"Po tej obronie Dudka wiedziałem, że to koniec. Jak widzisz taką rzecz, to wiesz, że noc należy do kogoś innego"

- Gdy to widzę, od razu wyrzucam telefon. Stop! Stop! - mówił niedawno Andrij Szewczenko o tym jak w dogrywce najlepszego finału Ligi Mistrzów w historii zatrzymał go Jerzy Dudek. - To była ręka Boga - śmieje się były bramkarz Liverpoolu, który później w rzutach karnych tańczył i został bogiem angielskich kibiców.

Zawieszony przez pandemię koronawirusa bieżący sezon Ligi Mistrzów ma się skończyć finałem w Stambule, na stadionie Ataturka. Dokładnie 15 lat temu, 25 maja 2005 roku, na tym obiekcie odbył się niezapomniany mecz Milanu z Liverpoolem.

Zobacz wideo Hat-trick Timo Wernera, goni Lewandowskiego

"Niewiarygodne. Niezwykłe. Olśniewające" - taką treść miała depesza gratulacyjna od premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira do trenera "The Reds" Rafaela Beniteza. - Ja nie zrobiłem nic wielkiego. W przerwie powiedzieliśmy sobie tylko, że na oczach takich kibiców nie możemy przegrać 0:5 - mówił szczerze Hiszpan. Tymczasem Liverpool podniósł się z kolan i wygrał, mimo że przegrywał 0:3.

Janas: Taki kawał drogi przyjechałeś, a tu już po meczu

Przed tamtym finałem eksperci spodziewali się defensywnej gry z obu stron. Wróżono bezbramkowy remis i zastanawiano się kto lepiej broni rzuty karne - Dida czy Dudek.

- Tak, byłem przygotowywany do rzutów karnych. Dostałem dwa dyski z karnymi strzelanymi przez zawodników Milanu. To było w sumie ze sto karnych - opowiada Dudek. Ale zanim został ich bohaterem, zupełnie przestał o nich myśleć.

- W przerwie Milan prowadził 3:0, więc ludzie mi mówili "Taki kawał drogi przyjechałeś, a tu już po meczu". A później się okazało się, że to jeden z najlepszych meczów w historii piłki. Tak niesamowity, że aż jeden z włoskich kibiców zmarł na trybunach na zawał serca - wspomina Paweł Janas, ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski. - Cieszyłem się, że trzeci Polak w historii zdobywa Puchar Europy (po Zbigniewie Bońku, który triumfował z Juventusem w 1985 roku i Józefie Młynarczyku najlepszym z Porto w roku 1987 - red.) i że mam w kadrze takiego bramkarza. Do głowy mi wtedy nie przyszło, że rok później Jurek nie będzie grał w klubie i nie powołam go na mundial - dodaje.

Ale wróćmy do Stambułu. Na gole Paolo Maldiniego (51. sekunda) i dwa Crespo (39. i 44. minuta) już na początku drugiej odpowiedzieli Steven Gerrard, Vladimir Smicer i Xabi Alonso. Trafiali w 54., 56. i 60. minucie. Do dziś mówi się o sześciu minutach, które wstrząsnęły Milanem.

Crespo: Bye, bye pucharze

Ale Milan się otrząsnął. I to on był bliżej zwycięstwa bez potrzeby rozgrywania rzutów karnych. Najlepszą okazję w 118. minucie zmarnował Szewczenko.

Główka z ośmiu metrów i za chwilę dobitka, potężny strzał z metra - teoretycznie Dudek nie miał prawa tego obronić. Niedawno Szewczenkę o tamtą sytuację zapytał Christian Vieri w trakcie rozmowy na Instagramie. - Kilka miesięcy temu UEFA ją przypomniała. Nawet teraz nie mogę na to patrzeć. Gdy to widzę, od razu się odwracam i wyrzucam telefon. Stop, stop! - mówił Ukrainiec.

- Kiedy się spotykamy, on zawsze przeżywa, jak mogłem to obronić. John Arne Riise aż na mnie skoczył i ucałował mnie w policzek, a ja stanąłem i pomyślałem sobie: "No i co? Masz to, co na czekałeś całe życie. To jest ten moment" - opowiadał Dudek w Sport.pl rok temu, gdy przed finałem Liverpool - Tottenham wspominał ostatnie zwycięstwo "The Reds" w meczu o Puchar Europy.

Na gorąco Polak mówił, że to była ręka Boga. Jak Diego Maradona, który na mundialu 1986 strzelił Anglikom gola ręką.

- Po tej obronie Dudka wiedziałem, że możemy już powiedzieć pucharowi bye, bye. Jak widzisz taką rzecz, to już wiesz, że ta noc należy do kogoś innego - podsumowywał później gorzko Crespo. - Chcecie żebym coś powiedział? Sorry, ale to wieczór Liverpoolu, niech oni mówią - dodawał Clarence Seedorf.

Ancelotti: Nigdy tego nie zrozumiem

Mówić nie przestawał Carlo Ancelotti. - Byliśmy lepsi. Byliśmy lepsi przez 120 minut - powtarzał. - Milan w pierwszej połowie grał naprawdę wspaniale. Po latach przy jakiejś okazji Ancelotti mówił mi, że nigdy nie zrozumie, jak oni to przegrali - opowiada Dudek.

Jednak trochę trener rozumiał. - Nigdy nie zrozumiem tego, co się stało - mówił co prawda jeszcze w Stambule. Ale też dodawał: - Co można zrobić, jeśli wysyłasz do karnych najlepszych speców, a zawodzą ci najlepsi z najlepszych, czyli Pirlo, Serginho i Szewczenko?

Serginho strzelał jako pierwszy. Zaskoczony tańcem Dudka w bramce spudłował. Strzały Pirlo i Szewczenki Polak obronił. - Przy strzale Pirlo wyskoczyłem z półtora metra za linię, bo on wyczekiwał, chciał mnie położyć, ale się nie dałem. Wiedziałem, że jak po udanej interwencji zerknę na sędziego, żeby się upewnić czy jest ok, to on może uznać, że nie jest. Udało mi się zachować niesamowitą pewność siebie - opowiada Dudek. - A Szewczenko? Pamiętałem z nagrań, że lubi strzelać w środek i zostawiłem rękę - dodaje bohater tamtej szalonej nocy.

"Dudek dance", żeby zabrać rywalom strefę komfortu

"Dudek dance", jak nazwano taneczne popisy Polaka, to był hit dyskotek min. w tej części Mediolanu, która kibicuje Interowi. Niestandardowe zachowanie bramkarza było nawiązaniem do przeszłości Liverpoolu. Wychowanek klubu Jamie Carragher podszedł przed serią jedenastek do Dudka i zapytał czy ten pamięta, co zrobił Bruce Grobbelaar. Bramkarz z Zimbabwe był bohaterem finału Pucharu Europy z 1984 roku. Wtedy "The Reds" pokonali po karnych Romę. A w karnych w Rzymie Grobbelaar zachowywał się podobnie jak Dudek w Stambule.

- Na pewno zawodników Milanu wybiłem tym z automatyzmu, z ich strefy komfortu, a założyłem swoją strefę komfortu. Natomiast określenie "Dudek dance" przez lata mnie denerwowało, ale dziś nawet je lubię - mówi były bramkarz.

Po meczu Liverpool nie tańczył. Dudek spędził noc z Krzynówkiem

Taniec Dudka z boiska nie przeniósł się na pomeczową imprezę. Ta była zaskakująco krótka. Zmęczeni zwycięzcy już o czwartej rano byli w swoich pokojach, a o 10 wyruszyli w drogę powrotną do Liverpoolu.

Dudek wracał po nocy spędzonej w łóżku z Jackiem Krzynówkiem. - W hotelu mieliśmy imprezkę. Przyszli Jacek Krzynówek z prezesem Tedem [Tadeuszem] Dąbrowskim (szefował klubowi RKS Radomsko, był też menedżerem Krzynówka - red.). Był też z nami Mati Borek. Siedzieliśmy przy stoliku, piliśmy piwko. O czwartej impreza się skończyła, zostaliśmy jeszcze tylko my, Polacy. O 5.30 Jacek stwierdził, że musi się rozejrzeć za hotelem. Powiedziałem: dawajcie do mnie, mam dwa łóżka. Ty z Tedem do jednego, ja do drugiego. Weszliśmy do pokoju, myjemy z Jackiem zęby, wychodzimy z łazienki, a prezes Jacka już w łóżku, na Adama. Mówię: kładź się do niego. A Jacek: nie ma takiej możliwości. No i noc po wygraniu Ligi Mistrzów spędziłem z Jackiem Krzynówkiem w łóżku - zdradził po latach Dudek.

Więcej o:
Copyright © Agora SA