Mógł mieć więcej goli, bo w drugiej połowie zmarnował dwie dobre okazje: najpierw uderzył w Thibauta Courtoisa, niewiele później tuż nad poprzeczką. Minęło kilka minut, a znów łapał się za głowę, bo Pablo Sarabia po jego znakomitym podaniu uderzył niecelnie. Tak dobrego meczu nie zagrał od dawna, być może w PSG nigdy nie grał na tak wysokim poziomie. Ale i motywacja była szczególna: pragnienie zemsty na klubie, z którego czuł się wypchnięty. I to w starciu z piłkarzami, którym zdaniem Florentino Pereza "blokował" miejsce w składzie. Bo i James Rodriguez, i Gareth Bale byli w środę na boisku. Byli tłem dla Di Marii.
Spotkanie Paris Saint Germain z Realem Madryt miało jeszcze mnóstwo innych podtekstów: jednym wielkim była loża honorowa, w której spotkali się prezesi Florentino Perez, Nasser Al-Khelaifi oraz emir Kataru i właściciel PSG Tamim ibn Hamad Al Sani. Całą trójkę łączą fantastyczne, przyjacielskie relacje. Niedawno wymienili się bramkarzami – do Realu przyszedł Alphonse Areola, a w drugą stronę powędrował Keylor Navas. Hiszpańskie media spekulowały, że na boisku PSG zagra z Realem o trzy punkty, a w tym czasie na trybunach odbędzie się kolejny mecz – w atmosferze dyplomacji, badania gruntu. O Kyliana Mbappe, którego Perez pragnie kupić najpóźniej w 2021 roku.
Ale już po trzydziestu minutach było jasne, że bohaterem wieczoru będzie Di Maria. Lewą nogą, którą przez cztery lata zachwycał kibiców Realu, teraz pogrążył ich klub: w 14. minucie strzałem przy krótkim słupku, tuż obok Courtoisa, który jednak powinien w tej sytuacji odbić piłkę. Nieco ponad kwadrans później, Belg był już bez szans. Di Maria uderzył sprzed pola karnego, tuż przy słupku. Poza tym - był wszędzie: na lewym skrzydle, w drugiej połowie często na środku ataku, nierzadko schodził na prawą stronę. Z Danim Carvajalem robił co chciał: odjeżdżał z piłką, kiwał, ośmieszał, absorbował uwagę, a po chwili podawał do Juana Bernata. Najgroźniejsze akcje PSG powstawały po tamtej stronie boiska. Statystycznie Di Maria też był najlepszy: wszystkie cztery próby dryblingu miał udane, wygrał cztery z sześciu pojedynków, miał dwa kluczowe podania, które powinny prowadzić do zdobycia bramki.
Był tak szczególnie naładowany, bo wciąż ma do Realu żal o to, co wydarzyło się w 2014 roku. Na przestrzeni kilkunastu tygodni przeprowadził kluczową akcję w finale Ligi Mistrzów z Atletico Madryt i został wybrany najlepszym piłkarzem tego meczu. Pojechał na mundial, Argentyna doszła do finału, choć on w ćwierćfinale odniósł kontuzję. Medycyna dawała mu szasnę na występ, nafaszerowany lekami wyszedłby na „najważniejszy mecz w życiu” - jak mówi. Ale między jedną, a drugą sesją z fizjoterapeutami dostał list od lekarzy Realu Madryt, którzy kategorycznie zabronili mu wychodzić na boisko. – Doskonale wiedziałem o co chodzi. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że Perez chciał u siebie Jamesa. A ja wiedziałem, że zanim go kupią, muszą mnie sprzedać. To proste. Real nie chciał sprzedać piłkarza z kontuzją, stąd ten list. Przed finałem przyszedł do mnie lekarz kadry i powiedział o liście. Wziąłem go i od razu podarłem na kawałki. Powiedziałem, że nikt nie będzie decydował za mnie – opisywał Argentyńczyk.
W finale nie zagrał – jak twierdzi – przez decyzję selekcjonera, który podejmując ją mógł mieć z tyłu głowy wspominany list. Mistrzostwo zdobyli Niemcy, a Di Maria po mundialu został sprzedany za 75 milionów euro do Manchesteru United. Wtedy zgodnie z przypuszczeniami Angela, na Santiago Bernabeu pojawił się James. A on wystosował list do kibiców, którym chciał wytłumaczyć, że klub zrobił z niego czarną owcę, obarczając całą winą za odejście, chociaż sam wypychał go z Madrytu. – Powtarzano wiele kłamstw, żeby przypisać mi chęć odejścia z klubu. To nieprawda. Odszedłem, bo nie przypadam do gustu pewnej osobie – napisał. Czas nie wyleczył ran, bo Di Maria przez kolejne lata wciąż krytycznie wypowiadał się o Realu, a gdy rok temu pojawiła się możliwość dołączenia do FC Barcelony, nie miał żadnych oporów, by grać na Camp Nou. Podkreślał, że w żaden sposób nie jest związany z Królewskimi. Do transferu jednak nie doszło i Di Maria pozostał w PSG. Teraz wreszcie udało mu się zrewanżować: za list, za wypchnięcie z klubu, za przestawienie go z prawego skrzydła do środka pola, by przy linii zrobić miejsce Bale’owi.