Tottenham dokonał niemożliwego. Historyczny sukces osiągnięty na przekór logice

Liga Mistrzów w wykonaniu Tottenhamu jest w tym sezonie niezwykła. Zespół Mauricio Pochettino w ostatnich minutach wyszarpał awans do fazy pucharowej, w której musiał sobie radzić bez największych gwiazd. Mimo osłabień londyńczycy zagrają w finale, w którym znaleźli się dzięki dokonaniu cudu w Amsterdamie.
Zobacz wideo

Po golach Matthijsa de Ligta i Hakima Ziyecha Ajax prowadził z Tottenhamem 2:0. W 55. minucie swoje show na Amsterdam Arenie rozpoczął jednak Lucas Moura. Trzy gole Brazylijczyka dały zespołowi Mauricio Pochettino niesamowity powrót i awans do finału Ligi Mistrzów. Niesamowity, bo Ajax nie przegrał żadnego z 55 wcześniejszych meczów LM, w którym prowadził. Ale taki to właśnie jest europejski sezon w wykonaniu Tottenhamu - pełen zwrotów akcji, kontuzji i niespodzianek. Sezon, do którego londyńczycy podeszli bez choćby funta wydanego na transfery.

Dokonali niemożliwego

Była 85. minuta ostatniego meczu fazy grupowej LM, kiedy Lucas dał Tottenhamowi awans do 1/8 finału. Brazylijczyk wykorzystał podanie Harry'ego Kane'a i kilka minut później piłkarze Pochettino mogli świętować sukces. Sukces, którego nie byłoby bez remisu 1:1 w rozgrywanym równolegle meczu Interu z PSV. Sukces, w który po trzech kolejkach, mało kto wierzył.

Bo Tottenham obecną LM zaczął bardzo źle, od porażek z Interem (1:2) i Barceloną (2:4) oraz remisu z PSV (2:2). Po trzech kolejkach zespół Pochettino tracił pięć punktów do Włochów i aż osiem do Hiszpanów. Sen o awansie przedłużyły minimalne, domowe zwycięstwa z PSV (2:1) i Interem (1:0). Spełnił go wywalczony w ostatniej chwili remis z Barceloną. Remis, którego mogło nie być, bo minutę przed golem Lucasa, w słupek trafił Philippe Coutinho.

- Wykonaliśmy misję, która wielu wydawała się niemożliwa do wykonania. Ja jednak nigdy nie przestałem wierzyć. Wyszarpaliśmy awans, zasłużyliśmy na niego. Z grupy wychodzą Barcelona i Tottenham, czyli dwie najlepsze drużyny w stawce - powiedział Pochettino po meczu na Camp Nou.

Stadion, który nie był domem

Nie byłoby awansu Tottenhamu, gdyby nie sześć punktów wywalczonych z Interem i PSV na własnym stadionie. Własnym, ale jednak obcym. Chociaż londyńczycy na Wembley grali od początku poprzedniego sezonu, to na największym stadionie w Anglii nigdy nie czuli się komfortowo. Piłkarze i kibice Tottenhamu niejednokrotnie podkreślali, że czują się, jakby każdy mecz grali na wyjeździe. Wszystko przez przedłużającą się budowę nowego White Hart Lane. Chociaż nowy stadion "Kogutów" miał zostać oddany do użytku we wrześniu, zawodnicy Pochettino pierwszy raz zagrali na nim niespełna miesiąc temu.

Mimo że Tottenham na Wembley nie czuł się jak w domu, to właśnie tam rozegrał najlepszy mecz w sezonie. W pierwszym spotkaniu 1/8 finału zawodnicy Pochettino pokonali w Londynie Borussię Dortmund 3:0. Tottenham zdemolował ówczesnego lidera Bundesligi, mimo że w obu meczach nie zagrali dwaj jego najważniejsi piłkarze - Harry Kane i Dele Alli. Pierwszego wyeliminowała kontuzja kolana, drugiego uraz uda. W sumie w tym sezonie obaj strzelili 31 goli i zanotowali 12 asyst.

Tottenham jednak awansował, bo pod nieobecność Kane'a, w rolę lidera wcielił się rozgrywający świetny sezon Heung-min Son. Na Wembley drugą bramkę w sezonie zdobył nawet obrońca - Jan Vertonghen - a gola strzelił też często marginalizowany napastnik - Fernando Llorente.

Mogą wszystko?

Son i Llorente byli też bohaterami ćwierćfinału, w którym Tottenham wyeliminował Manchester City. Koreańczyk zdobył jedyną bramkę w meczu na White Hart Lane, Hiszpan - w kontrowersyjnych okolicznościach - strzelił gola na 3:4 w rewanżu. Gola, który ostatecznie wypromował londyńczyków do półfinału.

A przecież na Manchesterze City bajka Tottenhamu miała się zakończyć. Zespół Pepa Guardioli w Premier League wygrywa mecz za meczem i, mimo niesamowitej postawy Liverpoolu, pewnie zmierza po obronę mistrzowskiego tytułu. Chociaż drużyna Pochettino nie wygrała w czterech poprzednich meczach z Manchesterem City, to w LM jej się to udało. Chociaż do rewanżu zespołowi Guardioli trzy gole na Etihad Stadium wbiło tylko Crystal Palace, to Tottenham w LM ten wyczyn powtórzył. I ponownie zrobił to bez Kane'a, który doznał kontuzji w pierwszym meczu na White Hart Lane.

W półfinale Tottenham trafił na Ajax, czyli drużynę, która podbiła serca kibiców w Europie stylem, w jakim wyeliminowała wcześniej Real Madryt i Juventus. Dla wielu to wicemistrzowie Holandii byli faworytem. Zwłaszcza po pierwszym meczu, w którym zespół Erika ten Haga wygrał na wyjeździe 1:0. Przed rewanżem angielskie media pisały, że mimo wyniku, kibice Tottenhamu i tak mają po co jechać do Amsterdamu. Bulwarówki wspominały jednak tylko o urokach miasta, a nie szansach zespołu na awans do finału.

Bo i jak można było wierzyć w awans, skoro kilka dni wcześniej zespół Pochettino przegrał 0:1 z Bournemouth, kończąc mecz w dziewiątkę? Jak można było wierzyć w wyjazdowe zwycięstwo londyńczyków, skoro w 10 ostatnich meczach poza domem przegrali dziewięciokrotnie? I w końcu jak można było wierzyć w awans Tottenhamu, który po 35 minutach przegrywał 0:2? Jak można było wierzyć w to, że Ajax po raz pierwszy w historii przegra mecz LM, w którym prowadził?

Tottenham kolejny raz w tej edycji LM pokazał, że w ich przypadku nie można napisać, że coś jest niemożliwe. - Możemy osiągnąć wszystko - mówił Pochettino przed pierwszym meczem z Ajaksem. I chyba nie znajdzie się odważny, który uważa, że jego piłkarze są odmiennego zdania. Nawet, jeśli finałowy rywal jest równie napędzony.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.