Ajax to najlepsze, co przytrafiło się tej edycji Ligi Mistrzów. Nie da się nie kibicować szalonej bezczelności

Chwila trwa. Ajax po wyjściu z grupy wyeliminował obrońcę trofeum Real Madryt, a w ćwierćfinale poradził sobie z głównym faworytem. Juventus, mimo gola Cristiano Ronaldo, odpadł z rozgrywek. Ajax uwodzi, przywraca wiarę w efektowność, gra na miarę fantastycznej ekipy z lat '90 i jest na najlepszej drodze do powtórzenia ich osiągnięć.
Zobacz wideo

To najlepsze, co przytrafiło się tej edycji Ligi Mistrzów. Ajax pokazał, że o tych rozgrywkach nie wiemy jeszcze wszystkiego, że wciąż jest miejsce dla mądrego, młodego zespołu. Że można wyeliminować Real Madryt nie tracąc swojej tożsamości, że da się przeciwstawić Juventusowi nie wykonując kroku wstecz. I wreszcie – że efektowny futbol może iść w parze ze skutecznością. To chyba najważniejsze w czasach powściągliwości i stawiania efektu ponad wszystko inne. A patrząc na całą edycję, bez szukania wielkich słów – Ajax to najprzyjemniejszy zespół do oglądania. Piękny i nieobliczalny. Pozbawiony chłodnej kalkulacji.

Bramki po zwykłych akcjach

Zawodnicy Erika Ten Haga nawet przeciwko Juventusowi podawali w polu karnym piętami, grali na małej przestrzeni, nie bali się, szalonego momentami, pressingu rywala. Czasami tego lukru było wręcz za dużo – po godzinie gry Hakim Ziyech mógł uderzać na bramkę Wojciecha Szczęsnego, ale szukał jeszcze w polu karnym Donny’ego van de Beeka. Kilka minut później, David Neres zamiast kończyć błyskawicznie przeprowadzoną kontrę, podawał. Piętą oczywiście. Akcji, w których wykonano o jedno podanie za dużo było więcej, ale jaki Ajax jest, każdy już wie. Nawet przez myśl nie przeszło im cofniecie się i bronienie korzystnego wyniku. Chcieli więcej – ruszyli po trzecią bramkę, zdobyli ją, ale sędzia po konsultacji VAR dostrzegł, że był minimalnie spalony.

Paradoks polega na tym, że uznane bramki, Holendrzy zdobywali po akcjach zupełnie zwyczajnych. Ziyech nie chciał przecież podawać do van de Beeka przy pierwszym golu. Złożył się do strzału wolejem uderzył z całej siły, ale na drodze do bramki stał akurat van de Beek i wyszła z tego fantastyczna asysta wprowadzająca go w pole karne na spotkanie sam na sam z Wojciechem Szczęsnym. Drugi gol? Rzut rożny, mocne dośrodkowanie, celne uderzenie głową Matthijasa de Ligta. I awans na wyciągnięcie ręki.

Ajax wciąż chciał więcej

Środek pola w tym meczu przypominał mrowisko. Mnóstwo ruchu, zamieszania, sporo strat obu zespołów, zazwyczaj wymuszonych wściekłym pressingiem rywala. Jak szaleni biegali Emre Can i Blaise Matuidi. Pożyteczny w defensywie był też Miralem Pjanić. I mimo dobrej postawy pomocników Juve, zawodnicy ten Haga nie przegrali tej bitwy. Odpowiadali bowiem tym samym.

Różnicę było widać dopiero po przerwie, gdy piłkarze Juventusu właściwie przestali grać w piłkę. Jakby nie mieli już pomysłu, sił, chociaż ostatni ligowy mecz zagrali rezerwowym składem. Po zmianie stron nie stworzyli groźnej akcji pod bramką Andre Onany, za to sami musieli wiele razy polegać na Wojciechu Szczęsnym, co udawało się do 67. minuty. Polak fantastycznie zatrzymał Ziyecha, gdy rzucił się w prawą stronę, ale w przeciwnym kierunku wyciągnął lewą ręką i odbił jego strzał. W równie efektowny sposób obronił uderzenie van de Beeka, przenosząc piłkę nad poprzeczką. Tej interwencji gratulował mu Cristiano Ronaldo. Ale przy bramce de Ligta był bez szans.

Portugalczyk zrobił w tym dwumeczu swoje. Trafił w Amsterdamie dając remis, a w pierwszej połowie rewanżu wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego, przebiegł w polu karnym Ajaksu kilkanaście metrów, szerokim łukiem omijając obrońców. Gdy ci przepychali się między sobą (De Ligt popchnął Veltmana, sędzia zanim uznał bramkę, sprawdzał to zagranie na powtórce wideo), on wpakował piłkę do siatki. Zostawiony sam nie musiał nawet wyskakiwać – przyłożył głowę do piłki i dał Juventusowi prowadzenie.

To jednak nie wystarczyło na Ajax, który nieliczne błędy maskuje akcjami, jakich na co dzień się nie ogląda. Przecież David Neres częściej podaje piętą niż wewnętrzną częścią stopy, Dusan Tadić jest mistrzem wykorzystywania przestrzeni, a Ziyech mógł skończyć ten mecz z dwoma golami. Naprawdę, trudno nie kibicować tej drużynie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA