Tottenham dokonał niemożliwego. Historyczny sukces osiągnięty na przekór logice

Chociaż awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów zespół Mauricio Pochettino wyszarpał na pięć minut przed końcem ostatniego meczu w grupie, a w ostatnich spotkaniach musiał radzić sobie bez największych gwiazd, to i tak w tym sezonie osiągnął historyczny rezultat. We wtorek Tottenham zagra z Ajaksem w półfinale Ligi Mistrzów.
Zobacz wideo

35 lat - tyle czasu minęło, odkąd Tottenham ostatni raz zagrał w półfinale europejskich rozgrywek. Wtedy był to Puchar UEFA, który londyńczycy ostatecznie wygrali, pokonując w finale RSC Anderlecht. We wtorek drużyna Mauricio Pochettino zagra z Ajaksem w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów. W 27-letniej historii rozgrywek Tottenhamu na tym etapie jeszcze nie było. I aż trudno uwierzyć, że udało im się to w tym sezonie. Sezonie pełnym zwrotów akcji, kontuzji i niespodzianek. Sezonie, do którego Tottenham podszedł bez choćby funta wydanego na transfery.

Dokonali niemożliwego

Była 85. minuta ostatniego meczu fazy grupowej LM, kiedy Lucas Moura dał Tottenhamowi awans do 1/8 finału. Brazylijczyk wykorzystał podanie Harry'ego Kane'a i kilka minut później piłkarze Pochettino mogli świętować sukces. Sukces, którego nie byłoby bez remisu 1:1 w rozgrywanym równolegle meczu Interu z PSV. Sukces, w który po trzech kolejkach, mało kto wierzył.

Bo Tottenham obecną LM zaczął bardzo źle, od porażek z Interem (1:2) i Barceloną (2:4) oraz remisu z PSV (2:2). Po trzech kolejkach zespół Pochettino tracił pięć punktów do Włochów i aż osiem do Hiszpanów. Sen o awansie przedłużyły minimalne, domowe zwycięstwa z PSV (2:1) i Interem (1:0). Spełnił go wywalczony w ostatniej chwili remis z Barceloną. Remis, którego mogło nie być, bo minutę przed golem Lucasa, w słupek trafił Philippe Coutinho.

- Wykonaliśmy misję, która wielu wydawała się niemożliwa do wykonania. Ja jednak nigdy nie przestałem wierzyć. Wyszarpaliśmy awans, zasłużyliśmy na niego. Z grupy wychodzą Barcelona i Tottenham, czyli dwie najlepsze drużyny w stawce - powiedział Pochettino po meczu na Camp Nou.

Stadion, który nie był domem

Nie byłoby awansu Tottenhamu, gdyby nie sześć punktów wywalczonych z Interem i PSV na własnym stadionie. Własnym, ale jednak obcym. Chociaż londyńczycy na Wembley grali od początku poprzedniego sezonu, to na największym stadionie w Anglii nigdy nie czuli się komfortowo. Piłkarze i kibice Tottenhamu niejednokrotnie podkreślali, że czują się, jakby każdy mecz grali na wyjeździe. Wszystko przez przedłużającą się budowę nowego White Hart Lane. Chociaż nowy stadion "Kogutów" miał zostać oddany do użytku we wrześniu, zawodnicy Pochettino pierwszy raz zagrali na nim niespełna miesiąc temu.

Mimo że Tottenham na Wembley nie czuł się jak w domu, to właśnie tam rozegrał najlepszy mecz w sezonie. W pierwszym spotkaniu 1/8 finału zawodnicy Pochettino pokonali w Londynie Borussię Dortmund 3:0. Tottenham zdemolował ówczesnego lidera Bundesligi, mimo że w obu meczach nie zagrali dwaj jego najważniejsi piłkarze - Harry Kane i Dele Alli. Pierwszego wyeliminowała kontuzja kolana, drugiego uraz uda. W sumie w tym sezonie obaj strzelili 31 goli i zanotowali 12 asyst.

Tottenham jednak awansował, bo pod nieobecność Kane'a, w rolę lidera wcielił się rozgrywający świetny sezon Heung-min Son. Na Wembley drugą bramkę w sezonie zdobył nawet obrońca - Jan Vertonghen - a gola strzelił też często marginalizowany napastnik - Fernando Llorente.

Mogą wszystko?

Son i Llorente byli też bohaterami ćwierćfinału, w którym Tottenham wyeliminował Manchester City. Koreańczyk zdobył jedyną bramkę w meczu na White Hart Lane, Hiszpan - w kontrowersyjnych okolicznościach - strzelił gola na 3:4 w rewanżu. Gola, który ostatecznie wypromował londyńczyków do półfinału.

A przecież na Manchesterze City bajka Tottenhamu miała się zakończyć. Zespół Pepa Guardioli w Premier League wygrywa mecz za meczem i, mimo niesamowitej postawy Liverpoolu, pewnie zmierza po obronę mistrzowskiego tytułu. Chociaż drużyna Pochettino nie wygrała w czterech poprzednich meczach z Manchesterem City, to w LM jej się to udało. Chociaż do rewanżu zespołowi Guardioli trzy gole na Etihad Stadium wbiło tylko Crystal Palace, to Tottenham w LM ten wyczyn powtórzył. I ponownie zrobił to bez Kane'a, który doznał kontuzji w pierwszym meczu na White Hart Lane.

Teraz na drodze Tottenhamu stanie Ajax, czyli drużyna, która stylem, w jakim wyeliminowała Real Madryt i Juventus na nowo podbiła serca kibiców w Europie. Jeśli wziąć pod uwagę potencjał młodych gwiazd Erika ten Haga, to Holendrzy są faworytem dwumeczu. Zwłaszcza, że we wtorek w Londynie nie zagra wciąż kontuzjowany Kane i zawieszony za kartki Son. Tottenham będzie pozbawiony dwóch najważniejszych żądeł, w sobotę przegrał u siebie 0:1 z West Hamem. Ale czy w ich przypadku można napisać, że cokolwiek w tej LM może im się nie udać?

- Możemy osiągnąć wszystko - powiedział w poniedziałek Pochettino. I chyba nie znajdzie się odważny, który uważa, że jego piłkarze są odmiennego zdania.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.