• Link został skopiowany

Thomas Tuchel "popełnił większy błąd niż Mbappe. To najgorszy trener PSG od lat"

Jeśli Hans Joachim Watzke, prezes BVB, mógłby wybrać kogo chce wyeliminować z Ligi Mistrzów, pewnie wskazałby na zespół Thomasa Tuchela. A gdyby tę samą możliwość dać Tuchelowi, pewnie też wybrałby zespół Watzkego. Los połączył ich w 1/8 finału Ligi Mistrzów: Borussia spotka się z PSG.
Fot. David Vincent / AP

Thomas Tuchel po raz pierwszy od odejścia z Borussii wróci do Dortmundu. Ale Hans Joachim Watzke zapowiedział już, że nikt nie rozwinie przed nim czerwonego dywanu. - Nie przyjeżdża przecież Juergen Klopp - dodał prezes BVB, by wbijana szpilka weszła jeszcze głębiej. Bo chociaż od odejścia Tuchela minęły już trzy lata, to Watzke wciąż nie potrafi ukryć niechęci do niego.

Musiał wspiąć się na wyżyny politycznej poprawności, żeby wycedzić takie zdanie: - Nigdy nie będziemy wielkimi przyjaciółmi, ale przywitamy się normalnie. To znaczy, ja wyciągnę do niego rękę. A on chyba zrobi to samo, zobaczymy - mówił w DAZN. Tuchel jest w tym lepszy: - Nie przyjechałem tu grać przeciwko Dortmundowi. Gram o dobry wynik dla PSG - powiedział na konferencji.

WIDEO: Mioduski: Wszyscy mówią, że Legia bierze ogórka. W innych klubach byłby genialnym transferem [SEKCJA PIŁKARSKA #35]

Zobacz wideo

Thomas Tuchel potrafił pokłócić się ze wszystkimi

Był trenerem Borussii przez dwa sezony. W europejskich pucharach dochodził do ćwierćfinałów, w lidze bił rekordy, ale zostawał wicemistrzem, bo Bayern prowadził wtedy Pep Guardiola i był poza zasięgiem. Tuchel miał sporo osiągnieć: ze 107 meczów wygrał 69, najdłużej posiadał piłkę, strzelał sporo goli, niewiele tracił, odmłodził zespół. Z nim podróż w nieznane po odejściu Juergena Kloppa nie była tak straszna jak się spodziewano. Była wręcz przyjemna, pełna emocji. W 2017 roku Borussia zdobyła Puchar Niemiec, ale na jej trenera, zamiast parady po mieście, czekało wypowiedzenie umowy. Dlaczego szło tak dobrze, a skończyło się tak źle?

Tuchela notorycznie porównywano do Kloppa. I o ile na boisku się bronił, o tyle przegrywał z nim w kwestiach uroku osobistego, dogadywania się z ludźmi w klubie czy docierania z władzami. To nie tak, że Klopp zawsze przytulał wszystkich na misia. Też się denerwował, też podnosił głos, też walczył w gabinetach o sprawy swoje i drużyny. Ale zawsze potrafił się dogadać. Raz on nieco ustąpił, raz jemu ustąpiono. I na końcu słychać było jego charakterystyczny śmiech. A Tuchel? Jeszcze zanim przeprowadził się do Dortmundu, z Mainz przyszła opinia, że to człowiek trudny. Zamknięty w sobie despota. W 2020 roku Daniel Meuren i Tobias Schaechter wydali jego biografię, a portal faz.net streścił rozdział o jego początkach. Tuchel ze względu na kontuzję porzucił już marzenia o zostaniu zawodowym piłkarzem, zaczął studia biznesowe i dwa razy w tygodniu dorabiał jako kelner w barze. Miał naprawdę duży problem, by życzliwie uśmiechać się do klientów, rozmawiać z nimi i przychodzić na ich zawołanie. A gdy już zaczął się przełamywać i akceptować tę sytuację, jego koledzy z SSV Ulm awansowali do Bundesligi. - Poczułem, że żyją moim marzeniem. Kontynuowałem pracę w barze jeszcze przez pół godziny. Potem powiedziałem: muszę iść - opowiada. Wrócił do futbolu. Został trenerem.

Nie zmienił się. Był bezkompromisowy, pewny siebie tak bardzo, że inni nazywali to wyniosłością. Kłócił się ze skautami i prezesami. Gdy bez jego wiedzy kupili do klubu Alexandra Isaka, seryjnie strzelającego dzisiaj dla Realu Sociedad, przyznał na konferencji, że go nie zna. A później dał mu jedną szasnę i wypchnął do rezerw. A gdy Borussia przegrała z SV Darmstadt powiedział: - W Bundeslidze rywalizujemy nie tylko z Bayernem i RB Lipsk, ale też z Darmstadt - było to czytelne nawiązanie do Watzkego, którego miały obchodzić tylko najważniejsze mecze z najsilniejszymi rywalami. - Tuchel wychodzi z prostego założenia: zawsze ma rację. Jest uparty i boli go każde ustępstwo - mówił Bildowi jeden ze skautów BVB. Ale i Watzke nie zawsze był wobec Tuchela w porządku. Po pierwszym znakomitym sezonie obiecał mu, że na pewno nie sprzeda kilku liderów drużyny w jednym oknie transferowym, a później przyjął oferty za Matsa Hummelsa, Ilkaya Guendogana i Henricha Mchitariana. Wtedy obaj przestali sobie ufać. Tuchel nie najlepiej dogadywał się również z piłkarzami. Emre Mor nie dawał już rady, czuł, że kolejny trening biegowy go wykończy. Poszedł porozmawiać. - Zamknij się! - miał usłyszeć w odpowiedzi. Tuchel podzielił szatnię: miał swoich zawodników i zawodników po Kloppie.

Wybuch

Resztki ich relacji zostały całkowicie rozbite wraz z wylatującą z autobusu Borussii szybą. To był kwiecień 2017 roku. Wszystko przebiegało jak należy: piłkarze zajęli miejsca w autobusie i ruszyli na stadion, by rozegrać ćwierćfinał Ligi Mistrzów z AS Monaco. To był kawałek, kilka minut drogi. Siergiej W. bombę ukrył w żywopłocie przy drodze. Mieszkał w tym samym hotelu co piłkarze, w pokoju kupił opcje na akcje Borussii, licząc, że po zamachu spadnie kurs, a on zarobi miliony euro. Nacisnął guzik. Gdy kawałki szkła wbijały się w ciała piłkarzy, on poszedł do hotelowej restauracji zamówić steka. Pod koniec 2018 roku został skazany na 14 lat więzienia.

- Gdyby nie tamten zamach, nadal byłbym trenerem Borussii - stwierdził Thomas Tuchel, gdy rok później sąd przesłuchiwał go w roli świadka. W jego fotelu też utkwiły gwoździe i kawałki szkła. Też był spanikowany, co na rozprawie potwierdzał kierowca autobusu. - Duże znaczenie miał fakt, że w autobusie siedziałem ja, a nie prezes Watzke. To sprawiło, że zupełnie inaczej ocenialiśmy tamtą sytuację - mówił Tuchel. Marc Bartra miał złamaną rękę, kilku piłkarzy płakało, żaden nie myślał o grze. Tymczasem Watzke miał wysłać Tuchelowi SMS, że mecz odbędzie się następnego dnia. Bez konsultacji, rozmów, ustalenia czegokolwiek. Bez dyskusji. Borussia przegrała 0:3, a w rewanżu zabrakło jej jednego gola, by odrobić straty. Tuchel obciążył Watzkego winą. Że nie postawił się Uefie, że nie walczył o dobro swojego zespołu, że zwyczajnie nie zrozumiał powagi tej sytuacji. - Niektórym wydawało się, że w nasz autobus poleciała puszka po piwie - komentował trener. Kibice stanęli po jego stronie. Gdy Watzke pojawił się na następnym meczu, przywitały go gwizdy.

Jego wersja jest zupełnie inna. Tuchel po zamachu miał nie wyglądać jak człowiek, który uszedł z życiem i jest w szoku. - On wciąż myślał tylko o piłce. O tym, że może przegrać ten dwumecz. A przegrywać nie potrafi - stwierdził prezes w rozmowie z Bildem. - Szukał winnych, żeby móc pokazać kibicom przez kogo przegrali - dodał. Wersji tej historii jest mnóstwo. Jest też taka, że Tuchel widząc jak rozbici są jego piłkarze, zirytowany miał stwierdzić: "I jak takimi mięczakami mam rywalizować z Bayernem?!". Wydaje się, że zamach tylko przyspieszył nieuniknione. Tuchel i tak w końcu zostałby wypchnięty z klubu.

"To najgorszy trener PSG od wejścia Katarczyków"

Minął rok. Tuchel odpoczął, przeczytał dziesiątki książek i z nową energią zawitał do Paryża. PSG rozstało się z przezroczystym Unaiem Emerym i na zasadzie kontrastu szukało trenera z wielką charyzmą. A jej nigdy Niemcowi nie można było odmówić. Już pracując w Mainz był "nowym Kloppem", w Borussii mówili już, że to "nowy Guardiola". We Francji miał być nowym zbawcą. Kilku przed nim poległo. Miał ten sam cel, co oni - wygrać Ligę Mistrzów. Zdobywanie mistrzostwa Francji już dawno przestało cieszyć. I Tuchel nawet nie próbuje tego ukrywać, nie chowa się za poprawnymi politycznie i bezpiecznymi stwierdzeniami, że futbol się wyrównał i że każdy rywal może być groźny. Nie. - Jasne, że powinniśmy wygrywać wszystkie mecze i kończyć sezon bez porażki. Mnie też na tym zależy i do tego dążę - tłumaczył na przełomie roku na konferencji prasowej.

On też szukał w PSG tego, czego nie dostał w Borussii. Wsparcia władz klubu, mówienia jednym głosem. Poza tym: najlepszych piłkarzy na świecie, dużej autonomii i Ligi Mistrzów. On też o niej marzy. Ale w poprzednim sezonie odpadł już po 1/8. W okolicznościach, których sam nie potrafił wytłumaczyć. Wygrał pierwszy mecz z Manchesterem United 2:0, miał rewanż u siebie, do 93. minuty to PSG było w ćwierćfinale. Ale wtedy był ten rzut karny. Marcus Rashford strzelił na 3:1 i to United przeszli dalej. A Tuchel usiadł za konferencyjnym stołem i rozłożył ręce. - Nie wiem jak do tego doszło - powiedział. Wtedy nawet Watzke widział, że na pewno jest w szoku.

- Co roku przed fazą pucharową Ligi Mistrzów słyszę to samo: że nie jesteśmy gotowi, że w lidze nie możemy się sprawdzić. Słuchajcie, mamy pokaźną przewagę w ligowej tabeli, w Lidze Mistrzów zagraliśmy niemal bezbłędną fazę grupową, awansowaliśmy z pierwszego miejsca z pięcioma punktami przewagi nad Realem Madryt. Mamy niesamowitą kadrę, najlepszych zawodników. Dziennikarze lubią narzekać, że zespół nie jest gotowy, że źle nim zarządzamy. Wydaje mi się, że nie musimy się niczym martwić. Która drużyna ma taką kadrę jak my? Myślę, że dwóch z pięciu najlepszych piłkarzy świata gra u nas. W dodatku Neymar i Mbappe są w tym gronie najmłodsi - punktował kilka dni temu dyrektor sportowy PSG, Leonardo.

Nie wyszedł do mediów sam z siebie. Musiał gasić kolejny pożar. Znów plotkuje się, że Tuchel może zostać zwolniony, jeśli nie wygra Ligi Mistrzów i nie zażegna wewnętrznych konfliktów. Niedawno dziennikarze na całym świecie rozprawiali o jego starciu z Kylianem Mbappe przy ławce rezerwowych. PSG prowadziło z Montpellier 5:0, Francuz miał na koncie jednego gola i dużą ochotę na kolejne. Słowem - czuł, że to dobra okazja, by podreperować statystyki, podgonić Wissama Ben Yeddera w klasyfikacji strzelców i zwyczajnie się pobawić. Ale Tuchel patrzył na cały zespół. Tak już ma, że nie stawia jednostki ponad całością. I dla tego piekielnie zdolnego młodzieńca nie zamierzał robić wyjątku. Jedni powiedzieli, że to błąd, drudzy docenili, że jest wierny swoim zasadom.

A gdy ten temat nieco wystygł, kibiców rozgrzały urodziny Neymara zorganizowane dobę przed meczem z Nantes. - Czy to najlepszy sposób przygotowania się do meczu? Nie, pewnie, że nie. Czy jest to najgorsza rzecz na świecie? Też nie. Musimy zaadaptować się do sytuacji. Nie zostawię żadnego z piłkarzy na ławce tylko dla tego, że wyszli z domu i balowali - komentował Tuchel dla portalu Goal. Kilka dni później Neymar doznał kontuzji żeber, ale zamiast w gabinecie lekarza, pojawił się w Duessledorfie na pokazie mody. Uśmiechał się na czerwonym dywanie z brazylijską modelką u boku, rozdawał autografy i na obolałego nie wyglądał. Znów mówiono, że Tuchel nie panuje nad tym, co dzieje się w szatni.

Nie pomagają mu legendy klubu. Ostatnio Luis Fernandez, były piłkarz i trener PSG, mistrz Europy z 1994, stwierdził, że Tuchel jest najgorszym trenerem, jaki pojawił się w klubie od wejścia Katarczyków. - Jeśli spojrzymy na wyniki z poprzedniego sezonu, to jest najgorszym trenerem, jakiego w tym czasie mieliśmy. Jest bardzo daleko od poziomu Juergena Kloppa, Pepa Guardioli czy Carlo Ancelottiego. Popełnił większy błąd od Mbappe. W takich sytuacjach trener nie może prowokować piłkarza. Zamiast tego musi mu dać do zrozumienia, że jest mu przykro - ocenił Fernandez. I wyliczał wpadki z poprzedniego sezonu: z Manchesterem w Lidze Mistrzów, z Rennes w finale Pucharu Francji (2:2 po dogrywce i 5:6 w rzutach karnych), z Guingamp w ćwierćfinale Pucharu Ligi Francuskiej .

Gdy Tuchel przechodził do Borussii, niemieccy dziennikarze pisali, że dostaje najtrudniejszą pracę na świecie. Ale teraz, po półtora roku w Paryżu, Tuchel ma prawo się z nimi nie zgodzić. Na głowie ma sporo problemów, ale zdecydowaną większość z nich może rozwiązać wygrywając Ligę Mistrzów. Tylko tyle. I aż tyle.

Więcej o: