Super Liga Mistrzów. Tak wielkie kluby chcą nam zarżnąć ekstraklasę

Widmo nowej Super Ligi Mistrzów pojawiło się na horyzoncie. Andrea Agnelli, szef Juventusu, który w tym tygodniu informował o pracach nad nowymi rozgrywkami, zapowiada, że powstanie liga, która przebije przychodami amerykańską NFL. Włoch wyraził nadzieję, że zapłacą za to kibice z Azji. Wszystko jednak wskazuje, że wielkie kluby utuczą się przede wszystkim kosztem biedaków z Europy.
Zobacz wideo

Jak będzie wyglądać ta nowa Super Liga Mistrzów oficjalnie nie wiadomo. W mediach powtarzane są tylko przecieki z tajnych obrad. Rozgrywki mają mieć trzy szczeble po 32 drużyny - co ma odpowiadać mniej więcej obecnej Lidze Mistrzów, Lidze Europy i nowej Lidze Europy 2, którą UEFA ma wprowadzić w 2021 r. W każdym ze szczebli rozgrywek mają być cztery grupy po osiem zespołów, z których po cztery najlepsze awansowałyby do 1/8 finałów. Między poszczególnymi szczeblami byłyby możliwe spadki i awanse. Rozgrywki ruszą w sezonie 2024/25.

Dokładnie nie wiadomo, jak miałoby to wszystko wyglądać, ale najważniejszy jest fakt, że meczów ma być znacząco więcej i w związku z tym więcej transmisji telewizyjnych. A głównym sposobem na gwałtowne zwiększenie przychodów ma być, jak na razie głoszą tylko plotki, przeniesienie meczów na weekend. Nikt na razie tego nie potwierdził, ale przecież trudno sobie wyobrazić, żeby NFL miała rzucić wyzwanie liga wciśnięta w środek tygodnia.  

Dla kibica z Azji? 

Pomysłodawcy zmian mają tu wygodny pretekst. Weekendowe mecz są przede wszystkim dla kibica z Azji. Dlatego mają być już od 15:00. Nawiasem mówiąc, dla Dalekiego Wschodu to wcale nie jest prime time. W Pekinie jest wtedy 22:00, a w Tokio 23:00. Wygodniej będzie dla kibica w Indiach - 19:30. Ale Indie to dla piłki nożnej kraj specyficzny. Słaba krajowa liga jest tam wielokrotnie bardziej popularna niż najlepsza z zagranicznych pod tym względem - Premier League. Zresztą w Chinach jest podobnie. Kto zerkał na dane oglądalności z tego kraju ten wie, że krajowa liga przyciąga 4-5 razy więcej widzów niż największe hity z Europy. To przekonanie, że setki milionów widzów z Azji z zapartym tchem śledzi lub będzie śledzić hitowe mecze w Europie mocno zalatuje kolonialnym poczuciem wyższości rodem z XIX wieku i nie ma odzwierciedlenia w faktach.

Prawdziwa Ziemia Obiecana Ligi Mistrzów rozciąga się od Portugalii po Rosję i od Islandii po Izrael. To stacje telewizyjne ze Starego Kontynentu płacą za transmisje telewizyjne najwięcej. I pomysłodawcy nowej Super Ligi Mistrzów doskonale zdają sobie z tego sprawę, że w tym sezonie Ligi Mistrzów 48 procent przychodów telewizyjnych pochodzi z raptem pięciu krajów: Włoch, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Hiszpanii.

Jest tylko jeden problem. Rynek europejski jest już nasycony. To znaczy trudno wydębić od płatnych telewizji więcej pieniędzy. A to przecież one w największym stopniu decydują o bogactwie piłki nożnej.  

Ostatnio przekonała się o tym Premier League, która sprzedała krajowe prawa do transmisji za niższą sumę niż w poprzednio - i to aż o 500 mln funtów. Wcześniej liga angielska miała też problem ze sprzedażą transmisji do Niemiec. Nie chciała ich żadna telewizja. A całkiem niedawno okazało się, że - okrzyczana już w momencie negocjacji przełomową - umowa na transmisje telewizyjne na Facebooku w ogóle nie dojdzie do skutku. Wielkie kluby już doskonale rozumieją, że w obecnej formule nie mają żadnych szans, by w dłuższej perspektywie stale poprawiać wyniki finansowe.

Jak wykosić konkurencję?

I z tego przekonania, że stara formuła się wyczerpała, w gronie najbogatszych klubów świata narodził się pomysł, by zwiększyć przychody przez wykoszenie konkurencji. Bo czym innym jest przeniesienie meczów europejskich pucharów z dni powszednich na weekendy? 

Doskonałym pomocnikiem w wykoszeniu konkurencji jest dla wielkich klubów UEFA. Dlatego Europejskie Stowarzyszenie Klubów tworzy nowe rozgrywki pod patronatem europejskiej centrali, która swoimi przepisami po prostu zakazuje pod groźbą kar finansowych rozgrywania meczów ligowych w porach meczów europejskich rozgrywek.

W ten sposób krajowe ligi zostaną pozbawione najlepszego czasu antenowego w czasie co najmniej 21 weekendów. Biorąc pod uwagę, że będą to najbardziej atrakcyjne dla kibiców terminy jesienne i wiosenne, takie posunięcie dosłownie odbierze tlen ligom krajowym i zepchnie je na margines. Aż trudno uwierzyć, że UEFA mogłaby się zdecydować na taki krok. Ale słowa Agnelliego, który mówił, że od 2024 r. wszystkie ligi w Europie trzeba będzie skroić na jedno kopyto, dokładnie o tym właśnie mówią. To UEFA, a nie lokalne organizacje, określi wszystkim kibicom w Europie, kiedy mają chodzić na mecze ulubionych drużyn.  

Oczywiście na zepchnięciu do drugorzędnej roli stracą wszystkie ligi. Te bogatsze może nawet więcej niż te biedniejsze, ale straty będą odczuwać tylko małe kluby, które nie kwalifikują się do europejskich rozgrywek. Te bogate i wielkie straty z krajowego podwórka odbiją sobie z nawiązką w międzynarodowych rozgrywkach. Tym bardziej, że w Lidze Mistrzów pieniądze dostaje się za wyniki, a bogaci i wielcy wygrywają dużo częściej niż biedni i słabi, oraz za atrakcyjność medialną, która polega głównie na wielkości rynku rodzimego. Efekt jest taki, że kluby z Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Niemiec dostają 75 procent z puli gratyfikacji finansowych w europejskich rozgrywkach. W krajowych ligach podział pieniędzy jest o wiele bardziej wyrównany.  

Reforma nowej Super Ligi Mistrzów w takiej formie byłaby szczególnie bolesna dla ekstraklasy, która ze względu na nasz klimat ma długą przerwę zimową. 19 weekendów oddanych superrozgrywkom byłoby więc szczególnie bolesne. A po drugie, kluby odstają nawet od europejskich średniaków i rzadko przebijają się przez eliminacje do fazy grupowej międzynarodowej rywalizacji. Nawet najlepsze nasze kluby miałyby małą szansę, by spadek wpływów na krajowym podwórku powetować sobie w europejskich rozgrywkach.

Na koniec warto jeszcze wrócić do wspomnianej na początku NFL. Ciekawe czy pomysłodawcy Super Ligi Mistrzów wiedzą, że w sezonie zasadniczym NFL ma zakaz rozgrywania meczów w piątki i soboty? Piątek jest bowiem zarezerwowany na rozgrywki drużyn szkół średnich, a soboty dla uniwersyteckich. Dopiero, gdy te niższe ligi kończą sezon, NFL gra też w sobotę. W Ameryce doskonale zdają sobie sprawę, że wzrost wielkich nie może zarżnąć malutkich.

Więcej o: