Zachwycił Pepa Guardiolę. Dla Pochettino awans do finału LM nie jest największym osiągnięciem

Mauricio Pochettino uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wierzy w połączenia, "uniwersalną energię życia" i efekt motyla. W jego świecie przypadki nie istnieją. I patrząc na dotychczasową karierę trenerską, trudno dziwić się jego poglądom. Wszystko wygląda jak z góry zaplanowane.

„Był trenerem, od pierwszego dnia, w którym założył korki”, „był grającym asystentem trenera”, „zawsze miał wielką charyzmę”, „gdy idziesz na wojnę, chcesz mieć Mauricio za przywódcę” – to opinie tych, którzy go znają.

Zobacz wideo

Wideo pochodzi z serwisu VOD

Chciałbyś zostać trenerem?

Miał czternaście lat, gdy Marcelo Bielsa ze swoim asystentem Jorge Griffem podzielił Argentynę na 70 stref i przecinał ją wzdłuż i wszerz Fiatem 147, by znaleźć najzdolniejszych chłopców do gry w Newell’s Old Boys. W nocy dojechał do Murphy, z pomocą miejscowych znalazł właściwy dom i zapukał w okno, bo brakowało dzwonka. Mauricio spał, nad łóżkiem wisiał plakat Diego Maradony, a Bielsa podniósł nieco kołdrę, by zobaczyć jego nogi. – Ma stopy prawdziwego piłkarza – powiedział do Griffa i zanim zrobiło się widno namówił rodziców chłopca, by pozwolili mu przeprowadzić się do oddalonego o 150 km Rosario.

Siedem lat później, gdy Pochettino był już podstawowym środkowym obrońcą Newell’s, Bielsa zapytał go, czy chciałby kiedyś zostać trenerem. Widział w nim talent: rozumiał grę lepiej niż inni, w mig chwytał założenia taktyczne i miał cechy przywódcze. Od tego momentu Mauricio musiał sam rozpracowywać napastników, z którymi miał się w weekend zmierzyć. Raporty dawał Bielsie, a on – jak surowy nauczyciel – oceniał ich szczegółowość i przydatność. Z czasem dawał mu analizować całe zespoły, a spostrzeżeniami kazał dzielić się w szatni przed resztą drużyny. – Jeżeli sam analizowałem rywala, to naturalnie wiedziałem o nim więcej. To przydawało się później na boisku – przyznał po latach. Bielsa i Pochettino zdobyli mistrzostwo Argentyny w 1991, a rok później zaszli do finału Copa Libertadores. Aż piętnastu piłkarzy tamtej drużyny zostało później trenerami.

Pochettino wciąż czerpie z niej inspiracje. Struktura wieku w szatni Tottenhamu jest niemal identyczna jak Newell’s na początku lat ’90. – Pod względem średniej wieku i równowagi między młodymi i doświadczonymi piłkarzami, te drużyny są do siebie bardzo podobne. Projekt zbudowany jest tak samo – mówił pod koniec 2017 roku. Bielsa wystawiał Juana Manuela Llopa na środku pomocy, mimo że ten był obrońcą. Dzięki temu, gdy drużyna się broniła, zmieniała ustawienie i de facto grała trójką środkowych obrońców. Identycznie jak Tottenham, w którym zadania Llopa dostał Eric Dier. Ale nie jest tak, że Pochettino bezkrytycznie kopiuje Bielsę. Nazywa go wprawdzie „profesorem” i swoim mentorem, jednak wciąż udoskonala jego myśl. – Czasy wymagają choćby tego, żeby grać z dużo większą dynamiką i intensywnością – tłumaczy. Jest też bardziej życiowy. Kiedyś, gdy strzelił gola, Bielsa zamiast go pochwalić, miał pretensje, że opuścił swoją pozycję i wyszedł poza ramy taktyczne. Skutek był nieważny.

Pochettino budując drużynę zwraca uwagę na osobowość piłkarzy. Wierzy, że ludzie mogą mieć dobrą albo złą energię. Że można dobrać ich tak, żeby pasowali energią do kolegów grających obok. – Najpierw widzimy człowieka, później piłkarza. Chcemy, by cała drużyna żyła ze sobą w zgodzie, więc w okresie przygotowawczym organizujemy zajęcia zawodowe i „ludzkie”, bo jest to podstawą każdego sukcesu – uważa. – Mauricio jest przekonany, że ludzie mają wiele zdolności umysłowych, które nie zostały jeszcze opracowane przez naukowców - mówi Guillem Balague, autor jego biografii.

Mauricio Pochettino kazał piłkarzom chodzić po gorącym węglu

- Większość piłkarzy zdaje sobie sprawę, że chce zostać menedżerami, gdy są blisko zawieszenia butów na kołku. Mauricio był trenerem, od pierwszego dnia, w którym je założył – barwnie scharakteryzował go Martin Mazur, argentyński dziennikarz. – Szybko wiedziałem, co chcę robić po karierze. Coś się zmieniło w moim myśleniu, gdy miałem 26 albo 27 lat. Nagle przestało mnie interesować kto jak drybluje i jak uderza. Zacząłem patrzeć na futbol bardziej ogólnie. Zwracałem uwagę jak wygląda życie mojego trenera, jak zarządza zespołem i jak buduje relacje – wyjaśnił Pochettino. 

Licencję UEFA Pro zdobył jeszcze będąc asystentem trenera kobiecej drużyny Espanyolu. Mówi, że gdyby piłkarze mieli taką determinację, jak kobiety, to już dawno miałby na koncie jakieś trofeum.

Pierwszą drużynę przejął niespodziewanie. Dwa dni przed derbami z FC Barceloną zastąpił zwolnionego Jose Manuela Esnala, gdy drużyna była na trzecim miejscu od końca. Pochettino zdążył przeprowadzić dwa treningi, przekazać podstawowe założenia taktyczne i już witał się z Pepem Guardiolą przy ławce rezerwowych. Zremisował 0:0. Po kilku tygodniach spotkał się z nim drugi raz. I tym razem wygrał. Po raz pierwszy od 27 lat na Camp Nou, stylem gry zachwycając samego Guardiolę. – Są zespoły, które tylko na nas czekają i takie, które nas szukają. Espanyol zdecydowanie nas szukał. Czuję, że postrzegają futbol podobnie do nas – stwierdził na pomeczowej konferencji. Pochettino udało się utrzymać zespół w La Liga, co sam uznaje za swoje największe osiągnięcie w dotychczasowej karierze. Nie dramatyczne awanse do półfinału czy finału Ligi Mistrzów, ale właśnie mecz w Almerii. – Wiem, jak wiele ten moment znaczył dla naszych kibiców i ludzi związanych z klubem. Sam jestem kibicem, a moje dzieci śpią w piżamach Espanyolu – mówił.

Przy linii stoi elegancko ubrany, ze staranie ułożoną fryzurą. Nie wygląda na kogoś, kto zaczyna przygodę w klubie od zorganizowania spaceru po rozżarzonych kamieniach i wymierzenia strzał w gardła nowych piłkarzy. A właśnie tak przedstawił się w Southampton. – Pojechaliśmy na przedsezonowy obóz do Hiszpanii, a on zorganizował kilka ćwiczeń mających zrobić z nas zespół. Na kilku metrach usypał ścieżkę z gorących kamieni i najpierw sam przeszedł ją na boso, a później robiliśmy to wszyscy po kolei – opowiada Jack Cork. – To było swego rodzaju wyzwanie, test dla naszej mentalności. Chciał nam pokazać, że jeśli przez to przebrniemy, to nic gorszego w trakcie sezonu już się nam nie przytrafi – tłumaczył Ricky Lambert. – Później było ćwiczenie w parach. Jedna osoba musiała oprzeć strzałę na tkance miękkiej gardła, a druga umiejętnie napierała z drugiej strony, by ta się złamała. Chodziło o wzajemne zaufanie – mówi Cork.

Guillem Balague wskazuje, że najczęściej wypowiadanym przez Pochettino słowem jest „męstwo”. Rozumie przez to zwycięską mentalność, dążenie do samodoskonalenia, odwagę. I tego wszystkiego wymaga od swoich piłkarzy. Z kolei jego asystent, podczas gier treningowych wciąż wykrzykuje: „naciśnij, naciśnij, naciśnij”. Później piłkarze słyszą to nawet w snach. Głównie w koszmarach, bo treningi u Pochettino są wykańczające. – Żeby u niego grać, potrzebujesz dwóch serc. Zawsze jest dużo treningów – uważa Cork. W okresie przygotowawczym zdarzały się nawet trzy sesje jednego dnia. Zupełnie jak u Bielsy. – Kiedyś Kelvin Davis wyniósł z szatni wielki zegar, żeby „Poch” widział, ile trwa trening i go nie przeciągał w nieskończoność – wspomina były piłkarz „Świętych”. Zawodnicy Tottenhamu opowiadają popisową anegdotę o tym, jak mieli biegać 15-minutowe interwały, ale ich trener „zapomniał” o stoperze i biegali dwa razy dłużej. - Na treningach sprawia, że cierpisz jak pies i wtedy go nienawidzisz. Ale przychodzi mecz i jesteś mu wdzięczny – podsumowuje Pablo Osvaldo, jego były podopieczny z Espanyolu i Southampton.

- Nie mam życia poza piłką nożną. Spędzam 12 godzin w klubie, ale nie uważam, że to praca. To pasja – powiedział „The Guardian” w jednym z pierwszych wywiadów na Wyspach. Wtedy nie mówił jeszcze po angielsku, przez co bał się przenieść do Premier League. – Bez języka? W angielskiej szatni? Będziemy straceni! – miał mówić do swojego asystenta, gdy rozważali przejęcie Southampton. I chociaż Jesus swobodnie mówił w tym języku i obiecał pomóc, to Pochettino nie przekonał. Zrobiła to dopiero żona Mauricio, którą uważa za kluczową w swojej karierze. – Kobieta, która rozumie, że wszystko w życiu trenera kręci się wokół piłki to prawdziwy skarb – docenia.

Podobnego podejścia do pracy oczekuje od piłkarzy. Trening jest dla niego największą świętością. – Nigdy nie obiecuję nowym zawodnikom, że będą u mnie grać. Obiecuję im, że będą trenować – mówił w odniesieniu do zarzutów Aarona Lennona, który nie akceptował roli rezerwowego, więc został sprzedany do Evertonu. Pochettino często przypomina piłkarzom, że uprawiają najpiękniejszy zawód na świecie. Lubi się do tego odwoływać w swoich przemówieniach.  Podczas przerwy w szalonym meczu z Ajaksem w półfinale Ligi Mistrzów nie było inaczej. - Po takiej przemowie reakcja jest natychmiastowa. Wystarczy, że przypomnisz piłkarzom, że właśnie robią coś, o czym marzyli jako dzieci i w środku ich to rusza. Każdy z nich wraca do tego punktu w przeszłości, gdy marzył o byciu piłkarzem i sumienie nie pozwala mu odpuścić w takiej chwili. Dają z siebie więcej – mówił w książce autorstwa Balague.

Piłkarze Espanyolu twierdzą, że Pochettino na początku trenerskiej kariery był jeszcze bardziej podobny do Bielsy. Żelazna dyscyplina była dla niego najważniejsza, brakowało miejsca na żarty, relacje z zawodnikami były mniej kumpelskie. W Tottenhamie jest inaczej. – Z samego rana trener napisał mi smsa: „Przyjedź do mnie do biura, proszę”. Po drodze myślałem co nabroiłem. Wszedłem i to, co usłyszałem zwaliło mnie z nóg – opowiada Danny Rose. – Siedział przy biurku i powiedział: „zaakceptowaliśmy ofertę za ciebie. Sprzedajemy cię”. Odpowiedziałem, że to niemożliwe, ale wtedy wszedł jego asystent i spytał: „powiedziałeś mu już, że ma się pakować?”. Wtedy Pochettino parsknął śmiechem i wygadał się, że dostałem powołanie do reprezentacji Anglii – wspominał obrońca.

Oda do młodości

Nie tylko Rose grając u Pochettino zapracował na powołanie do reprezentacji. Aż 15 z ostatnich 30 debiutantów w reprezentacji Anglii wcześniej przeszło przez jego ręce. Dobra wiadomość dla Anglików: - Gdybym pewnego dnia został selekcjonerem, to cieszyłbym się, gdyby przyszło mi prowadzić reprezentację Anglii – powiedział. A chwilę później pochwalił młodych piłkarzy z tego kraju za „wyjątkową ochotę do ciężkiej pracy i doskonalenia swojej gry”. Praca z młodzieżą sprawia Pochettino największą radość. – To ważne, bo mało którego kupionego piłkarza stać na takie poświęcenie dla zespołu, jakie może zagwarantować wychowanek – twierdzi.

Pracę w Espanyolu zaczął od ujednolicenia taktyki wszystkich drużyn młodzieżowych. Spotkał się z trenerami i narzucił grę w systemie 1-4-4-2, który uważał za najbardziej elastyczny i najlepszy do rozwoju młodych piłkarzy. Kazał od nowego sezonu przenieść wszystkie zespoły rocznik wyżej, by na co dzień rywalizowali z chłopcami starszymi od siebie. Chodził na ich mecze i prosił trenerów o składanie comiesięcznych raportów. – Najmniej ważne są ich wyniki. Chodzi o rozwój piłkarzy dla pierwszego zespołu – tłumaczył. Za jego kadencji zadebiutowali m.in. Jose Callejon, Dani Osvaldo, Javi Marquez, Victor Ruiz i Ivan Alonso.

Pochettino kilka razy pokazał, że nie przywiązuje się do piłkarzy i hierarchia nie ma dla niego znaczenia. Raula Tamudo, wieloletniego kapitana, pamiętał jeszcze z czasów, gdy sam był piłkarzem. Mało tego – byli dobrymi przyjaciółmi i regularnie odwiedzali się w swoich domach, ale gdy Mauricio zobaczył, że napastnik nie ma już w sobie odpowiedniej motywacji, dał mu ostrzeżenie. Drugiego nie było. Po prostu wyrzucił go z drużyny. Podobnie zachował się wobec swojego asystenta, odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne. Mimo że był ojcem chrzestnym jego syna, nie zawahał się go zwolnić.

Ale prawdziwą czystkę zrobił dopiero w Tottenhamie. Gdy po sezonie 2013/2014 dostał w spadku po Timie Sherwoodzie aż 39-osobową kadrę, zaczął po kolei skreślać najsłabszych i mniej zdyscyplinowanych. Townsend wyleciał po bójce z trenerem przygotowania fizycznego Nathanem Gardinerem. Adebayor stracił numer i możliwość wejścia do szatni, gdy zdecydował się zostać w drużynie i zarobić każdego funta zapisanego w kontrakcie, mimo że nie miał co liczyć na grę. Z tamtej ekipy do dziś zostało w szatni tylko siedmiu piłkarzy. To Harry Kane, Christian Eriksen, Hugo Lloris, Jan Verthongen, Danny Rose, Harry Winks i Erik Lamela. A o tym, że Pochettino nie pomylił się w selekcji świadczą dalsze losy skreślonych zawodników. Tylko trzech (Walker, Paulinho i Chiriches) znaleźli miejsce w równie dobrych klubach.

- Zawsze musi stworzyć zespół gotowy realizować, to czego wymaga. Musi mieć młodych piłkarzy, bo starsi nie wytrzymaliby takiego tempa – mówił Kyle Walker, gdy jeszcze był w Tottenhamie. – Jest jednym z tych trenerów, których drzwi są zawsze otwarte. Wiem, że jest wielu, którzy tak mówią, ale u Pochettino to się sprawdza. Jeśli masz jakiś problem, to zawsze możesz z nim porozmawiać. Idziesz do niego i czujesz, że cię rozumie. Ta umiejętność zarządzania młodymi ludźmi jest kluczowa – dodał.

Aż dziewięciu piłkarzy, których prowadził w Southampton zagrało w tegorocznych półfinałach Ligi Mistrzów.

Najtrudniejszy sezon

Przed tym sezonem, gdy po raz kolejny nie kupił żadnego piłkarza, miał złe przeczucie. – Przed nami najtrudniejszy sezon – mówił wprost. I chociaż - rzeczywiście - łatwo nie było, to w sobotę jego zespół zagra najważniejszy mecz w swojej historii. - Wygranie Ligi Mistrzów w tym sezonie, w takich okolicznościach... Po takim czymś musiałbym pomyśleć o robieniu czegoś innego w przyszłości - stwierdził. Te trudne okoliczności to: brak transferów, aż dwunastu piłkarzy grających na mundialu (większość do samego końca turnieju), liczne kontuzje na początku sezonu, urazy kluczowych piłkarzy wiosną przed najważniejszymi meczami, wyjście z grupy dzięki golowi Lucasa Moury, dreszczowce w ćwierćfinale i półfinale Ligi Mistrzów.

Pochettino może z dumą wspominać utrzymanie Espanyolu, ale to w tym sezonie piłkarze rzucili go na kolana i doprowadzili do łez. Sukcesu w Hiszpanii aż tak nie przeżywał. – Prowadzę zespół bohaterów. Przezwyciężaliśmy przeciwności przez lata. Życie bez futbolu nie ma sensu, dziękuję mu za te emocje. Ciągle trudno mi mówić. Dziękuję rodzinie, kibicom... – wymieniał wzruszony.

Argentyńczyk uważa, że nie można oceniać trenerów jedynie przez wzgląd na trofea, które zdobyli. – Moim zdaniem, liczy się to, co zostanie po tobie, gdy odejdziesz. Dziedzictwem trenera są piłkarze, którym pomógł stać się lepszymi – twierdzi. I za to też można dostać puchar. W gabinecie Pochettino stoi taki za mistrzostwo świata. To replika, którą otrzymał w podzięce od Hugo Llorisa. Po sobocie może już nie być jedynym, jaki ma na koncie.