Jerzy Dudek przed Ligą Mistrzów: Liverpool potrafi ogrywać wielkie zespoły. Barcelonę też

- Każdy mówi to, co czuje. Możliwe, że dla Kloppa Camp Nou nie jest stadionem, który trzeba wymieniać wśród tych, na których atmosfera jest najlepsza - tłumaczy Jerzy Dudek, zwycięzca Ligi Mistrzów w barwach Liverpoolu w sezonie 2004/2005. Czy w środę na Camp Nou "The Reds" osiągną dobry wynik w pierwszym meczu półinałowym z Barceloną? Relacja na żywo w Sport.pl od godziny 21.00.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Barcelona - Liverpool w półfinale Ligi Mistrzów to po prostu szlagier. Ty, jako była gwiazda Liverpoolu, czekasz pewnie jeszcze bardziej?

Jerzy Dudek: - Oczywiście, że czuję duże emocje. To już jest półfinał, więc bardzo niewiele brakuje, żeby Liverpool po raz drugi z rzędu dotarł do finału. To by się zdarzyło pierwszy raz w historii Ligi Mistrzów i byłoby nawiązaniem do sukcesów z lat 70. i 80. XX wieku.

Zdarzy się?

- Przeciwnik jest bardzo wymagający, bardzo utytułowany, właśnie dzięki temu emocje przed meczami są na najwyższym poziomie.

Uważasz, że Barcelona to najtrudniejszy możliwy rywal? Mocniejszy niż Manchester City w półfinale poprzedniej edycji Champions League?

- Zdecydowanie! Moim zdaniem Barcelona jest mocniejsza niż City. Ale Liverpool potrafi ogrywać inne wielkie zespoły, jak choćby City. Czy Barcelonę też? Myślę, że tak. Ale Barcelona ma Leo Messiego, a to zawodnik praktycznie nie do zatrzymania. Chyba jedynym piłkarzem, który może zatrzymać Messiego jest on sam. Dlatego myślę, że Barcelona jest najtrudniejszym rywalem, z jakim Liverpool może się zmierzyć. Oczywiście to trzeba po prostu przyjąć, bo jeśli chce się wygrać Ligę Mistrzów, to trzeba pokonać wszystkich najlepszych. Okej, drabinka jest taka, że w drodze do finału można mieć trochę szczęścia, ale generalnie na szczęście nie ma co się oglądać. Martwiącym się o Liverpool przypominam, że jest jedynym angielskim zespołem, któremu się udało wygrać na Camp Nou. Mam nadzieję, że nasz wynik sprzed lat będzie w środę inspiracją dla chłopaków. Niech wyjdą na boisko z przekonaniem, że to jest możliwe.

Boisz się Messiego, jak każdy fan Liverpoolu, a czy widzisz w ekipie The Reds jakąś odpowiedź na Argentyńczyka? Rok temu przy okazji półfinałów z City Mohameda Salaha nazywałeś małym Messim, ale teraz Egipcjanin nie rozgrywa już tak dobrego sezonu. Liczysz, że mimo to w najtrudniejszym dwumeczu błyśnie? Jak w ogóle patrzysz na siłę całej ofensywy Liverpoolu? Może się równać z ofensywą Barcelony?

- Wydaje mi się, że tak, że ofensywa Liverpoolu może się równać z tą Barcelony. Przez kilka sezonów mówiło się o świetnych triach Barcelony i Realu, teraz można mówić, że jest świetne trio Liverpoolu. W zeszłym sezonie Salah, Firmino i Mane byli najlepszą ofensywą w Europie, moim zdaniem ciągle mają wielki potencjał i są w formie. Jeśli chodzi o Salaha, to jasne, że zeszły sezon miał magiczny i ciężko jest taki powtórzyć. Ale chociaż wszyscy mówią, że ten sezon jest dla Salaha trochę gorszy, to jednocześnie jest może nawet lepszy dla Mane i Firmino. Ci zawodnicy korzystają z tego, że uwaga rywali skupia się przede wszystkim na Salahu. Mają więcej możliwości, żeby się wykazać i to robią. A na Salaha trzeba uważać przez cały mecz, bo on w najbardziej nieoczekiwanym momencie potrafi zrobić taką akcję, która przesądzi o wyniku. Zachowując proporcje, on mi bardzo przypomina Messiego i tą umiejętnością, i stylem gry, poruszania się.

Tak komplementujesz Messiego, że może zaraz powiesz, że to on jest najlepszy na świecie, a nie Cristiano Ronaldo, po stronie którego stajesz, odkąd zostaliście kolegami w Realu Madryt?

- Tu można przytaczać przeróżne statystyki - liczbę wygranych trofeów, zdobytych goli, asyst, nawet który z nich jak często jest faulowany, a chyba nie da się powiedzieć, że któryś jest lepszy. Ja oczywiście sympatyzuję z Cristiano, bo graliśmy razem i mogłem go oglądać w codziennej pracy. Ale z nim i z Messim jest jak z lamborghini i ferrari - oba auta są świetne, choć wyglądają trochę inaczej. Może jak Messi i Cristiano zakończą swoje kariery, to będzie łatwiej ocenić, który był lepszy. Teraz cieszmy się, że żyjemy w mega fajnych czasach, w których możemy podziwiać dwóch geniuszy. Pamiętam czasy gry w Realu - wszyscy tam wspominali Alfredo Di Stefano, przypominali, ile bramek strzelał i wydawało się, że tego się nie da powtórzyć. A jednak Cristiano pokazał, że chociaż czasy się zmieniły i piłka jest inna niż w epoce Di Stefano, to nadal można strzelać nieskończoną liczbę bramek. On i Messi robią niesamowite rzeczy.

Masz kontakt z legendami Liverpoolu, powiedz więc jakie są nastroje wśród nich przed meczami z Barceloną.

- W Liverpoolu są wielkie nadzieje na sukces i jest ogromna wiara w Kloppa. Wszystkim się podoba, jak zespół jest prowadzony i budowany. W Liverpoolu grają młodzi zawodnicy, 90 procent z nich ma umowy długoterminowe, więc cieszy to, co się dzieje już dzisiaj, a bardzo dobrze zapowiadają się dalsze lata. Barcelonę koledzy darzą bardzo dużym szacunkiem, nikt nie jest na tyle lekkomyślny, żeby powiedzieć: "okej, bez problemu sobie damy radę i zagramy w finale". Ale wszyscy wspominamy 2007 rok, gdy w trudnym dla nas momencie byliśmy bardzo zmobilizowani i zmotywowani, dzięki czemu w 1/8 finału ograliśmy Barcelonę na wyjeździe i awansowaliśmy dalej, w końcu docierając aż do finału. Niestety, finał z Milanem przegraliśmy, ale pokonanie Barcelony było bardzo cenne. Dzisiaj moje pokolenie motywuje chłopaków, przypominając im tamten dwumecz.

Jesteś zaskoczony tym, co powiedział Juergen Klopp na przedmeczowej konferencji o Camp Nou? Stwierdzenie, że to tylko duży stadion, a nie świątynia futbolu ma jakoś zmotywować graczy Liverpoolu? Może być tak, że trener chce, żeby na trybunach było piekiełko, bo jego zawodnikom takie warunki służą?

- Odbieram to tak, że po prostu każdy mówi to, co czuje. Możliwe, że dla Kloppa Camp Nou nie jest stadionem, który trzeba wymieniać wśród tych, na których atmosfera jest najlepsza. Trzeba powiedzieć prawdę - atmosfera na stadionie w Barcelonie, tak samo jak i na stadionie Realu w Madrycie, to nie jest atmosfera, której zawsze doświadcza się na angielskich stadionach. Pasja kibiców jest w tych krajach zupełnie inna. Może to miał na myśli Klopp. On jest przyzwyczajony do Anfield Road, to jest wyjątkowy stadion. Atmosfera na obiekcie Liverpoolu i na obiekcie Barcelony to naprawdę dwie zupełnie różne bajki. Może nie jestem obiektywny, ale Anfield jest naprawdę dużo lepsze, ma dużo lepszą, piłkarską atmosferę.

Co według Ciebie bardziej ucieszyłoby Anfield w tym sezonie - wygranie Ligi Mistrzów czy ligi angielskiej? Gdybyś miał wybrać zwycięstwo w jednych rozgrywkach, to które byś wskazał?

- Ojej, science-fiction. Bardzo chciałbym zwycięstwa w obu rozgrywkach, szczególnie w jednym roku. Wszyscy mówią, że obecny Liverpool to jest zespół wart takich sukcesów, ale na razie takich wygranych mu brakuje. Jeżeli wygrają Ligę Mistrzów, to absolutnie staną się zawodnikami legendarnymi. Ale gdybym musiał wybierać, to na pewno wolałbym triumf w Premier League. My wygraliśmy Ligę Mistrzów w 2005 roku, czyli ona w tej nowoczesnej historii Liverpoolu już została zdobyta. Natomiast na wygranie Premier League czekamy już 29 lat. Dlatego moim zdaniem przyszedł czas przede wszystkim na ligę angielską.

Więcej o: