Cristiano Ronaldo to mistrz trash-talkingu. Po meczu wymownie machał do kamery [Komentarz]

Po pierwszym meczu swoją historią tylko się chwalił, w rewanżu pisał ją dalej. Cristiano Ronaldo strzelił Atletico trzy gole i razem z Juventusem awansował do ćwierćfinałów. Jeśli mistrzowie Włoch utrzymają poziom z wtorkowego meczu, to Portugalczykowi może wkrótce zabraknąć palców do chwalenia się wszystkimi triumfami w Champions League.
Zobacz wideo

Gdy wychodził wściekły ze stadionu, po porażce z Atletico Madryt w pierwszym meczu, przypomniał stojącym obok dziennikarzom, że pięć razy wygrywał Ligę Mistrzów. O pięć więcej niż Atletico. Chciał uciszyć krytyków i dopiec kibicom, którzy przez cały mecz gwizdali, gdy tylko przyjmował piłkę. Ciszy nie było. Wybuchła głośna dyskusja o szacunku do rywala i o stawaniu siebie ponad zespołem. Mówiło się, że Cristiano Ronaldo to prowokator, a w dodatku narcyz i egoista. Przywołano wszystkie te określenia, które wracają do niego regularnie od kilkunastu lat.

Cristiano Ronaldo zatankował do pełna

Pięć wyciągniętych do kamery palców było jedynym argumentem jaki miał po słabym meczu. Wtedy odwołał się do historii, ale już dwa tygodnie później pisał ją dalej. Argumentem znów były nogi, dzięki którym wybijał się ponad Juanfrana i głowa, którą zdobył dwie z trzech bramek. Przed rewanżem wciąż chodził i powtarzał, że strzeli trzy gole i jeśli obrońcy zagrają lepiej niż w pierwszym meczu, to Juventus awansuje. Wbrew historii, statystykom i tym przeklętym środkowym obrońcom, którzy dotychczas zawsze go zatrzymywali. Zarażał takim myśleniem wszystkich dookoła.

Prowokował już nie kibiców, a swoich kolegów do ciężkiej pracy. Wojciech Szczęsny zwrócił uwagę w rozmowie z dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, że dawno nie widział takiej determinacji i zaangażowania podczas treningów. Dzięki gestowi z mixed zony, reszta kolegów mogła zyskać dodatkową wiarę w awans. Obok nich był przecież piłkarz, który z fazy pucharowej najtrudniejszych rozgrywek zrobił swoje podwórko, na którym się bawi, świętuje sukcesy i rozstawia po kątach słabszych od siebie. Ronaldo z takich samych opresji wyciągnął już Real Madryt, gdy w rewanżu z Wolfsburgiem też strzelił trzy gole i w pojedynkę przesądził o awansie, a później w finale pokonał Atletico. Dlaczego miałby tego nie powtórzyć?

Jeśli Diego Simeone wkrótce osiwieje to będzie to wina Cristiano. Zatrzymywał zespół „Cholo” już w ćwierćfinale, półfinale, dwukrotnie w finale Ligi Mistrzów, a we wtorek wyeliminował jego drużynę w 1/8. Strzelił trzy gole i powtórzył gest trenera Atletico z pierwszego meczu, gdy ten odwrócił się w stronę kibiców i „pokazał cojones”. Ronaldo po dwóch tygodniach udowodnił czyje „cojones” są większe.

Mistrz „trash-talkingu”, czyli psychologicznej rywalizacji

Dwa razy pokonał Oblaka głową, a w końcówce meczu z rzutu karnego, gdy presja była ogromna. Ronaldo napędza się presją. Dwa tygodnie temu podniósł rękę i zatankował do pełna, chociaż pewnie miał świadomość, że te pięć palców może do niego wrócić tak szybko, jak stało się to w przypadku gestu Simeone. On jednak na tym paliwie chce dojechać aż do finału.

Co zrobił po wyeliminowaniu Juve? Schodząc z boiska znów machał przed obiektywem palcami. Tym razem trzema. To trash-talking, czyli zagrywka w sporcie obecna od lat. - To gra. Psychologiczna gra, która sprawia, że przeciwnik może świetnie grać w kosza, ale przez to co robisz lub mówisz traci równowagę i kilka procent swoich umiejętności. Zawsze o to mi chodziło – tłumaczył Michael Jordan, jeden z mistrzów tej „dyscypliny”. Trash-talking niesie ze sobą ryzyko, o którym wspomniałem. Mike Tyson chociażby – przed walką z Lennoxem Lewisem odgrażał się, że najpierw wykończy przeciwnika w ringu, wyrwie jego serce, a na końcu zje jego dzieci. Padł w ósmej rundzie. Dostał cios, a później rykoszetem za to co wygadywał przed walką. Jak zrobić to z klasą? Zinedine Zidane w finałowym meczu z Włochami był notorycznie ciągnięty za koszulkę przez rywali. – Jeśli tak bardzo ją chcesz, przyjdź po meczu – powiedział do Marco Materazziego.

Diego Maradona mówił, że w Cristiano najbardziej imponuje mu odpowiedzialność jaką bierze za zespół w kluczowych momentach. Nigdy jej nie unika, zawsze stoi w pierwszym szeregu, bardzo rzadko zawodzi. – Kupiliśmy go, bo strzela ważne gole – stwierdził Massimiliano Allegri. We wtorek podszedł do karnego i wykonał go najpewniej jak to możliwe. Rozbieg, mocny strzał i bez żadnego zatrzymania biegł w kierunku chorągiewki, by cieszyć się z kolejnego hattricka w Lidze Mistrzów. Ma ich najwięcej w historii tych rozgrywek, podobnie zresztą jak: goli u siebie i na wyjeździe, bramek w fazie grupowej i pucharowej, trafień z rzutów wolnych i karnych oraz asyst.

W tej edycji do rewanżu z Atletico strzelił tylko jednego gola. Obudził się jednak, gdy był najbardziej potrzebny. – Po to kupił mnie Juventus – powiedział po świetnym meczu. Co za skromniś!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.