Te najpiękniejsze historie, często się kończą w najokrutniejszy sposób. Gdy włoscy dziennikarze zaczynali wymyślać okładki gloryfikujące popis bandy Gian Piero Gasperiniego, a we Francji wyliczano błędy Thomasa Tuchela i przygotowywano listę grzechów prezesa Nassera Al-Khelaifiego, to w 90. minucie Marquinhos doprowadził do wyrównania (dla Atalanty strzelił Mario Pasalić). 180 sekund później wszystko było już jasne. Maxim Choupo-Moting pokonał Marco Sportiello i zapewnił PSG awans do półfinału Ligi Mistrzów. Tym samym brutalnie zakończył przygodę Atalanty, która była niesamowita już od samego początku.
Po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów wszystkie drużyny, które awansowały do fazy pucharowej, były reprezentantami pięciu najlepszych lig w Europie. Ale jeden klub z tej stawki od początku się wyróżniał, jakby nie pasował do reszty. Atalanta Bergamo.
W książce „Soccernomics”, autorstwa Simona Kupera i Stefana Szymańskiego, jest przedstawiona teoria, wedle której sukcesu w piłce nożnej nie determinuje liczba pieniędzy wydanych na transfery, a koszta związane z opłacaniem pensji zawodników. Tymczasem włoski kopciuszek wydaje rocznie na pensje wszystkich piłkarzy - 36 milionów euro, czyli odrobinkę mniej niż PSG płaci Neymarowi. A mimo to walczył z Paryżanami do ostatnich sekund. W Serie A też dokonali cudu. Drugi rok z rzędu zakończyli rozgrywki na trzecim miejscu, choć aż 12 włoskich klubów więcej wydaje na pensje. Ale wróćmy do Ligi Mistrzów. Wróćmy do fazy grupowej. Po trzech meczach zespół z Bergamo miał zero punktów. Lepsze okazały się: Dinamo Zagrzeb, Szachtar Donieck i Manchester City. Jednak kapitalna runda rewanżowa (dwie wygrane i remis) sprawiły, że Atalanta cudem awansowała do 1/8 finału, gdzie zmiotła Valencię 7:4 w dwumeczu.
Awans do fazy pucharowej po trzech przegranych? Jeszcze nikt tego nie dokonał w historii. No, chyba że liczymy Newcastle z sezonu 2002/03, ale wtedy był inny format rozgrywek. Anglicy awansowali do kolejnej fazy grupowej.
Ale Atalancie się udało. To drużyna, która nigdy się nie poddaje i gra pięknie w piłkę. Można powiedzieć, że stali się Ajaksem Amsterdam tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, czyli drużyną, która skazywana na porażkę dzielnie walczyła z najlepszymi. Z tą różnicą, że Holendrom zabrakło sekund do finału rozgrywek.
Choć Atalanta i Ajax słyną z dobrej akademii i świetnego skautingu, to jednak Holendrzy byli zespołem pełnym młodych gwiazd, na których później suto zarobili (Frenkie De Jong trafił do Barcelony, a Matthijs de Ligt do Juventusu). Gwiazdy Atalanty raczej nie zmienią drużyny. A jeśli, to nie za grube miliony. Dlaczego? Bo są zbieraniną piłkarzy, którzy albo się odbili od wielkich klubów, albo nigdy nie dostali w nich szansy. Może właśnie dlatego ich historia tak zauroczyła kibiców. W składzie nie zobaczymy gwiazd światowego formatu, ale roi się od utalentowanych ofensywnych piłkarzy, jak: Alejandro Gomez, Duvan Zapata, Luis Muriel, Mario Pasalić. Każdy z nich ma wyjątkową historię i niemal każdy jest po przejściach.
Bramkę przeciwko PSG zdobył Mario Pasalić, dla środkowego pomocnika było to 13. trafienie w sezonie (ma też siedem asyst). 25-letni Chorwat odbił się od Monaco, Chelsea, Milanu i Spartaka Moskwa. Szczęście odnalazł dopiero w Bergamo.
Zapata? 29-latek dopiero rok temu zaczął spełniać pokładane w nim nadzieje, gdy został drugim najlepszym strzelcem Serie A. Przed sezonem 2018/19 nigdy nie strzelił więcej niż 11 goli w trakcie rozgrywek; a w sezonie 18/19 licznik zatrzymał się na 23, do klubowego rekordu Filippo Inzaghiego zabrakło mu zaledwie jednej bramki. Rozgrywki 19/20 nie były już tak udane, bo miewał kontuzje, ale i tak zdobył 18 bramek w 28 meczach Serie A.
