Goretzka zapytał Lewandowskiego "dlaczego nie biegasz?". "On jest fenomenem"

Mieli go czasem ochotę wystrzelić na Księżyc, tak bardzo dawał im w kość. Ale potem to ich forma wystrzeliła. Profesor Holger Broich podczas pandemii zmienił Bayern w oddział komandosów: nie do zabiegania i nie do przepchnięcia. Choć w przypadku Roberta Lewandowskiego cała sztuka polegała na tym, żeby się nie narzucać. Wielki test Bayernu już w piątek w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Barceloną (początek o 21, relacja na żywo w Sport.pl).

Leon Goretzka przyglądał się, jak Robert Lewandowski trenuje na zgrupowaniu przed meczem z Chelsea i coś mu nie dawało spokoju. Goretzka, pomocnik z obsesją na punkcie przygotowania fizycznego, patrzył na Lewandowskiego - napastnika z obsesją przygotowania fizycznego i się wahał: zapytać go, czy nie zapytać? W końcu się przełamał:  

- Dlaczego ty nie biegasz? 

- Bądź spokojny. Liczy się to, co w sobotę – usłyszał od Lewandowskiego.

Zobacz wideo Lewandowski zaczyna turniej finałowy Ligi Mistrzów [SEKCJA PIŁKARSKA #58]

Hiszpańskie media oburzone słowami ws. Lewandowskiego i Neuera. Hiszpańskie media oburzone słowami ws. Lewandowskiego i Neuera. "Bayern prowokuje"

W sobotę było 4:1 z Chelsea po dwóch golach i dwóch asystach Polaka. Bayern, bez meczu o punkty od ponad miesiąca, po dwutygodniowych wakacjach i okresie przygotowawczym, stłamsił będącą w rytmie grania co kilka dni Chelsea. Nie było żadnego "ale", nie było opowieści o tym, że teraz mamy jeszcze ciężkie nogi, ale świeżość przyjdzie, itd. Był awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów w imponującym stylu, choć po 3:0 w pierwszym meczu taki pokaz mocy nie był konieczny. Ale nastąpił. Thomas Mueller chwalił po nim Lewandowskiego nie za gole, ale za bieganie dla drużyny i podawanie do lepiej ustawionych kolegów. A Goretzka cytował wspomniany dialog ze zgrupowania.  

- On jest fenomenem – mówił o Polaku. Ale cały Bayern jest po koronawirusowej przerwie fenomenem.  

Tyle było podczas pandemii dyskusji trenerów o tym, jak piłkarze zniosą tak długi czas zamknięcia w domach, jak ich po tym odbudować. A w Bayernie niczego nie trzeba było odbudowywać, tam treningi w zamknięciu niemal każdego wypchnęły na wyższy poziom. Goretzka rozbudował mięśnie jak gladiator, nie tracąc piłkarskich atutów. Lewandowski wyleczył kontuzję (doznał jej w meczu w Chelsea, więc w normalnych okolicznościach nie byłoby tych dwóch goli i dwóch asyst w rewanżu, bo Polak by w nim nie zagrał), wrócił w świetnej formie. Opowiadał, że mógł podczas kwarantanny wypracować w siłowni to, co by mu w normalnych okolicznościach zajęło dwa lata. Bywały takie rundy wiosenne, w których gonił resztkami sił. A teraz nie traci rozpędu. Jerome Boateng gra, jakby mu ubyło lat. Alphonso Davies szaleje w sprintach. A Thomas Mueller, który lubi żartować z siebie, że nie ma kontuzji, ponieważ w ogóle nie ma mięśni, zachwala w wywiadach obecną formę Bayernu i efekty cybertreningów zaplanowanych już na początku marcowej  kwarantanny przez Holgera Broicha. Profesora Holgera Broicha, który jest nie tylko szefem działu przygotowania fizycznego, ale też dyrektorem naukowym Bayernu.  

Lewandowski czuł, że robi krok w tył. Poprosił sztab o indywidualny tok pracy i zaufanie 

Broich, absolwent szkoły sportowej w Kolonii, na nazwisko zapracował w Bayerze Leverkusen. Jego praca dyplomowa dotyczyła analizy sezonu 2002-2003 w Bayerze. W tym klubie przez następnych 11 lat rozwijał swój warsztat, zbudował klubowe High Performance Lab. W Bayernie jest od 2014 roku, jego zatrudnienie rekomendował jeszcze trener od potrójnej korony, Jupp Heynckes. Przyjeżdżali do niego po rady i rozpiski Usain Bolt, Kobe Bryant, Dirk Nowitzki.

Ale dopiero kwarantanna, wprowadzone błyskawicznie i kontynuowane do dzisiaj cyberścieżki zdrowia dla piłkarzy Bayernu i świetna forma po wznowieniu rozgrywek sprawiły, że o profesorze Broichu, 46-latku z Meppen w Dolnej Saksonii, rozpisują się gazety. Wcześniej był w cieniu, choć Robert Lewandowski już podczas jesiennego zgrupowania kadry w 2019 bardzo sobie chwalił nowe podejście sztabu przygotowania fizycznego Bayernu. Opowiadał, że specjaliści z grupy profesora Broicha – jego główny współpracownik to Peter Schlös-ser, w klubie od 2017, wielki entuzjasta elementów jogi w przygotowaniu piłkarza - pozwolili mu iść nieco inną drogą niż cała drużyna. Pomogli mu ułożyć indywidualny tok zajęć dodatkowych, zaufali jego znajomości własnego ciała, jego intuicji kiedy oszczędzać energię – jak przed sobotą i meczem z Chelsea - a kiedy przykręcić sobie śrubę. U Niko Kovaca Polak często po treningach miał poczucie, że nawet się nie zmęczył, bo ćwiczona była głównie obrona. W końcówce poprzedniego sezonu czuł, że jego parametry fizyczne spadają i trzeba jakoś zareagować. Uwierało go, że przestał się pod tym względem rozwijać. Gdy przychodził z Borussii do Bayernu, osiągał w sprintach prędkość ok. 32 km/h. Po pierwszych latach w Bayernie najpierw poprawił się do 33 km/h, potem do 34 km/h. Gdy poczuł, że robi krok w tył, poprosił o rozmowę ze sztabem i wypracowali rozwiązanie.   

Jak zdjąć koszulkę nie przerywając żonglerki. "Wazony w salonie były zagrożone"

Pomogły właśnie te dodatkowe zajęcia zaplanowane we współpracy z zespołem Broicha. Zdarzały się dwa, czasem nawet trzy razy w tygodniu. A pomagał w nich – jeśli to były zajęcia na boisku - Hansi Flick, wówczas jeszcze asystent Kovaca, sprowadzony do sztabu przed obecnym sezonem. Bayern, krytykowany niemiłosiernie za to, że oszczędza na transferach i w ten sposób nigdy nie dogoni potentatów, najbardziej znaczące wzmocnienia robił ostatnio w sztabie: rekrutując asystentów, analityków, fizjoterapeutów. Czasem i w wielkich klubach zdarzają się tutaj przedziwne zaniedbania. Bayern przez lata nie miał dietetyka, bywało w ostatnich latach, że więcej było w klubie rehabilitujących się piłkarzy niż specjalistów, którzy zapewniliby im opiekę na światowym poziomie. 

