem w Lizbonie wszystko kręciło się wokół Lewandowskiego. W Portugalii było inaczej: Lewandowski strzelał, ale mecz z Barceloną był bardziej popisem Muellera, w półfinale z Lyonem błyszczał Gnabry, a w finale gwiazdą był Neuer. A i tak powiedziałbym, że we wszystkich tych spotkaniach Lewandowski był decydującym czynnikiem. Nawet jeśli spojrzymy na gola Comana. Dlaczego mógł go zdobyć? Bo wcześniej obrońca PSG, Thilo Kehrer musiał zdecydować za kim pójść przy dośrodkowaniu Kimmicha. Miał do wyboru Lewandowskiego i Comana. Wybrał oczywiście Lewandowskiego i to w zasadzie umożliwiło zdobycie bramki. Więc to także jakby trafienie Lewandowskiego. Wystarcza jego obecność, już w ten sposób straszy innych.
Naprawdę nie wiem. Jest w Niemczech już tak długo i strzela bramki tak swobodnie, że trudno to sklasyfikować. Jeśli spojrzysz na statystyki i trofea - teraz jest na szczycie. Ale pamiętam jeszcze czasy w Dortmundzie, gdy w zespole brakowało gwiazd i okazywał się jedynym, który ciągnął za sobą drużynę. Teraz ma choćby Muellera i Gnabry’ego. W trakcie końcówki sezonu Ligi Mistrzów w “11Freunde” przygotowywaliśmy już skarb kibica na start Bundesligi. I przyszło do kwestii kluczowego piłkarza w Bayernie po takim sezonie. Odpowiedzieliśmy zgodnie: “Znowu Lewandowski”. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, niech zada sobie pytanie: A co gdyby Lewandowski złapał kontuzję? Tak jak przydarza się to zwykłym zawodnikom. Gdyby nie grał przez dwa miesiące, Bayern miałby gigantyczny problem. Dlatego wciąż będzie kluczowym zawodnikiem. Nie mogę sobie nawet przypomnieć zawodnika Bundesligi, do którego miałbym go porównać. Inni mają słabsze i lepsze momenty, czasem przydarzy im się seria 10 meczów bez gola, albo właśnie jakiś uraz. Ale w przypadku Lewandowskiego to po prostu się nie dzieje. To szalone. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. On prezentuje klasę Messiego i Ronaldo niemalże co tydzień.
Bayern nie jest najbardziej lubianym klubem w Niemczech - to wiemy. Niemalże każdy, kto kibicuje innemu klubowi, nienawidzi Bayernu i to uczucie rośnie z każdym zdobywanym przez nich tytułem. Ale w finale LM wielu Niemców było za Bayernem. Powód pierwszy to niechęć do PSG, a druga sprawa to nieco przewrotna kalkulacja, że może Bayern gdy wreszcie wygra Ligę Mistrzów, nasyci się i łatwiej będzie go dopaść w Bundeslidze. Wiem, to trochę szalone. Ale jak w każdym zawodzie - gdy osiągniesz cel, to może ci już zabraknąć koncentracji na kolejne. I zdarzało się, że tak właśnie z Bayernem było, że przychodził kryzys, brakowało im gniewu. Ale od pracy z Guardiolą oni stali się potworami, nie potrafią przestać myśleć o zwyciężaniu i dominowaniu. Tyle że nie wiemy, jak na nich wpłynie Liga Mistrzów, tak dawno jej nie wygrali. I odżyły nadzieje kibiców, rywali, że Bayern wreszcie sobie trochę poluzuje. Nie mówię, że to realistyczne, ale kto odmówi kibicom marzeń.
Przeczytaj także: