Neymar podjął znakomitą decyzję. Teraz to Messi może przyjść do niego

Finał Ligi Mistrzów zdecyduje, co będziemy pisać i myśleć o Neymarze przez następny rok. Wygra - będzie dobry. Przegra - będzie zły. Nigdy nie będzie średni. Cała narracja zależy od jednego meczu. Brazylijczycy piszą, że najważniejszego w jego życiu, a on słysząc to, żongluje gumą do żucia, trafia z powrotem do ust i ogłasza: jestem gotowy.

Wszystko o postrzeganiu Neymara powiedział tytuł brazylijskiej gazety dzień po meczu z Atalantą Bergamo. PSG wygrało 2:1 po golach w końcówce, więc napisała na rozkładówce: "Neymar - od koszmaru do snu w trzy minuty". I tak jest przez całą karierę: albo się do niego modlą, albo go nienawidzą. Albo - albo, jakby nie było nic pomiędzy.

Zobacz wideo Setien zwolniony, co z Messim? "Może byłoby lepiej, gdyby ten związek się zakończył"

A wbrew pozorom Neymar jest bardzo niejednoznaczny. W półfinale dostaliśmy go w pigułce: czarował na boisku, ale do siatki znów nie trafił, bo w Lizbonie ma wszystko poza precyzją. Rywale kolejny raz go pokopali, ale on też upadając raz czy dwa dodał trochę od siebie. A później wyszedł z niego lekkoduch, gdy wymienił się koszulką z Marcelem Halstenbergiem, czego zakazuje covidowy regulamin UEFA. Drogę między autobusem a hotelem przeszedł tanecznym krokiem, niosąc duży przenośny głośnik. Wyznaczał rytm, szedł pierwszy - jak na lidera przystało.

Dorosły Neymar

Tym sezonem obala wiele mitów powtarzanych od lat: że ma talent, ale nie pracuje zbyt ciężko, że skupia się tylko na sobie, że jest arogancki i zepsuty całym tym blichtrem, że w ciele mężczyzny wciąż kryje się nastolatek i że odchodząc do PSG przestał się rozwijać. Neymar zrobił wszystko, żeby w Lizbonie być w najlepszej formie: gdy francuskie władze zakończyły sezon Ligue 1 i zaczęły zamykać obywateli w domach, prywatnym odrzutowcem wrócił do Brazylii.

Nie na wakacje jak się utarło. Przez cały lockdown miał przy sobie trenera przygotowania fizycznego i ostro zasuwał według specjalnie ułożonego planu. Nie tylko Cristiano Ronaldo ma w domu prywatną siłownię. Neymar ćwiczy w podobnej. Jego agent od PR wrzuca mnóstwo zdjęć na Instagrama. Sporo reklam: Neymar z napojem, w firmowej czapce, wgapiony w nową aplikację na smartfona. Ale zdjęcia z tamtego okresu są inne: Neymar ze sztangą, Neymar na bieżni, Neymar bawi się piłką na piasku, a już na kolejnym nagraniu w pocie czoła trafia stopami między szczebelki drabiny. I tak dzień po dniu, by na koniec stwierdzić: "Jestem w najlepszej formie w życiu. Cieszę się najlepszymi dniami, odkąd jestem w Paryżu".

Wreszcie, po trzech latach, zaangażował się w ten projekt. Jest liderem na boisku i poza nim. PSG uwierzyło w wygranie Ligi Mistrzów u Neymara na grillu. Zebrał całą ekipę po porażce 1:2 w pierwszym meczu 1/8 z Borussią Dortmund. W szatni pojawiało się niezdrowe napięcie, czuło się, że wracają koszmary z poprzednich lat, więc włączył latynoską muzykę, rozpalił ogień i nalał kolegom wina. Później wszyscy przenieśli się do restauracji Marco Verattiego i tam pogadali poważniej.

Innym razem, ten zapatrzony w siebie Neymar, zaprosił na kolację Andera Herrerę, który miał gorszy moment, bo złapał kontuzję. Nic wielkiego - zwykłe "wiem, co czujesz, przerabiam to od kilku sezonów". Erica Maxima Choupo-Motinga nie było na pierwszej liście zgłoszonych do Ligi Mistrzów, dopiero po odejściu Edinsona Cavaniego zrobiło się dla niego miejsce. I to jego gol zapewnił PSG awans do półfinału. Wtedy Neymar symbolicznie oddał mu swoją statuetkę dla najlepszego piłkarza tamtego meczu.

Idrissa Gueye powtarza, że Neymar to niezwykle ciepły człowiek. Herrera prostuje kolejne historie: - Zanim przyszedłem do Paryża, też słyszałem te legendy o podzielonej szatni na Brazylijczyków i resztę. Nie ma tego, jesteśmy naprawdę zjednoczeni - przekonuje. Kylian Mbappe powiedział ostatnio: "ani ja, ani Neymar nie jesteśmy samolubni". - Coś zdecydowanie się zmieniło. Nie chce już zachowywać się jak supergwiazda. Czuję, że chce z nami zostać na zawsze - stwierdził w "France Football" prezes Nasser Al-Khelaifi. A trener Thomas Tuchel podkreślał na konferencji prasowej, że Neymar od samego początku był liderem jego drużyny. 

- Jest innym liderem niż wielu oczekuje. Wyraża to inaczej: swoją jakością, pewnością na boisku, odwagą, walką jeden na jeden, chęcią wygrywania, głodem, umiejętnością walki. Uwielbia rywalizację i zaraża tym innych. To są rzeczy, których dzisiaj potrzebuje prawdziwy lider - twierdzi. Skończyły się już czasy, w których przywódcą był piłkarz najgłośniej krzyczący w zespole. Neymar swoje przygotowania do półfinału z RB Lipsk relacjonował na Instagramie: naładował głośnik, poprawił fryzurę, wybrał przeciwsłoneczne okulary i odpowiedni zegarek. Wyglądało, jakby szykował się na imprezę. Pełen luz. Dzień przed finałem nagrał, jak śpiewa i zaczepia swoich kolegów z zespołu. Później wyszedł na ostatni trening i zaczął się bawić gumą do żucia. Żonglował ją jak piłką, trafił z powrotem do ust i krzyknął do operatora kamery, że jest gotowy na finał. Reszta pękała ze śmiechu. A skoro od lat powtarza się, że PSG nie wytrzymuje napięcia wielkich meczów, to może dobrze, że wreszcie ma lidera, który potrafi je rozładować. W niedzielę wyjdzie na boisko i zawsze będą mogli podać mu piłkę.

To grupa młodych ludzi. Starzy odeszli. Nie ma już Thiago Motty, Maxwella, Gianluigiego Buffona i Daniego Alvesa. W trakcie sezonu pożegnał się Edinson Cavani, po turnieju w Lizbonie odejdzie Thiago Silva. To Tuchel wpadł na pomysł, żeby otoczyć Neymara grupą piłkarzy, dla których będzie liderem. Musiał dorosnąć, by stanąć na ich czele. Niektórzy żartują, że zmianę, która zaszła w głowie Neymara najlepiej widać ciut wyżej: różowe włosy i tandetny blond zastąpiła fryzura jak każda inna. "Dorosły Neymar" - piszą w Brazylii.

Najważniejszy wieczór w karierze 

Przed nim wieczór, o jakim marzył, gdy przechodził do Paryża: wielka scena, a na niej on - w centrum, oświetlony jupiterami, przyciągający uwagę kibiców. Bez cienia Leo Messiego, który z Lizbony wyjechał już po pierwszym meczu. Cristiano Ronaldo, drugi z wielkich, nawet się w niej nie pojawił. W finale są Neymar i Robert Lewandowski - gotowi do wejścia na tron. Oficjalnego tytułu najlepszego piłkarza na świecie w tym roku nie będzie, ale kibice lubią mieć porządek, więc i tak kogoś wskażą. I gdyby Neymar został w Barcelonie, poprowadził ją do finału, a później go wygrał, i tak wszyscy najpierw podrzucaliby Messiego. Brazylijczyk w kolejce do pochwał i orderów byłby co najwyżej drugi. - Musiał odejść z Barcelony, żeby być na pierwszym planie. Gra z kimś takim, jak Messi jest niesamowita, ale jednocześnie prowadzi do wątpliwości: czy to ja jestem tak dobry, czy to wszystko dzieje się dzięki niemu - tłumaczył przyjaciel Neymara, Dani Alves.

Trzy lata temu Wieża Eiffla została podświetlona na granatowo i czerwono. Przed nią powstała wielka platforma, migotał olbrzymi neon z nazwiskiem gwiazdy kupionej za absolutnie rekordowe i wywracające rynek transferowy 222 miliony euro. Rozpromieniony prezes Nasser Al-Khelaifi dostrzegał w tym małżeństwo idealne: czarujące miasto zawierało związek z najbardziej błyskotliwym piłkarzem na świecie. Ale narracja poza Paryżem była inna: oto się dobrali - sztuczny klub i pazerny piłkarz już bez większych ambicji, skoro odchodzi z wielkiej Barcelony do ligi, którą ogląda się tylko w skrótach meczów.

Czas przyznał rację Neymarowi

Dopiero czas przyznał rację Neymarowi. Wszystkim wydawało się, że we Francji coś marnotrawi, a tak naprawdę przegapiliśmy, że jeszcze się tam rozwinął i jest dzisiaj znacznie lepszym piłkarzem niż był w Barcelonie. W tym czasie ona upadła - jego odejście nie było może tego przyczyną, ale na pewno symptomem. On jest w finale Ligi Mistrzów, ona u progu rewolucji. Jeszcze rok temu marzył, żeby do niej wrócić, bo zwątpił w swój klub po kolejnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów bez jego udziału. Był kontuzjowany i mógł się tylko przyglądać. Teraz jest inaczej, nigdy nie był tak zżyty z zespołem. Teraz to Leo Messi może przyjść do niego. 

Wreszcie PSG naprawdę jest jego klubem. Dotychczas nie miało się takiego wrażenia. Pozostawał obcy, bo w Paryżu, gdzie wszystko zależy od fazy pucharowej Ligi Mistrzów, jego przez dwa lata w zasadzie w niej nie było: zagrał tylko jeden mecz przeciwko Realowi Madryt, skończył z kontuzją, a PSG odpadło. Rok później znów zabrakło go w kluczowym momencie przeciwko Manchesterowi United. Kibice na lidera naturalnie wybrali więc Kyliana Mbappe, lokalsa z przedmieść Paryża, a za Neymara wciąż się wstydzili: bo chlapnął coś w wywiadzie, bo ciągnęło się za nim oskarżenie o gwałt i przekręty podatkowe, bo znów w środku sezonu wyjeżdżał do Brazylii na urodziny siostry albo kolejny raz rozstawał się z dziewczyną na czołówkach gazet. Nawet w biurach Parc des Princes dyrektorzy narzekali, że prowadzi życie gwiazdy pop, a nie piłkarza. I wyliczali mu, że grając dla PSG daje z siebie 60 procent. Gdy trafił do Francji, liga reklamowała się nim na każdym kroku, ale już w ostatnich dwóch latach wolała pokazać twarz Mbappe. On też znajdzie się na okładce następnej FIFA. W zeszłym roku Neymar poczuł, że wyszedł z cienia najlepszego piłkarza świata, a wylądował w cieniu zawodnika młodszego od siebie. Z deszczu pod rynnę.

W Lizbonie łatwiej o koncentrację. Neymar na tym skorzystał

To były trudne trzy lata: pełne frustracji, naznaczone kontuzjami i kontrowersjami. Były w tym czasie zawieszenia za krzyki na sędziów, był uderzony kibic po przegranym finale Pucharu Francji i wiecznie zawiedziona twarz Neymara. Kibice mieli wszystko, żeby go nie lubić. Wciąż pamiętali, jak teatralnie upadał na mistrzostwach świata. I chociaż kopany jest niemiłosiernie - Thomas Tuchel miał o to pretensje do Juliana Nagelsmanna po półfinale - to trudno mu odczepić łatkę oszusta. Sędziowie sami nauczyli go, że jak upadając nie wykrzyczy bólu i nie przeturla się dwa razy, to nie odgwiżdżą faulu. Dlatego Tuchel apeluje do nich, by sprawiedliwiej oceniali faule i zaczęli dbać o jego zdrowie. Neymar jest w Lizbonie faulowany średnio co dziesięć minut. Dwa razy częściej niż kolejny w rankingu Houssem Aouar z Lyonu.

Neymar zagrał już dla PSG 84 mecze, strzelił w nich aż 70 goli, 40 razy asystował i zdobył trzy mistrzostwa Francji. Ale z drugiej strony - opuścił 71 meczów: 62 z powodu kontuzji, 9 przez wykluczenie. Te najważniejsze - w Lidze Mistrzów - do tego sezonu oglądał z trybun. Teraz w kluczowym momencie jest w znakomitej formie. Wszystko mu sprzyja, nawet skoszarowanie wszystkich zespołów w Lizbonie. Łatwiej o koncentrację, gdy największym szaleństwem, na jakie możesz sobie pozwolić, jest turniej ping-ponga w hotelowym lobby. Dotychczas nie strzelał goli, ale był najważniejszym piłkarzem PSG w ćwierćfinale i półfinale. Oglądanie go w akcji było przyjemnością. Przeniósł na wielkie lizbońskie stadiony pierwiastek ulicznej gierki, gdzie przepuszczenie piłki między nogami rywala cieszy równie mocno, co strzelenie gola. Ale nie skupia się tylko na tym, bo gdy trzeba doskoczyć do bramkarza i obrońców, rusza tak agresywnie, że korkami wyrywa trawę. Pracuje dla zespołu, przewodzi mu w sposób opisany przez Tuchela. - Nikt na świecie nie podaje tak dobrze, jak on - zapewnia Mbappe.

Pewnie Neymar nie jest jeszcze tak dobry jak Messi, ani tak skuteczny jak Ronaldo. Ale w przełamywaniu defensywy szybkością, dryblingiem i prostopadłymi podaniami nie ma sobie równych. W niedzielny wieczór może obalić Bayern, postrzeganie Messiego jako najlepszego na świecie i chociaż kilka mitów utrwalanych od lat. To rzeczywiście najważniejszy mecz w jego karierze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.