Nagromadzenia takich emocji nigdy w Lidze Mistrzów nie było. "Ten format może być przyszłością"

Za nami ćwierćfinały Ligi Mistrzów w nowym formacie. Jedni chwalą go za większą nieprzewidywalność, inni krytykują za mniejszą sprawiedliwość. Czy turniej finałowy Ligi Mistrzów powinien być utrzymany w kolejnych edycjach rozgrywek?

Piłkarscy kibice prawie pół roku musieli czekać na powrót Ligi Mistrzów. Z powodu pandemii koronawirusa rozgrywki zostały zawieszone w marcu. Wróciły w sierpniu w specjalnej formule przypominającej turnieje mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Od ćwierćfinałów zrezygnowano z dwumeczów, o awansie decyduje tylko pojedyncze spotkanie, a finałowy turniej LM odbywa się w jednym mieście - Lizbonie. Jakie są konsekwencje tej formuły? Czy ma ona szanse pozostać z nami w kolejnych edycjach LM?

Zobacz wideo Lech zarobi miliony na transferach? "Jest duże zainteresowanie naszymi piłkarzami"

Więcej emocji, mniej kalkulacji

Gołym okiem widać, że gdy o awansie decyduje jedno spotkanie, towarzyszą mu większe emocje. Nie ma kalkulacji. Nie można założyć, że minimalną porażkę odrobisz w rewanżu. Trzeba grać do końca. Gdyby PSG w pierwszym meczu w Bergamo przegrywało z Atalantą 0:1, to prawdopodobnie nie walczyłoby tak zaciekle o wyrównanie. Nie byłoby dwóch bramek mistrzów Francji po 90 minucie. Nie byłoby tej pasjonującej końcówki. Podobnie w spotkaniu RB Lipsk z Atletico Madryt. Każdy błąd może zaważyć na wyniku. Każdy błąd może być tym ostatnim. To bardzo odświeżyło skostniałą już formułę Ligi Mistrzów.

Większe emocje to także efekt terminarza finałowego turnieju. Siedem spotkań (cztery ćwierćfinały, dwa półfinały i finał) w ciągu 11 dni. Duża dawka dobrej piłki w krótkim czasie. Jak na mundialu czy na Euro. Jednorazowo to świetny pomysł, ale czy nie znudzi się kibicom po kilku latach? Wszak turnieje mistrzostw świata i Europy rozgrywane są co cztery lata, a Liga Mistrzów jest każdego roku.

Stadionowi kibice mniej zadowoleni

Z nowej formuły zapewne cieszą się piłkarze, a już na pewno ich organizmy. Na tym etapie sezonu i przy tej intensywności kilka spotkań do rozegrania mniej, to jak zbawienie. Odpadają też loty po całej Europie, wszyscy skoszarowani są w jednym mieście.

Obecna Liga Mistrzów mniej spodoba się piłkarskim tradycjonalistom. Nie ma zasady gola na wyjeździe, przez jednych uwielbianej, przez drugich znienawidzonej. Każda porażka to porażka. Strat nie można już odrobić. Wielu kibiców jest też zdania, że prawdziwa Liga Mistrzów to mecz rozegrany przy własnych trybunach i rewanż na teoretycznie trudniejszym stadionie. Wszystkie inne propozycje to niedoskonałe substytuty.

Rozgrywanie turnieju finałowego Ligi Mistrzów na neutralnym stadionie w Lizbonie ogranicza też możliwość oglądania ukochanej drużyny przez kibiców. Na ten moment z powodu pandemii obiekty w Portugalii są zamknięte. Nawet gdyby były otwarte, to nie weszłoby na nie tylu kibiców np. Bayernu, ilu może zasiąść Monachium. Dodatkowo gdy dany klub rozgrywa wszystkie mecze do finału LM u siebie, to jego kibice mają bliżej na stadion. Nie każdego stać na to, by lecieć za swoją drużyną na turniej finałowy do Lizbony (czy ewentualnie do innego miasta w kolejnych edycjach).

Co na to sponsorzy?

Dotychczasowej formuły pucharowej Ligi Mistrzów będą bronić sponsorzy oraz klubowi księgowi. Więcej spotkań to więcej piłki nożnej w telewizji. To też więcej wydanych pieniędzy przez kibiców na bilety. Na organizacji każdego spotkania zarabiają również hotelarze, restauratorzy i przedstawiciele innych usług. Ci wszyscy liczą pewnie, że trwający turniej finałowy Ligi Mistrzów już nigdy się nie powtórzy.

Komu przypadkowość nie jest na rękę

Nowa formuła elitarnych rozgrywek sprzyja przypadkowości. Jedni pochwalą, że urozmaica to futbol. Inni, że system z rewanżami jest bardziej sprawiedliwy. Przypadkowość nie jest na rękę największym klubom. - Europejska piłka nożna - w erze Ligi Mistrzów - zaczęła brzydzić się przypadkowością. Istnieje przekonanie, że kibice chcą przyziemnej doskonałości: najlepsze zespoły w Europie, nie więcej niż kilkanaście, walczą ze sobą w różnych kombinacjach każdej wiosny, aby zminimalizować ryzyko, że najlepsza drużyna może nie wygrać rozgrywek - twierdzi Rory Smith w artykule opublikowanym na łamach „The New York Times”. Amerykański dziennikarz dodał: Rozwój europejskiej piłki nożnej w ciągu ostatnich 20 lat był za każdym razem realizowany z myślą o jednym celu: aby najlepsze drużyny grały ze sobą tak często, jak to możliwe i by nie musiały tracić czasu na rywalizowanie z pozostałymi zespołami.

Trzeba pamiętać, że atrakcyjność obecnej Ligi Mistrzów prawdopodobnie nie wynika tylko z nowej formuły. Duży wpływ może mieć też to, kiedy kończyły się rozgrywki ligowe w danym kraju. Wielu przekonywało, że francuskie kluby mogą mieć poważny problem z uwagi na to, że rozgrywki Ligue 1 po zawieszeniu w marcu nie zostały już wznowione. Tymczasem PSG i Lyon zyskały na dłuższej przerwie. Podobnie jak Bayern i RB Lipsk - przedstawiciele Bundesligi, która zakończyła sezon pod koniec czerwca. Dłużej grano w Hiszpanii, w Anglii czy we Włoszech, a nie pomogło to zespołom z tych krajów w awansie do półfinałów.

Nowa formuła utrzyma się w Lidze Mistrzów? A może w Lidze Europy?

Czy obecna formuła Ligi Mistrzów ma szanse przetrwać? Elitarne rozgrywki są komercyjnym produktem UEFA i trudno przypuszczać, by europejska federacja, sponsorzy i największe kluby przystały na mniejszą liczbę spotkań. Co najwyżej w grę mogłoby wejść rozgrywanie Final Four od półfinałów, jak to ma miejsce w siatkówce czy piłce ręcznej.

Rory Smith z „New York Times” twierdzi, że nowa formuła ma większe szanse utrzymać się w Lidze Europy. Te rozgrywki także odbywają się bez rewanżów, a turniej rozgrywany jest w niemieckiej Kolonii. W niedzielnym półfinale Sevilla zmierzyła się z Manchesterem United, a w poniedziałek Inter Mediolan zagra z Szachtarem Donieck. - Liga Europy balansuje na krawędzi utraty znaczenia, tak jak Puchar Zdobywców Pucharów dwie dekady temu. Wartość praw telewizyjnych Ligi Europy blednie w porównaniu z prawami w Lidze Mistrzów. Jej prestiż jest dużo mniejszy. Nowa formuła mogłaby ją ożywić - przekonuje Smith.

Ćwierćfinały LE były nie mniej pasjonujące niż te w Lidze Mistrzów. Sevilla ledwo pokonała Wolverhampton, Inter Mediolan był tylko o bramkę lepszy od Bayeru Leverkusen, a Manchester United potrzebował dogrywki, by wyeliminować FC Kopenhaga. - Ten format może być przyszłością Ligi Europy. Rozgrywki stają się ciekawsze, bardziej dostępne na rynku jako produkt i akceptowalne dla telewizji - kończy Smith.

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Agora SA