Wielkie zwycięstwo Guardioli. Trafił idealnie! Pep i Zidane są zgodni

Pep Guardiola długo szukał zwycięstwa, na którym postawi tak wyraźny trenerski stempel: znakomicie przeanalizował Real Madryt, wystawił zaskakującą jedenastkę bez środkowego napastnika i trafił ze zmianami. Manchester City zasłużenie wygrał z Realem Madryt 2:1.

Guardiola uwielbia ten moment, gdy po wielogodzinnej analizie może krzyknąć: eureka! To przychodzi nagle: ogląda, rozrysowuje, zatrzymuje, zwalnia, notuje. I nagle wie, co zrobić, żeby pokonać najbliższego rywala. Marti Perarnau, biograf i przyjaciel Guardioli opisuje go, jako człowieka wiecznie analizującego, podważającego własne przemyślenia, by - paradoksalnie - zyskać pewność co do ich słuszności. Przed najważniejszymi meczami jest niedostępny. W domu ma specjalny pokój z olbrzymim telewizorem, biurkiem z białym blatem i wygodną sofą. Laptop, notatnik, tablica. Jego świat. Znika za drzwiami i oddaje się swojej największej pasji - analizie. Później nawet gdy siada do obiadu, jego głowa zostaje w gabinecie. I czeka, kiedy przyjdzie ta myśl. "To takie uczucie, jakby w ciemności nagle zapaliła się żarówka" - porównuje w książce "Herr Pep", pisanej, gdy trenował Bayern

Zobacz wideo El Clasico nie jest już najpopularniejsze? Nowy hit!

Nie ma reguły, kiedy się zapali. Przed niektórymi meczami Guardiola czuje się przygotowy już cztery dni wcześniej. Ale bywało też tak, że potrafił zadzwonić do Lionela Messiego późnym wieczorem przed El Clasico i wykrzyczeć, że ma natychmiast zapomnieć o wszystkim, co powtarzał mu przez ostatni tydzień. Ma nowy plan. I niecałą godzinę później obaj byli już w centrum treningowym, a Guardiola pokazywał mu wolną przestrzeń między stoperami a środkowymi pomocnikami Realu. - Jutro zaczniesz jak zwykle na skrzydle, ale gdy dam ci znak, to odejdziesz od linii i pójdziesz w to miejsce. Tam będziesz miał przestrzeń. Będziesz fałszywym napastnikiem. Tym wygramy! Będziesz niczyj! Obrońcy nie będą wiedzieli czy za tobą wychodzić - przekazywał natchniony. - Jeśli dozna olśnienia tuż przed meczem, może wszystko zmienić w ostatniej chwili. Mówiłem mu przed tamtym spotkaniem: Pep, przetestuj to najpierw w innym meczu. Do cholery, przecież gramy o mistrzostwo! Ale był nieugięty. Przekonany - wspomina z uśmiechem Domenec Torrent, jego były wieloletni asystent. Barcelona wygrała z Realem 6:2.

Lekcja pod tytułem "Nigdy nie wątp w Guardiolę"

Guardiola największe pretensje do siebie miał w 2014 roku, po porażce 0:4 z Realem Madryt. Gdy Perarnau wszedł do jego biura na Allianz Arenie usłyszał: "Wszystko źle zrozumiałem. Spi…łem to. Totalny bałagan! To moja największa porażka w roli trenera!" Był załamany. Wściekły, że w ostatnim momencie zmienił taktykę na to spotkanie. Zdradził sam siebie. Portal The Athletic napisał gigantyczny artykuł o jego porażkach w Lidze Mistrzów, a o podanie ich przyczyn, poprosił byłych piłkarzy Guardioli i ludzi, którzy byli blisko szatni. Wszyscy zwracali uwagę na to samo: przed najważniejszymi meczami przesadza. Zatraca się w analizowaniu. Ma obsesję na punkcie zaskoczenia rywala. Toczy wewnętrzny spór między wiernością swojemu stylowi a dopasowaniem się do przeciwnika, by zneutralizować jego zalety. - O każdym meczu myśli dużo. Ale przed niektórymi myśli za dużo - zgrabnie podsumowuje Lukas Reader, jeden z bramkarzy Bayernu w pierwszym sezonie Guardioli. Pozostali rozmówcy to potwierdzają. - W dwumeczach Ligi Mistrzów zwracał większą uwagę na przeciwników. Przeciwko mniejszym drużynom wszystko zawsze było jasne: wychodzimy, gramy swoje, mamy jakość, którą ich pokonamy. Proste. Na mecze z najlepszymi Pep zawsze przygotowywał wyjątkowy plan - mówi Thomas Mueller w The Athletic.

To miecz obusieczny, ale tym razem długie analizy dały efekt. Z taktyką na środowy mecz trafił idealnie: zostawił na ławce rezerwowych Sergio Aguero, Fernandinho, Raheema Sterlinga i Davida Silvę. Czterech piłkarzy, których część brytyjskich i hiszpańskich mediów jeszcze w dniu spotkania widziała w pierwszym składzie. Zagrał nietypową dla siebie formacją 1-4-4-2, gdzie w rolę napastników weszli pomocnicy, a prawdziwy napastnik był skrajnym pomocnikiem. Ale w tym szaleństwie była metoda. - Gdy mieliśmy dziesięć dni przerwy, oglądałem Real Madryt. Ich gra w defensywie była inna niż dotychczas. Niezwykle intensywna i agresywna. Stawali bardzo wysoko, dlatego zdecydowaliśmy, że zagramy bez napastnika. Potrzebowaliśmy poszerzyć boisko i odejść od ich środkowych obrońców - tłumaczył Guardiola w strefie mieszanej po meczu. - Wiele razy przyjeżdżałem na Santiago Bernabeu, ale Real nigdy nie naciskał moich drużyn od samego początku. A teraz zrobił to grając z Barceloną na Camp Nou! Pomyślałem wtedy, że skoro byli to w stanie zrobić w Barcelonie, to na pewno zrobią też przeciwko nam - wyjaśniał. 

- Pracujemy z Pepem już cztery lata, a on wciąż potrafi nas zaskoczyć. Nawet my nie przypuszczaliśmy, że zagramy w ten sposób, a co dopiero nasi przeciwnicy. To na starcie daje nam dużą przewagę - oceniał Kevin De Bruyne, kluczowa postać w planie na środowy mecz. "To lekcja pt. nigdy nie wątp w Guardiolę. Przeanalizował Real, znalazł plan i zostawił Raphaela Varane’a i Sergio Ramosa z najgorszym problemem dla środkowych obrońców: nie mieli kogo pilnować" - pisze Manchester Evening News. Bernardo Silva i Kevin De Bruyne grali zbyt głęboko, by stoperzy Realu do nich wychodzili. Gdy, któryś z nich się na to decydował, pomocnicy City od razu zagrywali piłkę za ich plecy do Gabriela Jesusa i Riyada Mahreza. To samo robił nawet bramkarz Ederson, któremu jednak brakowało precyzji. Zaczął mecz od sześciu niecelnych wybić piłki. 

Tylko pozornie nielogiczny mecz

Guardiola pokonał Zidane’a również zmianami. W idealnym momencie wprowadził na boisko Sterlinga, który terroryzował zmęczonego Daniego Carvajala. To on podaniem do De Bruyne zaczął pierwszą bramkową akcję i to on wywalczył rzut karny kilka minut później. Wszedł wypoczęty, spragniony gry i pokazania się na Bernabeu. W 2014 roku, gdy grał jeszcze w Liverpoolu, Brendan Rodgers wpuścił go dopiero w końcówce meczu. "Był jak kamień wystrzelony z procy prosto w defensywę Realu" - porównuje The Telegraph.

To było dziewięć minut, które wstrząsnęło Realem Madryt. Być może Zidane przegapił moment, w którym powinien wpuścić na boisko Toniego Kroosa. Był zdrowy, mógł grać, ale francuski trener wolał posadzić go na ławce. W ostatnim kwadransie mógł jednak wprowadzić równowagę, o której Zidane tak dużo zawsze mówi. No i świeże siły do zmęczonego środka pola. - Nie ma wytłumaczenia na to, co stało się w ostatnich piętnastu minutach. Nie mieliśmy intensywności ani kontroli - oceniał Casemiro. 

Zidane i Guardiola są zgodni: - Straciliśmy gola, gdy graliśmy najlepiej, a sami strzeliliśmy w ich najlepszym momencie - to wypowiedź Katalończyka. A to Zidane’a: - Strzeliliśmy gola w naszym najgorszym momencie. Oni świetnie zaczęli drugą połowę. Po golu graliśmy już lepiej, podobnie jak w pierwszej połowie, ale wtedy straciliśmy bramki.

I przez tę szaloną końcówkę ze zwrotami akcji mecz mógł wydawać się nieco nielogiczny, ale gdy spojrzy się na niego w szerszej perspektywie, dojdzie się do wniosku, że wszystko było na swoim miejscu: w pierwszej połowie obie drużyny grały zachowawczo, bo i nie były pewne swoich możliwości - Real po ostatnich wynikach i grze w lidze, a City po dłuższej przerwie. Obrońcy City są awaryjni od początku sezonu, co potwierdziło się w 60. minucie, gdy Kyle Walker popełnił techniczny błąd, a Fernandinho i Nicolas Otamendi nie najlepiej się ustawili, zostawiając za plecami niepilnowanego Isco. W niełatwej sytuacji Vinicius Junior wybornie mu podał, ale wcześniej - w wielu znacznie prostszych - zawodził i irytował. Klasyka. Indywidualne błędy piłkarzy Realu też nie są niczym nowym. Dość powiedzieć, że bardzo podobną wpadkę przy podaniu jak Casemiro, zaliczył w meczu z Realem Sociedad Toni Kroos. Wtedy skończyło się stratą bramki, teraz czerwoną kartką dla Sergio Ramosa. I to również nikogo nie może dziwić. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA