Szef ligi hiszpańskiej: List Dariusza Mioduskiego zawiera wiele rażących błędów

- Każda liga spoza wielkiej europejskiej piątki może być pewna, że Javier Tebas jej nie reprezentuje, ani nie broni jej interesów - napisał prezes Legii Dariusz Mioduski w liście otwartym o szefie La Liga. Na reakcję Hiszpana nie trzeba było długo czekać. - List pana Mioduskiego zawiera wiele rażących błędów - oznajmił Tebas.

- Miała to być bardzo ważna i otwarta debata, której przedmiotem jest przyszłość całej europejskiej piłki. Niestety skończyło się kilkugodzinnym show o charakterze bardziej populistycznym niż merytorycznym, którego głównym aktorem był Javier Tebas, szef hiszpańskiej La Liga. Jako wiceprezes Europejskiego Stowarzyszenia Kllubów (ECA) muszę podjąć polemikę z tezami pana Tebasa – pisze Dariusz Mioduski w liście otwartym do szefów europejskich klubów i szefów lig piłkarskich.

Zobacz wideo

Prezes Legii uważa, że Tebas nie reprezentuje interesu ani LOTTO Ekstraklasy, ani żadnej ligi spoza wielkiej europejskiej piątki. I że to wcale nie wielkie kluby, ale najbogatsze ligi Europy są prawdziwymi oligarchami, którzy próbują wszystko podporządkować swoim interesom. A reforma przygotowywana przez UEFA i ECA może nie jest bez wad, jednak bez takiej reformy ligi takie jak polska będą z roku na rok coraz słabsze. A ich znaczenie na  będzie malało. Całość listu przeczytacie TU.

- Zupełnie się z nim nie zgadzam. Może prezes nie wie, jaka jest moja przeszłość – mówi nam kręcąc głową Hiszpan. Tebas zanim podjął pracę w La Liga był prezesem Sociedad Deportiva Huesca, klubu z kilkudziesięciotysięcznego miasteczka, który za jego kadencji uzyskał awans do Segunda Divison, a obecnie gra w La Liga. 

"Rażących błędów"

Szef ligi hiszpańskiej zdecydował się, że wyda oficjalną odpowiedź na słowa Mioduskiego. - Pański list zawiera wiele rażących błędów - pisze Tebas. 

Hiszpan twierdzi, że to on tak naprawdę reprezentuje interesy klubów jak Legia, a nie Mioduski. Tebas przekonuje, że nie rozumie, jak można go oskarżać o bronienie interesów największych lig. Szef La Liga uważa, że to on staje w obronie klubów małych i średnich. I że beneficjentami jego polityki zawsze byli ci najbardziej potrzebujący. Nowy format europejskich rozgrywek może zaboleć ligi, takie jak polska, bo będa miały mniej możliwości, aby dostać się do Ligi Mistrzów. Zarzuca też Mioduskiemu, że ten mówi o interesie mniejszych lig, choć tak naprawdę reprezentuje jedynie interes Legii. Dodaje, że Legia to" Real Madryt i Barcelona polskiej ligi". I zapewnia, że pomysły Mioduskiego nie skrzywdzą Legii, ale pozostałe kluby polskiej ligi.

Konkluzja Tebasa jest taka, że reforma Ligi Mistrzów sprawi, że powstanie zamknięty turniej, tylko dla najlepszych klubów Europy. I co prawda wygeneruje on więcej zysków, ale przede wszystkim kosztem krajowych rozgrywek. Hiszpan przekonuje, że reforma, za którą optuje Polak sprawi, że stracą wszystkie ligi, nawet tak mocne jak hiszpańska. I że nawet jeśli Legia może potencjalnie zarobić dobre pieniądze w Europie, to negatywnie odbije się to jej na polskim rynku. Szef La Liga zarzuca również Mioduskiemu, że ten nie rozumie, jak funkcjonuje rynek praw telewizyjnych.

Na czym ma polegać reforma europejskich rozgrywek?

Pytanie już nie brzmi: czy europejskie rozgrywki zmienią swój format, ale kiedy dojdzie do rewolucji i na jakich konkretnie zasadach, Presja najpotężniejszych (czytaj: najbogatszych) klubów jest zbyt wielka, by do nie doszło do zmian. Kto ma wymyślić nowy porządek? Są dwa obozy. 

Po jednej stronie barykady jest ECA, czyli Europejskie Stowarzyszenie Klubów. Przewodzi mu Andrea Agnelli, prezes Juventusu. A sympatyzuje z nimi właśnie Mioduski.

Ich przeciwnikami jest European Leagues, czyli stowarzyszenie utworzone przez najmocniejsze ligi krajowe. EL robi co może, aby europejskie puchary nie przeszły rewolucji. Jak wygląda plan Agnelliego, za którym optuje też prezes Legii? Liga Mistrzów wciąż będzie miała 32 uczestników, ale nie będą oni podzieleni na osiem grup po cztery zespoły, tylko na odwrót: czyli na cztery ośmiozespołowe grupy. Po cztery czołowe z każdej awansują do fazy pucharowej; a przy okazji sześć czołowych zagwarantuje sobie udział w kolejnej edycji. Ci, którzy zajmą ostatnie i przedostatnie miejsce w grupie mają spaść do Ligi Europy. Powstanie też trzeci puchar, tuż pod LE. Wciąż nie znamy jednak szczegółów dotyczących trzeciego w hierarchii pucharu.

Co ma przynieść reforma?

Oczywiście większe zyski. Kluby rozegrają znacznie więcej meczów w Europie, z prestiżowymi rywalami, co ma przełożyć się na większe pieniądze dla uczestników. Znacznie większe pieniądze. Spekuluje się, że triumfator nowej Ligi Mistrzów może zarobić nawet ponad pół miliarda euro, czyli niemal pięć razy więcej niż obecnie. Rozgrywki najszybciej powstaną jesienią 2024 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.