Neymar płakał, Mbappe był cieniem. Ten obrazek będzie śnił się po nocach

Ci, którzy mieli błyszczeć, zostali ocenieni najgorzej. PSG samo odebrało sobie argumenty w walce z Bayernem Monachium w finale Ligi Mistrzów (0:1), bo Neymar, Mbappe, czy Di Maria zagrali bardzo słaby mecz.

"Wątpliwe jest, by niepokonany od 29 meczów Bayern pozwolił sobie, w starciu z szybkością Mbappe i jakością dryblingu Neymara na to, co w półfinale Ligi Mistrzów" - pisało pełne wiary "L’Equipe" przed spotkaniem z PSG. Wygrywanie pojedynków pod bramką rywala i blask ofensywnych gwiazd miał być kluczem mistrza Francji do zostania najlepszą drużyną w Europie po raz pierwszy. 

Zobacz wideo Lewandowski dał show! Co za duet. Zachwycony Bayern pokazał nagranie

Po meczu te słowa brzmią jednak wesoło, a wyświetlona testowo w sobotę na telebimie Estadio da Luz grafika "Man of the match - Kylian Mbappe" okazała się tak nietrafiona, jak młody Francuz nie trafiał w niedzielę w meczu z Bayernem. Zawiódł nie tylko on.

Płacz Neymara, cień Mbappe

Po przegranym 0:1 finale najmocniej w Lizbonie płakał Neymar - piłkarz, który został sprowadzony do Paryża jako futbolowy zbawiciel. W poprzednich latach w kluczowych momentach też płakał. Wtedy, bo łapał kontuzje, które w 2018 i 2019 roku uniemożliwiły mu grę we wiosennej kampanii PSG w Lidze Mistrzów. Zresztą Brazylijczyk przypomniał ostatnio te smutne dni. Napisał na Instagramie: "Dziś mogę pomóc moim przyjaciołom w najlepszy możliwy sposób". Kiedy wydawało się, że wreszcie jest częścią drużyny, że ciągnie wózek w tym samym kierunku co koledzy, kiedy narzekania na Paryż zamienił na sympatię do francuskiego klubu, przeszedł obok finałowego meczu. 

Kamery najczęściej pokazywały jego zbliżenia, gdy przegrywał pojedynki (aż połowę z nich), tracił piłkę przy linii bocznej, nie wiedząc, co trzeba z nią zrobić i gdy dwa razy powalił Roberta Lewandowskiego. Za faul na Polaku z 81. minuty dostał żółtą kartkę. Neymar na niemiecką bramkę celnie strzelił tylko raz. Nic dziwnego, że RMC Sport oceniło jego występ najgorzej z francuskiej drużyny, przyznając mu trójkę (w dziesięciostopniowej skali). Nieco tylko lepiej w tych ocenach wypadli Kylian Mbappe i Angel Di Maria, którzy dostali czwórki. Oni jednak też z notami byli w ogonie drużyny.

Niemieckie media już dawno zauważały, że aby zablokować Neymara, trzeba odcinać od gry Kyliana Mbappe. Takie założenia prawdopodobnie przekazał też swoim graczom trener Hansi Flick. Gdy tylko 21-letni superszybki napastnik PSG dostał piłkę - a wcale nie zdarzało się to tak często - natychmiast było przy nim dwóch, a czasem trzech niemieckich piłkarzy. Jeśli Mbappe ich przechytrzył - a to też było rzadkością - i tak został sfaulowany. Czasem nawet jeszcze na własnej połowie, tak by zgasić francuską akcję w zarodku.

W najważniejszym meczu sezonu Mbappe skrzydeł nie rozwinął. Tyle że czymś innym było skwapliwe pilnowanie napastnika z Bondy, czymś innym jego nieporadność. Mistrz świata, którego mecze o stawkę do tej pory nie paraliżowały, tym razem był cieniem samego siebie. Szczególnie w sytuacjach, w których trzeba było mocniej i precyzyjnie strzelić na bramkę Bayernu. Mbappe wyglądał, jakby stracił strzelecki instynkt. W 45. minucie spotkania mógł i powinien dać PSG prowadzenie. Z 10 metrów, nienękany przez rywala, strzelił jednak lekko i wprost w Manuela Neuera. To był jego jedyny celny strzał w całym meczu. Poniższy obrazek będzie śnił mu się po nocach.

Żółw kopiący piłkę

Zresztą w drugiej połowie spotkania Mbappe nie strzelił Neuerowi nawet z 5 metrów, gdy był z nim w sytuacji sam na sam. Sędzia po odbitym przez bramkarza strzale szybko odgwizdał spalonego, ale to niemiecki golkiper mógł się szerzej uśmiechnąć. Ten dziewiąty w karierze finał ważnej imprezy zdecydowania Mbappe nie wyszedł. Człowiek, który jeszcze niedawno odmienił oblicze meczu z Atalantą, a w 2018 roku wprowadził Francję do finału mistrzostw świata, w którym też strzelił gola, teraz zamiast bohaterem Paryża, stał się bohaterem memów. Na jednych był prezentowany jako żółw kopiący piłkę (z racji swego wyglądu ma przydomek Donatello), na innych śmiano się z jego braku mocy i niewykorzystanej okazji.

Do obrazu tej dwójki idealnie dopasował się Angel Di Maria. Argentyńczyk w całym meczu oddał jeden bardzo niecelny strzał na bramkę Neuera (też w niezłej sytuacji). W spotkaniu niemal nie było go widać. Co ciekawe ten zawodnik na Estadio da Luz triumfował już w Champions League jeszcze jako gracz Realu Madryt. W 2014 roku "Królewscy" pokonali tam Atletico Madryt. Teraz Di Maria sprawiał wrażenie, że tamten sukces w zupełności mu wystarczy. Nie było u niego ani głodu gry, ani przebojowości, ani łez po zakończeniu przegranego spotkania. Była bezradność.

"Przybyłem, by przejść do historii"

W jednym z wywiadów (dla Daily Star) Neymar tak tłumaczył swoje cele we Francji: - Wygrana w Lidze Mistrzów jest czymś specjalnym i ja to wiem (Brazylijczyk wygrał ją z Barceloną w 2015 roku - przyp. red.). Triumf z PSG byłby jednak czymś dużo większym, bo oznaczałby zapisanie się we francuskiej historii. Dokładnie po to tu przybyłem - konkludował. W teorii ma na to jeszcze dwa lata, bo tyle trwa jego kontrakt z klubem. Francuzom pozostaje zastanawiać się, czy to rywal był w Lizbonie tak dobry, czy też tak bardzo zawiodły paryskie gwiazdy. Na razie tamtejsze media skłaniają się do tych dwóch odpowiedzi, i ta druga boli znacznie bardziej.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.