Lewandowski wskazywał bohaterów w meczu z Chelsea. Na końcu sam nim został

Najpierw Robert Lewandowski nie wykorzystał dwóch dogodnych okazji. Później cieszył się z dwóch asyst przy golach Serge'a Gnabrego, a na koniec sam trafił do siatki. Bayern wygrał z Chelsea 3:0.
Zobacz wideo

Od początku było widać, że dla Lewandowskiego będzie to zupełnie inny mecz niż przed rokiem, gdy przeciwko Liverpoolowi, przez 180 minut tylko raz miał piłkę w polu karnym i oddał zaledwie jeden celny strzał. Życie uprzykrzali mu obrońcy: Joel Matip i Fabinho w pierwszym meczu, a w rewanżu jeszcze Virgil van Dijk. Podaniami nie rozpieszczali koledzy. Pomysłem zawiódł trener Nico Kovac. Polak był wtedy zostawiony sam sobie, a po meczu wskazany jako jeden z winnych. Ale teraz i rywal był słabszy, i Bayern stabilniejszy, i sam Lewandowski w formie życia. 

Robert Lewandowski wskazywał bohaterów tego meczu

Obrońcy Chelsea zostawiali mu więcej miejsca, zza pleców wspierał go Thomas Mueller, po bokach akcje napędzali dwaj ruchliwi skrzydłowi. Gdy cała czwórka zaczynała wymieniać się pozycjami, Andreas Christensen i Antonio Ruediger nie nadążali, gubili się i popełniali błędy w ustawieniu. A Polak korzystał, co chwilę wychodząc na dobrą pozycję: najpierw jego wbiegnięcie w pole karne przegapił Thomas Mueller, chwilę później Kingsley Coman, zamiast mu podać, uderzył na bramkę. Ale już w 15. minucie Lewandowski dostał idealne podanie z głębi pola od Thiago. Kopnął piłkę wolejem, trafił czysto, strzał był mocny, jednak zatrzymał się na klacie Willy’ego Caballero. Dziesięć minut później Lewandowski znów dobrze wyszedł na pozycję, ale bramkarz Chelsea był o ułamek sekundy szybszy i wygarnął mu piłkę spod nóg. Kolejna akcja - tym razem to Polak dopadł do piłki jako pierwszy, trącił ją czubkiem buta, ale znów trafił w Caballero. I tak po pierwszej połowie Lewandowski wykreował jej bohatera.  

Po zmianie stron po raz kolejny to on wskazał piłkarza, o którym w środę rozpiszą się media na całym świecie. Podawał, a Serge Gnabry świetnie to wykorzystywał. Wkład Polaka w zdobycie pierwszej bramki najlepiej pokazała reakcja Thomasa Muellera, który zamiast biec z gratulacjami do Gnabry’ego, który wbił piłkę do siatki, ruszył prosto do asystującego mu Lewandowskiego. Polak podał tak, że wystarczyło dołożyć nogę. Zagrał z odpowiednią siłą i niezwykłym wyczuciem czasu. Zadziałał szósty zmysł - dostrzegł Gnabry’ego, mimo że nie patrzył w jego kierunku. Ich doskonałe porozumienie podkreśliła kolejna akcja: najpierw Polak wygrał pojedynek główkowy z obrońcą Chelsea, zgrał do Niemca, później wymienili między sobą jeszcze dwa podania i Gnabry zdobył drugą bramkę w tym meczu. 

Lewandowski szukał gola, aż gol sam go znalazł

Kibice, i pewnie sam Lewandowski również, mogli jednak czuć niedosyt: asysty rzecz chwalebna, ale to o gole chodziło. To nimi miał dogonić Karima Benzemę w historycznej klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów i uciec rewelacyjnemu Erlingowi Haalandowi w obecnych rozgrywkach. Musiał trafić do siatki, żeby zegar przestał naliczać kolejne minuty bez zdobytej bramki w fazie pucharowej. I wreszcie, po 76. minutach, piłkę tuż przed bramkę wyłożył mu Alphonso Davies. To była formalność - trzy metry do pustej bramki. Radość była jednak wielka. Nie dość, że trzeci gol właściwie przesądził o awansie Bayernu do ćwierćfinału, to skończył wszelkie dyskusje o znikaniu Lewandowskiego w najważniejszych meczach i o dwóch latach i pięciu dniach bez gola w fazie pucharowej. W ostatnich minutach po faulu na Polaku czerwoną kartkę dostał Marcos Alonso. Lewandowskiemu nic się nie stało. Zagrał mecz niemal idealny i - ostatecznie - to on został jego bohaterem. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.