Jak bardzo niedoceniane były te wzmocnienia, okazało się w listopadzie, gdy Flick z asystenta stał się trenerem Bayernu, najpierw tymczasowym, ale tak odmienił drużynę, że od pewnego momentu podpisanie z nim dłuższego kontraktu było formalnością. A jego asystentem został analityk Danny Roehl, również sprowadzony przed obecnym sezonem, wcześniej współpracownik Ralpha Hassenhuetla, obecnego trenera Southampton. Lewandowski od początku chwalił sobie współpracę z Flickiem i Roehlem, według niemieckich mediów Polak jest jednym z tych piłkarzy, którzy najczęściej konsultują z Roehlem sprawy taktyczne i analizy. Przy Flicku wzmocniła się też pozycja Broicha w sztabie. Jest między nim a trenerem zrozumienie i dobry podział ról, podczas kwarantanny Broich wyrósł na główną postać, pomysłowego sierżanta, który miał podtrzymać nie tylko formę, ale też dobre nastroje. Broich i Schlösser ze swojego centrum dowodzenia przy Saebener Strasse wywoływali piłkarzy na telekonferencję, meldowali Flickowi gotowość całej grupy i zaczynali trening.  

- Ćwiczyliśmy ze zbolałymi uśmiechami. Czasami mieliśmy ochotę wystrzelić go na Księżyc – opowiadał Thomas Mueller o cybertreningach, w których Broich połączył indywidualne potrzeby piłkarzy ze wspólną zabawą. Nawet Arjen Robben, choć już odszedł z Bayernu, wpadł kiedyś na cyberzajęcia na specjalne zaproszenie, katował się i śmiał. Broich wymyślał piłkarzom konkursy sprawnościowe. "Wazony w salonie były poważnie zagrożone" – opowiadał Mueller o zadaniu, w którym trzeba było podbijać piłkę, jednocześnie ściągając z siebie koszulkę. Były gry i zabawy, można było doprosić do zajęć domowników (Robert Lewandowski podczas jednej z sesji ćwiczył z Klarą na plecach), na plan wbiegał pies Thiago, można było sobie pooglądać, jak mieszkają koledzy. Ale nie wolno było pozorować pracy. Piłkarze mieli na sobie wszystkie potrzebne sprzęty do pomiarów, informacje były wyświetlane w centrum dowodzenia, a trener Flick mógł je sobie przeglądać na tablecie.

"Messi to geniusz, ale Lewandowski jest lepszy". Legenda Bayernu nie ma wątpliwości

Bayern miał w 2020 już trzy obozy przygotowawcze. I ciągle wraca mocniejszy 

Bayern miał w 2020 już trzy okresy przygotowawcze: do rundy wiosennej, do dokańczania Bundesligi po pandemii i wreszcie – do obecnego dokańczania Ligi Mistrzów. I za każdym razem zdaje się wracać do gry mocniejszy. Rozegrał po tych trzech obozach przygotowawczych 24 mecze, 23 z nich wygrał. Odjechał Borussii Dortmund w drugiej części sezonu, zbliżył się do klubowego rekordu goli (100, rekord z lat 70. to 101), zdobył mistrzostwo i Puchar Niemiec, zachwycał rozmachem w ataku i pressingiem. Co z rubryką "kontuzjowani", po takim ładunku meczów i zwycięstw? Pustoszeje. Właśnie wrócił do gry po długiej kontuzji Niklas Suele. Wyleczył się też już Lucas Hernandez. Sielankę zepsuł tylko uraz Benjamina Pavarda. Choć i Francuz będzie być może gotowy na ewentualny półfinał, jeśli Bayernowi uda się w piątek wyeliminować Barcelonę (mecz o 21, transmisja w TVP). 

Broich patrzy już jednak do przodu, daleko poza turniej finałowy w Lizbonie. I jest pełny obaw o zdrowie piłkarzy, którzy będą jeszcze miesiącami eksploatowani ponad miarę. Po turnieju finałowym Ligi Mistrzów będą tylko krótkie urlopy, po nich zgrupowania reprezentacji, po zgrupowaniach Puchar Niemiec i Bundesliga. – Nie bardzo sobie wyobrażam, że nasi piłkarze zagrają już na początku września w reprezentacji, jeśli w LM zajdziemy daleko – mówi Broich. Najtrudniejsze dopiero przed nimi wszystkimi. A Broich właśnie rozbudowuje zaplecze swojego działu w ośrodku Bayernu, żeby się na to jak najlepiej przygotować.  

Więcej o: