Marcin Rosłoń: Dla mnie największym faworytem jest niezmiennie Barcelona. Grają niesamowity sezon w Hiszpanii, a Leo Messi wyprawia cuda. Manchester City ma już jedno trofeum. Jest też coraz bliższy wygrania Pucharu Anglii, a w lidze walczy wciąż o mistrzostwo z Liverpoolem. Wydaje mi się, że nikt na Wyspach nie dowierza, że zespół Jurgena Kloppa może skończyć sezon ligowy na pierwszym miejscu. „Obywatele” mają niesamowity potencjał w składzie. Jednym z moich ulubionych piłkarzy Manchesteru jest Bernardo Silva. Zawsze coś daje drużynie, bez względu na to, czy gra cały mecz, czy tylko w końcówce. Manchester City można by wymieniać jednym tchem z Barceloną jako głównych faworytów do wygrania tej edycji Ligi Mistrzów. Jakoś podskórnie jednak czuję, że to ekipa z Katalonii ma większe szanse na triumf.
- Liczę na spektakularny mecz na pięknym nowym stadionie „Kogutów”. Bardzo kibicowałem Tottenhamowi, jako zespołowi, który nie szastał pieniędzmi, a jednocześnie pod wodzę Mauricio Pochettino regularnie robił postępy. Liga Mistrzów to chyba ostatnia szansa, by ta formuła się nie wyczerpała. W Premier League Tottenham nie liczy się już walce o mistrzostwo. Musi martwić się o to, by w ogóle załapać się na podium, bo konkurencja jest bardzo duża. Pochettino ostatnio między wierszami daje do zrozumienia właścicielowi klubu, że potrzebne są w końcu wielkie pieniądze na wzmocnienia.
- Pewnie tak, ale żeby ściągnąć gwiazdy, to wpierw trzeba coś ugrać. „Koguty” muszą się zakwalifikować do następnej edycji Ligi Mistrzów. To obecnie największe zmartwienie Pochettino. Jego piłkarze roztrwonili przewagę nad czwartą drużyną w Premier League i muszą mocno walczyć o podium. Tottenham musi dziś zagrać koncert z Manchesterem, jak z Realem Madryt na Wembley , gdy dwa lata temu wygrał 3:1. Harry Kane jest już zdrów i znów dużo zależy od niego. Choć paradoks polega na tym, że bez Anglika „Koguty” grały całkiem dobrze, a gdy wrócił, to strzela gole, ale zespół prezentuje się gorzej.
- Wiadomo, że piłkarze „Czerwonych Diabłów” nie będą mieli ani posiadania piłki, ani wielu sytuacji pod bramką przeciwnika. Barcelona będzie dominować . Manchester nauczony doświadczeniem, że nic dwa razy się nie zdarza, spróbuje nie przegrać, bo w Katalonii o dobry wynik może być jeszcze trudniej. Choć z drugiej strony fani United akurat z Camp Nou mają świetne wspomnienia. To na tym stadionie w 1999 roku odbył się pamiętny finał Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. Wydaje mi się jednak, że Manchester w tej edycji rozgrywek wyczerpał już w Paryżu limit szczęścia i na to nie może liczyć.
- Oczywiście będzie to dla nich trudne zadanie, ale jak za bardzo patrzy się na Argentyńczyka, to wtedy inni zaczynają błyszczeć. Tak, jak np. Luis Suarez, który strzelił gola w ostatni weekend z Atletico Madryt. Barcelona jest zdecydowanym faworytem tego dwumeczu i w Anglii mało kto liczy na to, że United mogą stoczyć wyrównaną rywalizację. Nadzieja w tym, że piłkarze Ole Gunnara Solskjaera będą natchnieni po wyeliminowaniu PSG.
- Patrzę na to przez pryzmat czasów, które się zmieniają. Dziś dominuje u właścicieli klubów brak cierpliwości do budowania czegoś w dłuższej perspektywie. Kontrakty z trenerami podpisywane są niby na kilka lat, ale zerwać umowę to obecnie żaden problem. Nim było 13 tytułów mistrzowskich w Premier League, Ferguson przez kilka sezonów niczego nie wygrywał. Mimo to, zaufano mu, a on zbudował coś wielkiego i chyba już niepowtarzalnego. Długie kadencje przechodzą do historii. Gdy dziś ktoś pracuje w jednym klubie trzy lata, to wydaje się, jakby to trwało dekadę. Solskjaer przyszedł po Jose Mourinho i od razu natchnął zespół w dobrą stronę. Teraz jednak czeka go trudniejsze zadanie. Musi potwierdzić swoje umiejętności.
- Po tym, co „The Reds” pokazali w Monachium wydaje się, że nie powinni mieć żadnych problemów z wyeliminowaniem FC Porto. Liverpool marzy też o tym, by wreszcie wygrać Premier League. O to będzie jednak ciężko, bo na każde jego zwycięstwo, Manchester City natychmiast ma odpowiedź w postaci kolejnej wygranej. „The Reds” większe szanse na sukces mają chyba w Europie. Mają Virgila van Dijka, który jest niezastąpiony i tercet ofensywny, którego obawiać muszą się wszyscy rywale. Liverpool w dwumeczu z Porto musi po prostu zrobić swoje. Myślę, że Klopp ma tego świadomość i będzie uczulał swoich zawodników, by nie czuli się przed meczem zbyt pewni siebie.
- Widzę w tym pewną okresowość. Pamiętamy niemiecki finał Ligi Mistrzów w 2013 roku. Potem dominowały kluby z Hiszpanii. Teraz lepiej radzą sobie zespoły z Anglii. Zaprocentowało wreszcie ściąganie na Wyspy nie tylko czołowych piłkarzy, ale i trenerów. Jurgen Klopp, Pep Guardiola czy Unia Emery wzmocnili Premier League.
- Arsenal potrafi grać w pucharach. Ostatnia wpadka z Evertonem w lidze była nieco przypadkowa. Zobaczymy, jak Emery ustawi zespół na mecz z Napoli. Widać, że Hiszpan jest obecnie na tym etapie, co Klopp trzy lata temu w Liverpoolu. Przejął drużynę i musi sprzątać po kimś innym.
- Myślę, że nie zatrzyma i raczej wszyscy w Londynie mają tego świadomość. Hazard wypuszcza jasne sygnały, że Zinedine Zidane to jego idol z dzieciństwa. Francuz zaś otwarcie mówi, że taki piłkarz przydałby mu się w Realu. W Madrycie będą szukali nowych idoli, nowych gwiazd. Belg spełnia wszelkie kryteria, by dołączyć do „Królewskich”. Pierwsza bramka z West Hamem to był Hazard ze swoich najlepszych czasów. Dla reprezentanta Belgii transfer do Realu to jedyna szansa, by stać się kimś na miarę Messiego i Ronaldo. Może to będzie trudne do zrealizowania, ale jeśli nie przejdzie na Bernabeu, to w Chelsea mu się to na pewno nie uda.
Myślę, że tak. Jak tylko był zdrowy, to ciągnął ten zespół. Gdyby wczoraj nie zagrał, to pewnie skończyłoby się remisem 0:0 lub wymęczonym zwycięstwem gospodarzy. Jest tak lubiany w Londynie, że jak przyjedzie kiedyś z Realem na Stamford Bridge, to wszyscy kibice zgotują mu owację na stojąco.