Poprowadził Bayern do finału i stworzył z Lewandowskim najlepszy duet w historii. Nowy Robben

Piszą, że to nowy Arjen Robben, a on nawet nie jest lewonożny. Choć jeśli ktoś zobaczy bramkę na 1:0 z Olympique Lyon, w życiu w to nie uwierzy. Serge Gnabry chętniej też podaje Lewandowskiemu, a w reprezentacji jest środkowym napastnikiem, bo linia boczna ogrnicza jego największe zalety.

Na pierwszy plan wychodzi, gdy Bayernowi Monachium nie idzie - z Barceloną trwało to chwilę, gdy wyrównała i zyskała odwagę. Kilka minut później Gnabry asystował przy golu Ivana Perisicia, sam strzelił na 3:1 i Bayern miał już inny mecz. Podobnie było z Olympiquem Lyon w półfinale Ligi Mistrzów: lepiej zaczęli Francuzi, marnowali jednak kolejne okazje. Gnabry przejął piłkę, przebiegł z nią kilkanaście metrów wzdłuż szesnastki, po drodze minął dwóch rywali, dwóm kolejnym nie dał się dogonić, jeden się od niego odbił, a piłka w końcu poleciała prosto do bramki. Siatki wprawdzie nie przedziurawiła, ale na pewno spuściła powietrze z Lyonu. A gdy otrząsnęli się po pierwszym ciosie, wyprowadził drugi: skorzystał z kiksu Roberta Lewandowskiego i z dwóch metrów wbił piłkę do bramki.

Zobacz wideo

Następca Arjena Robbena wcale nie jest do niego podobny

Po pierwszej bramce kibicom zapachniało Arjenem Robbenem. Zresztą, jeśli ktoś w koszulce Bayernu schodzi z prawego skrzydła i uderza lewą nogą, zawsze myśli powędrują w stronę Holendra. Paradoksalnie jednak, Gnabry tak dobrym sezonem wreszcie pozwolił o Robbenie zapomnieć: w Bundeslidze strzelił 12 goli i 11 razy asystował, a w Lidze Mistrzów ma 9 trafień i 2 asysty. Świetnie współpracuje z Lewandowskim - nikt nie wspomina już czasów, gdy Polak walczył ze skrzydłowym o każdy strzał. Gnabry nie ma problemu, by oddać mu piłkę i cieszyć się z asysty. Rozumieją się doskonale: jeśli nie trafi Lewandowski, Gnabry dobije. I odwrotnie. Rozbili razem Tottenham w fazie grupowej, Chelsea w 1/8, a po drodze obaj trafili w finale Pucharu Niemiec. Szukają się podaniami i tworzą dla siebie przestrzenie w polu karnym. Są najskuteczniejszym duetem w historii Ligi Mistrzów: łącznie mają aż 24 gole, więcej niż Cristiano Ronaldo i Gareth Bale w 2014 roku.

Bayern długo zastanawiał się, jak zastąpić Robbena. W półfinale Ligi Mistrzów przyszła ostateczna odpowiedź: Sergem Gnabrym. Zgadza się pozycja, coraz częściej klasa w najważniejszych spotkaniach, ale stylowo nie zgadza się nic. Holender był typowym skrzydłowym - przywiązanym do linii, schodzącym co jakiś czas do środka, żeby setny raz nabrać obrońców na to samo. Akcja Gnabryego z Lyonem była wyjątkiem. Z reguły się na takie nie decyduje, nie szuka zejścia do lewej nogi. Rzadko też zaczyna akcje tak blisko linii bocznej. Hansi Flick i Joachim Loew są zgodni: jego największym atutem jest inteligencja i wszechstronność, a linia boczna potrafi te cechy ograniczać. Gnabry nieustannie wymienia się więc pozycjami z Thomasem Muellerem i uważa na to, co robi Joshua Kimmich - prawy obrońca z przyzwyczajeniami środkowego pomocnika. Od tego uzależnia swoją pozycję. Obaj trenerzy chcą go jak najczęściej widzieć w polu karnym. W reprezentacji gra jako napastnik, w Bayernie na papierze jest skrzydłowym, ale w głowie Flicka zajmuje wszystkie pozycje w ofensywie. Ma swobodę, żeby wykorzystywać szybkość i świetną grę na małej przestrzeni. - Jest blisko światowej czołówki, a końca jego potencjału nie widać - przekonuje trener Bayernu. Stąd te asysty i gole. W Lidze Mistrzów ma dziewięć trafień. To wynik, z którym przed erą Messiego i Ronaldo zostawało się królem strzelców.  

Za słaby na Arsenal i West Brom

Tym trudniej uwierzyć, że tak utalentowany i wciąż młody piłkarz, już tyle razy słyszał, że nie jest wystarczająco dobry. Skautowi Arsenalu wystarczyło dziesięć minut, by zachwycić się piętnastoletnim Sergem, odnaleźć na trybunach jego rodziców i przekonać ich, by puścili syna do Anglii. Wtedy wyszło, że ma dopiero 15 lat i gra ze starszymi. Arsenal musiał na niego poczekać, bo zagraniczne transfery tak młodych chłopców były zakazane przez FIFA. Przez rok klub był z nim w kontakcie, zapraszał do siebie w czasie ferii i wakacji, poznawał z kolegami, przedstawiał trenerów, oprowadzał po mieście, żeby już przed przeprowadzką czuł się jak u siebie. Gnabry przechodził przez kolejne kategorie wiekowe w akademii i szybko spodobał się Arsenowi Wengerowi. W 2012 roku wziął go na obóz z pierwszą drużyną i dał pod opiekę Perowi Mertesackerowi. Koledzy z drużyny namawiali ich na wyścigi, a później śmiali się, że to starcie niemieckiego czołgu z mercedesem. Młody robił furorę.

Ale ten mercedes okazał się awaryjny. Dwa lata później - w 2014 roku - stan zapalny w kolanie wykluczył go z gry na pół roku. Początkowo zlekceważone objawy okazały się fatalne w skutkach. Do pierwszej drużyny Arsenalu wchodzili w tym czasie kolejni młodzi-zdolni. Wenger oddał go na wypożyczenie do WBA Tony’ego Pulisa. To był fatalny wybór - Gnabry przez pół roku uzbierał dwanaście minut, a Anglik mówił otwarcie, że na więcej nie pozwalają jego umiejętności. Gnabry odbudował się na igrzyskach olimpijskich w Rio. W ostatniej chwili wskoczył do kadry Horsta Hrubescha i okazał się kluczowy w wywalczeniu srebrnych medali. Strzelił sześć goli i znów mówiło się, że jest utalentowany. Ale gdy zainteresował się nim Bayern, znów powątpiewano, czy aby wystarczająco na ten poziom.

Bayern był przekonany. Wenger twierdzi, że monachijczycy zgłosili się po niego już w 2016 roku, ale Arsenal zażądał od Bayernu większych pieniędzy niż od Werderu. Wtedy szefowie Bayernu mieli uknuć intrygę: dogadać się z Werderem, że ten kupi Gnabry’ego za 5 milionów euro, a po roku Bayern odkupi go za 8 milionów. Werder na to przystał: przez rok miał dobrego piłkarza i jeszcze zarobił na tym 3 miliony. Po roku Gnabry rzeczywiście należał już do Bayernu, a ten od razu wypożyczył go do Hoffenheim, by tam okrzepł w Bundeslidze. To Julian Nagelsmann oszlifował ten diament. Nakłonił Gnabry’ego do większej odwagi, kazał mu jeszcze częściej dryblować, wprowadzać chaos krótkim prowadzeniem piłki. W 22 meczach strzelił 10 goli i miał 7 asyst. Tak przygotowany trafił do Bayernu. I chociaż pierwszy sezon kończył z identycznymi statystykami, to Niko Kovac apelował do szefów Bayernu o nowych skrzydłowych. Chciał Leroya Sane, Karl-Heinz Rummenigge się zgadzał: "to będzie następca i Arjena Robbena i Francka Ribery’ego". Ale do transferu nie doszło, Chorwat w listopadzie został pogoniony, a Gnabry u Hansiego Flicka zaczął pełnić jeszcze ważniejszą rolę.

Znów potwierdziło się, że w ostatnich latach Bayernowi najlepiej wychodzą te mniej oczywiste transfery. Im bardziej na kogoś czekają kibice, im większe pieniądze płaci klub i im większe są oczekiwania, tym piłkarz częściej zawodzi. A kto pojawia się w Monachium po cichu, niedługo jest na językach wszystkich. Miał grać Lucas Hernandez, a zachwyca Alphonso Davies. Z dwóch wypożyczeń: Philippe Coutinho i Ivana Persisicia, więcej mówiło się o Brazylijczyku, a później więcej dał Chorwat. Przyjściu Gnabry’ego towarzyszyły pytania, czy solidny sezon w Hoffenheim może być biletem do Bayernu. Wciąż trzymała się łatka, że to talent niewystarczający na Arsenal i West Bromwich Albion.

Dzisiaj nikt go już nie kwestionuje, nie zastanawia się, czy jest wystarczająco dobry. To widać gołym okiem. Wspomniany Robben tylko dwa razy kończył sezon z double-double, jeśli chodzi o gole i asysty. W swoim najlepszym sezonie w życiu miał 13 goli i 11 asyst - jedno trafienie więcej niż Gnabry. Ale Robben to co najważniejsze zrobił w finale Ligi Mistrzów w 2013 roku - strzelił zwycięskiego gola z Borussią Dortmund. To jeszcze przed Gnabrym.

Więcej o: