Piast - BATE. Zły w Gliwicach był właściwie tylko wynik spotkania. "Frajersko przegrany"

Po meczu była złość, rozczarowanie i cisza w szatni. Waldemar Fornalik musiał pocieszać piłkarzy. Ze święta, czyli 1. rundy eliminacji Ligi Mistrzów, w Gliwicach w pięć minut zrobiła się stypa. Piast przegrał z BATE 1:2.
Zobacz wideo

Mecz w Gliwicach z kilku powodów mógł zostać zapamiętany jako bardzo pozytywny. Przed rozpoczęciem spotkania usłyszeliśmy hymn Ligi Mistrzów. Nie miało wielkiego znaczenia, że utwór napisany w oryginale przez Georga Fridericha Handla został włączony przez nagłośnienie kibiców. Fanów ucieszył także gol Jakuba Czerwińskiego. Obrońca przez większość spotkania prezentował reprezentacyjną formę, co skrzętnie odnotowywał siedzący na trybunach asystent Jerzego Brzęczka, Radosław Gilewicz.

Generalnie gra Piasta przez około 70 minut wyglądała dobrze. Gospodarze imponowali zwłaszcza stałymi fragmentami gry. Mistrz Polski w starciu z faworyzowanym rywalem mógł się podobać. Nie odstawał, prowadził grę, w pierwszej połowie miał z niej więcej sytuacji. Cieszył także niemal komplet widzów na gliwickim obiekcie. To było prawdziwe święto fanów z Polski i Białorusi, którzy na trybunach zasiedli razem. W dodatku aż trzy tysiące kibiców pierwszy raz przyszło na stadion w Gliwicach dopingować swój zespół. Pewnie chętnie przyszliby po raz drugi na starcie z Rosenborgiem w 2. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, ale z Norwegami ostatecznie zagra BATE.

“Oj Boże”

Zły w Gliwicach był właściwie tylko wynik spotkania. „Frajersko przegrany”, „kontrolowany”, „coś poszło w nim nie tak” - mówili o meczu zawodnicy Piasta, którzy wyglądali jak przez przypadek znokautowany w 12. rundzie bokser, który prowadził na punkty.

- Nie wygrała drużyna lepsza, tylko skuteczniejsza – komentował porażkę 1:2 trener Waldemar Fornalik. W sumie miał rację. Szczególnie w kontekście dwumeczu, do którego też się odnosił. To dlatego rozstrzygnięcie potyczki z mistrzem Białorusi bolało gliwiczan bardziej. Piłkarze po meczu chwilę krzątali się po murawie. Dziękowali kibicom za wsparcie, a może też ich przepraszali. Mikkel Kirkeskov wyładował złość na plastikowym boksie ławki rezerwowych, po czym usiadł na krzesełku i spuścił głowę. Piotr Parzyszek drzwi do szatni otworzył, nie naciskając na klamkę. Martinowi Konczkowskiemu podczas rozmów z dziennikarzami brakowało słów. - Marzenia, które każdy miał od małego, by zagrać w Lidze Mistrzów, po części się skończyły – wzdychał Konczkowski. Dodał także, że w drugiej połowie mistrz Polski miał przede wszystkim ustrzec się błędów. Tego planu nie udało się jednak zrealizować.

W 82. minucie Frantisek Plach faulował rywala na skraju pola karnego w dość niegroźnej sytuacji. Goście trafili po karnym. Pięć minut później Jorge Felix przewinił nieopodal własnej bramki. Drugi gol padł po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu. - Oj Boże! - krzyknął emocjonalnie komentujący zawody dla Polsatu Mateusz Borek. Na trybunach niezrozumienie dla tego, co się stało na boisku wyrażane było kilkoma innymi, nienadającymi się do cytowania słowami. Potem było cicho, a pierwsi kibice uznali, że opuszczając trybuny w 87. minucie, unikną stypy. Zawodnicy w szatni milczeli przez kilkanaście minut. Za wysiłek włożony w ten mecz podziękował im trener. Przyznał na konferencji, że jest mu ich szkoda.

“Nie powinniśmy odpaść”

- Nie chcę nikogo piętnować. Jeśli ktoś popełnia błąd, to sobie z niego zdaje sprawę. To są świadomi ludzie - mówił Fornalik odnośnie błędów indywidualnych. Błędów, na które zwracał zresztą uwagę w szatni, w przerwie meczu, przy korzystnym 1:0.

- Powiedzieliśmy sobie wtedy, że dalej musimy to spotkanie kontrolować. Nie prowokować głupich błędów. Futbol jest okrutny. Jak ktoś będzie się cały czas bronił, to przeciwnik znajdzie jakąś sytuację. Nie mieliśmy założenia, żeby się bronić. Chcieliśmy zdobyć drugą bramkę, choć dobrych sytuacji było pewnie mniej niż w pierwszej połowie. Na pewno nie było założenia, żeby się cofnąć – zapewniał Patryk Dziczek. Przyczyn porażki nie udało się jednak jasno sformułować. - Nie byliśmy drużyną gorszą. Nie powinniśmy odpaść - powtarzał Dziczek to, co słychać było po spotkaniu najczęściej.

Jedynym pocieszeniem jest fakt, że mistrzowie Polski dalej będą grali w eliminacjach europejskich pucharów. Zamiast z Rosenborgiem w 2. rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów, zmierzą się z Rygą FC w walce o Ligę Europy. Podniosłego utworu Georga Fridericha Handla ani na Łotwie, ani w Gliwicach już jednak nie usłyszą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.