Real był zależny od dwóch piłkarzy. Cała nadzieja w liderze, który obsesją dorównuje Ronaldo

Real Madryt przez cały ten sezon był zależny od Sergio Ramosa i Karima Benzemy, ale teraz - przed rewanżem z Manchesterem City - wszystko w nogach Francuza. Królewscy muszą atakować, a w ataku niezawodny jest tylko on.

Musi być odwrotnie niż sześć lat temu: wtedy w finale w Lizbonie Sergio Ramos uratował Ligę Mistrzów dla Realu Madryt. Teraz to zespół musi uratować Ligę Mistrzów i Lizbonę dla niego. Nie zagra w Manchesterze, bo w pierwszym meczu z City sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Gabriela Jesusa. Real przegrywał już 1:2, a czerwona kartka dla Ramosa była jak kolejny stracony gol. Odbierała nadzieję na awans do ćwierćfinału. Ale od tamtego meczu minęło ponad pięć miesięcy. Zmieniła się perspektywa: Real po wznowieniu sezonu był nieomylny i zdobył mistrzostwo Hiszpanii. Na nowo uwierzył w swoją wielkość. A Real wierzący, zawsze jest groźny. 

Zobacz wideo

Nagle to 1:2 - które City musi obronić bez pomocy kibiców, po przerwie w rozgrywkach, bez naturalnego rozpędzenia i bez szerokiego pola do analizy formy Realu - nie wydaje się już tak pewną zaliczką. Tylko ten brak Ramosa wciąż uwiera Królewskich tak samo. To kapitan, przywódca całej obrony, pewny strzelec rzutów karnych, najgroźniejsza broń przy stałych fragmentach gry i człowiek od zadań specjalnych. Real zostaje więc tylko z jednym przywódcą: Karimem Benzemą. Spada na niego odpowiedzialność, jakiej nie miał nigdy wcześniej.   

Benzema, czyli jedyny niezawodny

To piłkarz ciągle niedoceniany w sposób adekwatny do umiejętności i wartości dla zespołu. Przez lata nasłuchał się, że jest apatyczny, nieskuteczny, niedostatecznie dobry, by grać na środku ataku w Realu Madryt. Jose Mourinho stwierdził, że Benzema jest kotem - niegodnym zastępcą psa na polowaniu. Psem był w tej historyjce kontuzjowany Gonzalo Higuain, polowaniem - kolejne mecze. Francja od pięciu lat woli radzić sobie bez niego - to konsekwencja błędów młodości. Benzema co prawda przekonuje, że woli cztery Ligi Mistrzów niż mistrzostwo świata, ale zmienił wiele, by w niczym nie przypominać siebie z przeszłości, a to wciąż się za nim ciągnie i pozbawia kolejnych trofeów. Sprawia, że przy wymienianiu najlepszych napastników na świecie, jego nazwisko często gdzieś ulatuje.

Nikomu nie przyjdzie do głowy, by podważać osiągnięcia Raula, Leo Messiego, Cristiano Ronaldo. A tylko oni mają w Lidze Mistrzów więcej goli niż Benzema. Ferenc Puskas, Hugo Sanchez, Santillana, Emilio Burtagueno są w Realu Madryt postaciami pomnikowymi. A oni wszyscy mają mniej goli niż Benzema, wobec którego wciąż są obawy, czy w kluczowym momencie nie zawiedzie. Wciąż nie ma ich statusu, nie cieszy się podobnym uwielbieniem i szacunkiem. A trzeba przy tym pamiętać, że takie ograniczanie Francuza tylko do strzelonych goli to jawne robienie mu krzywdy, bowiem nie ma na świecie napastnika lepiej rozgrywającego piłkę i pracującego na sukcesy kolegów. Benzema piękniej myśli niż strzela, a i tak po tym sezonie ma parę goli nadających się do oprawienia w ramkę. Kilka tygodni temu, asystując piętą przy golu Casermiro wyłożył światu swoją definicję futbolu. Tak go rozumie - artyzm w parze z efektywnością. Nawet kolega z drużyny - James Rodriguez pytał go ostatnio, co woli: pięknie asystować czy strzelić gola. Nie potrafił wybrać. Hiszpanie wymyślili pozycję "9,5", by jak najprecyzyjniej oddać to, co robi na boisku. Podkreślić, że łączy cechy "dziewiątki" - jak strzelanie goli, kończenie zespołowych akcji - z zadaniami "dziesiątki", bo Benzema rozgrywa, buduje ataki, schodzi głębiej i szuka przestrzeni między obroną a pomocą przeciwnika, jak najlepszy "mediapunta". 

W hiszpańskich dziennikach to powątpiewanie we Francuza słychać nawet teraz - po tak znakomitym sezonie w jego wykonaniu, gdy nawet gole się zgadzały i krytycy nie bardzo mieli do czego się przyczepić. "Marca" przypomniała, że Benzema zdobył tylko sześć bramek w wyjazdowych spotkaniach w fazie grupowej. W dodatku - nigdy nie trafił w spotkaniu rewanżowym. Ale dwie najważniejsze osoby ufają mu jednak bezgranicznie - to prezes Florentino Perez i trener Zinedine Zidane. Benzema w tym sezonie nie zawodził - strzelił 26 goli, 11 razy asystował i przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Hiszpanii jak mało kto. Już w poprzednim sezonie był najlepszym zawodnikiem Realu w ofensywie, ale i tak czuć było tęsknotę za Ronaldo. Dopiero w tych rozgrywkach Francuz wskoczył w jego buty, a za tym poszły sukcesy całego zespołu. 

- To jest prawdziwy Karim. Nie chodzi nawet o te zagrania piętą, ale o przywództwo. Przejął pałeczkę po Cristiano Ronaldo, jeśli chodzi o zdobywanie bramek i asyst. Gdy zachowasz wobec niego spokój, dobrze przygotujesz go fizycznie, to masz piłkarza, którego stać na wszystko - mówił o nim dziennikowi "AS" Aitor Karanka, asystent Jose Mourinho w Realu Madryt. - To jego najlepsze lata w futbolu - zapewnia Zinedine Zidane. - Gracz roku. Był ponad resztą. Gdy drużynie nie szło, brał ją na plecy, strzelał gole i wygrywał nam mecze - nie miał wątpliwości Dani Carvajal. Nawet Noel Le Graet, prezes francuskiej federacji piłkarskiej, od lat skłócony z Benzemą, przyznał, że w tym roku był absolutnie nadzwyczajny. - Moim zdaniem to jego najlepszy sezon w karierze - powiedział. 

Benzema rozegrał najwięcej meczów ze wszystkich piłkarzy Realu, uzbierał najwięcej minut, a mimo to nie złapał zadyszki i nie zacinał się na dłużej niż sześć meczów. Trafiał, gdy nie trafiała reszta. Strzelał gole w 17 spotkaniach, aż w 10 otwierał wynik. I chociaż Real skończył ligę z aż 21 piłkarzami na liście strzelców, to tylko Benzema był naprawdę regularny. Gareth Bale na mecz z Manchesterem City nawet nie został powołany, Eden Hazard od zeszłego roku zawodzi, Vinicius Junior wciąż częściej irytuje, niż zachwyca, Rodrygo gra w jednym meczu, by w trzech kolejnych nawet nie podnieść się z ławki, Marco Asensio stracił kilka miesięcy przez poważną kontuzję i dopiero wraca do właściwiej dyspozycji, a Lucas Vazquez zmienia już prawego obrońcę, a nie skrzydłowego. Real przez cały sezon mógł polegać w ataku wyłącznie na Benzemie. Odkąd do klubu wrócił Zidane, jego zespół zdobył 206 bramek - aż 56 było autorstwa Francuza.

Jak zmienił się Karim Benzema? 

Przez cały ten czas był w dobrej formie, omijały go kontuzje, nie rozpraszało nic na zewnątrz. Od dawna nie słychać o żadnym pozaboiskowym skandalu z udziałem Benzemy, choć jeszcze kilka lat temu wpadał regularnie. Drogę do sądu znał równie dobrze, jak do ośrodka treningowego. Auta rozbijał równie często, co obrony przeciwników. Był lekkoduchem, lubił imprezy, kręcił się w podejrzanym towarzystwie. Ale dzisiaj w Valdebebas mówią, że Karim jest innym człowiekiem. Zmienił podejście do życia i obowiązków. - Dba o swój geniusz - usłyszeli w klubie dziennikarze "ABC". Uspokoił się u boku Cory Gaithier, która w 2017 roku została jego żoną. Zaczął wybierać spokojne wieczory we dwoje, zamiast imprez. Zamiast przygód - koncentracja na celu.

Benzema zmienił dietę - ekstremalnie, dorównując obsesją Cristiano Ronaldo. Wszystko wyliczone. Posiłki jedzone co do minuty, nawodnienie co do mililitra. Całkowita rezygnacja ze słodyczy i alkoholu. Posiłki przyrządza mu jeden z najlepszych kucharzy na świecie - Alberto Mastromatteo. Na stole pojawiają się mikroalgi, warzywa, ryby gotowane na parze i białka zwierzęce. Francuz schudł pięć kilogramów. W siłowni wylał litry potu. Nie odpuszcza ani jednego dnia. Po trzydziestce zaczął doceniać każdy dzień, w którym może grać w piłkę i postanowił przedłużyć swoją karierę jeszcze o kilka lat. Stał się opiekunem dla młodszych piłkarzy. Troszczy się o Viniciusa Juniora, odegrał ważną rolę w tak szybkiej aklimatyzacji Ferlanda Mendy’ego. Gdy w szatni kropkę stawia Sergio Ramos, następne zdanie rozpoczyna Benzema. Ale w piątek Hiszpana na boisku nie będzie. Karim będzie musiał przemówić za cały zespół.

Więcej o:
Copyright © Agora SA