Gomez? 32-letni mikrus (mierzy 165 cm) z Argentyny przypominając nieco stylem gry - zachowując wszelkie proporcje (!) - Leo Messiego. Dysponuje bajeczną techniką, świetnym dryblingiem i potrafi zagrać doskonałą prostopadłą piłkę. Został właśnie wybrany najlepszym pomocnikiem Serie A. Materiał na wielkiego piłkarza, ale to Atalanta jego najpoważniejszym wpisem w CV. Wcześniej grał w Metaliście Charków i Catanii.
Luis Muriel? Idealnie pasuje do Atalanty, która jest dla Kolumbijczyka już ósmym klubem w karierze. W Polsce kilka dni temu wybuchła dyskusja pt: "czy Ciro Immobile zasłużył na Złotą Piłkę, skoro rozegrał więcej meczów od Roberta Lewandowskiego?". Jeżeli wsłuchać się w argumenty tych, którzy twierdzą, że Polak zasłużył bardziej na nagrodę, bo strzelił więcej goli w przeliczeniu na minuty, to chyba zapomnieli sprawdzić tabeli strzelców Serie A. 29-letni Muriel strzelił co prawda tylko 18 goli w 34 meczach. Ale na boisku przebywał łącznie przez 1244 minuty, co daje mu zabójczą średnią: strzelał gola średnio co 69 minut. Lewandowskiego średnia to bramka co 81 minut. To właśnie Muriel miał zastąpić w końcówce sezonu - walczącego z depresją - Ilicicia, czyli wielkiego nieobecnego meczu z PSG. 32-letni Słoweniec zebrał w tym sezonie 21 goli i 9 asyst.
Ale włoski kopciuszek ma znacznie więcej bohaterów, szczególnie w drugiej linii m.in.: Robina Gosensa, Remo Freulera czy Hansa Hateboera. Wystarczy wspomnieć, że aż dziesięciu różnych piłkarzy strzelało gole w tym sezonie LM. Nie ma drugiej takiej drużyny w tych rozgrywkach.
Ale choć rozegrali piękny sezon, to nie wszyscy chcą ich widywać na salonach. - Mam szacunek do wszystkiego, co Atalanta obecnie robi, ale mimo braku międzynarodowej historii i dzięki jednemu świetnemu sezonowi, dostali się bezpośrednio do czołowych europejskich rozgrywek klubowych. To jest słuszne czy nie? - powiedział pod koniec marca Andrea Agnelli, prezes Juventusu oraz wielki zwolennik Superligi. - Myślę teraz o Romie, która utrzymywała w ostatnich latach ranking Włoch. Mieli jeden gorszy sezon i już nie grają w Europie, ze wszystkimi konsekwencjami, które rujnują ich finanse. Są drużyny, które wygrały ligę lub pucharu i zdobyły kwalifikację tylko na podstawie rankingu krajowego. Musimy znaleźć balans między dłuższym wkładem w europejską piłkę i występem w pojedynczym roku - dodał prezes Juventusu, czyli klubu, który został wyeliminowany przez Lyon, siódmy zespół Ligue 1, już w 1/8 finału.
Elicie może nie podobać się obecność Atalanty, to jednak muszą się do niej przyzwyczaić. W przyszłym sezonie zespół z Bergamo, miasta zwanego w związku z pandemią "europejskim Wuhan", znowu zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Gwiazd nie zamierza się pozbywać. Ale trzeba być świadomym, że drogich transferów też raczej nie przeprowadzą. Pieniądze zarobione z LM Atalanta wyda na renowację stadionu i akademie młodzieżowa.
No, ale w tym sezonie Atalanty już nie zobaczymy. Zostało za to Paris Saint Germain, którego prezes Nasser Al-Khelaifi, członek królewskiej rodziny Kataru, wydał już ponad miliard euro na to, by PSG w końcu wygrało coś w Europie. W półfinale może zmierzyć się z Atletico Madryt, które trenuje Diego Simeone, najdrożej opłacany trener świata (ponad 30 mln euro za sezon!), albo RB Lipsk, w który kasę pompuje miliarder i właściciel Red Bulla - Dietrich Mateschitz.