• Link został skopiowany

Liga Mistrzów. Historyczna trauma PSG. "Lepiej zjeść gó**o, niż mówić"

Klątwa PSG i koszmar. Kolejną traumatyczna porażkę, eliminującą PSG z ćwierćfinału Ligi Mistrzów można określać różnie. Jeden z piłkarzy stwierdził, że "lepiej zjeść gó**o, niż mówić". Rozliczanie graczy jednak trwa, szejkowie robią dobrą minę do paryskiej gry, a kibice bawią się w wybieranie największego upokorzenia katarskiej ery.
FRANCOIS MORI/AP
Zobacz wideo

Po dwóch wiosnach z rzędu kiedy mecze ośmiu najlepszych drużyn w Europie oglądali w telewizji, paryżanie będą musieli usiąść przed odbiornikami jeszcze raz. Od awansu do ćwierćfinału Champions League dzieliło ich kilka minut, ale znów coś poszło nie tak. Co i jakie to będzie miało konsekwencje? Można przypuszczać, pytać i strzelać. Szanse, że będzie się strzelało lepiej niż PSG w starciu z Manchesterem United i tak są przecież spore.

Historyczna trauma

Najpierw jednak kilka faktów, bo one dobrze obrazują skalę francuskiego problemu. Problemu, z którego jeśli piłkarze i szejkowie zdadzą sobie sprawę, to łzy po Manchesterze United mogą - lub nawet powinny - przemienić się w załamanie nerwowe.

Serwis ze statystykami "Opta" podaje, że Manchester United został pierwszą drużyną, która uzyskała awans do kolejnej fazy play-off Ligi Mistrzów po przegraniu pierwszego domowego spotkania różnicą dwóch lub więcej goli. Anglikom należą się zatem słowa uznania, tylko że bardziej – szczególnie patrząc na przebieg meczu – pokazuje to raczej swoiste frajerstwo PSG.

Paryżanie przeszli do historii Champions League, ale tej niechlubnej. Tym bardziej, że Francuzi swe wyliczenia odnoszą dalej niż do "krótkiej" historii Champions League. Okazuje się, że od 1980 roku we wszelkich meczach Pucharu Europy (a potem Ligi Mistrzów) tylko trzem procentom drużyn udało się odpaść z dalszej rywalizacji po wygranej na wyjeździe 2:0. Czyli taki przypadek zdarzał się pół raza na dekadę. Jeżeli do tego dodamy fakt, że PSG ostatnio dwa gole w pierwszych 30 minutach meczu Champions League straciło w 1997 roku, to "wyjątkowość" wyczynu ekipy Thomasa Tuchela nabiera jeszcze większych rozmiarów. W dodatku może też działać destrukcyjnie, nie tylko na paryskich kibiców, ale i samych piłkarzy. Czterech graczy, którzy grali w środę na Parc des Princes (Draxler, Di Maria, Veratti i Cavani) brało udział także w paryskiej tragedii z Barceloną (4:0 i 1:6). Trudno przewidywać jak zniosą i czy zdzierżą kolejną sportową bombę.

Z Marsylii piłkarze czy pracownicy klubu często uciekali z powodu... wysokiej przestępczości w mieście. Niedawny dyrektor sportowy OM, Gunter Jacob (który swą funkcję pełnił trzy miesiące) nie wytrzymał, po tym jak został okradziony dwa razy w 10 dni. Lucho Gonzalez po traumie i napaści z bronią szybko spakował się i wrócił do Porto. Oddziaływanie trudnych zdarzeń na ludzi jest różne. Czasem przypadki jednych wpływają też na przyszłość innych lub tworzą stereotypy. Są gracze, którzy do Marsylii nie przeprowadziliby się za żadne pieniądze. Być może teraz będą i tacy, którzy - mając kilka alternatyw - uznają grę w PSG za najgorszy z pomysłów. Po co wiązać się z wiecznymi pechowcami, to znaczy przegranymi? Co ciekawe, w kwestii wewnętrznych antagonizmów między stolicą i Marsylią, jeden z dzienników z południa kraju zakpił właśnie z PSG przypominając, że pierwszym (i co pewne do 2020 roku), jedynym francuskim klubem, który wygrał Ligę Mistrzów jest OM.

Linczowanie winnych i niereformowalni trenerzy

Pech to jedno, drugie to skłanianie do nieszczęśliwych sytuacji. Kto z piłkarzy mistrza kraju wydatnie przyczynił się, że to MU cieszyło się na Parc des Princes z awansu do ćwierćfinału prestiżowych rozgrywek. Wszyscy, ale publiczny lincz już najmocniej uderzył w kilku z nich.

Obrywa się Buffonowi, bo ten który nigdy nie wygrał Champions League, w starciu z Czerwonymi Diabłami nie zrobił niemal nic, by ten awans spokojnie swej drużynie zapewnić. Sytuacja przy drugim golu, kiedy wypuścił piłkę z rąk, jest już przez Francuzów lekko wyśmiewana. Kehrer niech lepiej nie otwiera w czwartek gazet i z daleka trzyma się od internetu. Jego prezent dla Lukaku już w drugiej minucie gry, ustawił gościom to spotkanie.

Wyborny strzelec goli w pięciu ostatnich meczach PSG tym razem swoją magię stracił. W sytuacji sam na sam z De Geą w końcówce meczu, przewrócił się przy próbie dryblingu golkipera. W kiwaniu pogubił się wtedy nie pierwszy raz. Pytanie tylko dlaczego boiskowi wyjadacze jak Di Maria czy Alves cały czas wychodzili z założenia, że jedyną opcją na gola w tym spotkaniu jest oddanie piłki 19-latkowi?

Dostaje też od prasy Thomas Tuchel, który nie uczy się na błędach poprzedników. W końcówce meczu zachęcał graczy do bronienia korzystnej porażki (1:2 dawało awans PSG) zamiast motywować do inicjatyw ofensywnych. Trochę to przypominało przypadek Unaia Emery’ego, który dwa lata temu na Camp Nou został skarcony nawet przez samych zawodników, że zamiast szukać gola w końcówce, wpuścił na boisko defensywnego Krychowiaka,mając przy sobie Pastore czy Ben Arfę. Jeśli za rok, PSG będzie w 1/8 finału Ligi Mistrzów trenował ktoś inny, w ciemno można zakładać, że przy takim samym układzie wyniku zrobi to samo, czyli skupi się na bronieniu. Ostatnią deską ratunku w takiej sytuacji dla PSG jest chyba sędzia. Może on skończy mecz w 85. minucie?

"Lepiej zjeść gó**o, niż mówić"

- Trzeba żebyśmy porozmawiali w szatni jak faceci. To trudny moment dla wszystkich – mówił po meczu Marquinhos. - Jest dużo złości. To może pójść w stronę, której wszyscy byśmy nie chcieli. W Brazylii mamy takie powiedzenie, że to jest moment, w którym lepiej nie mówić, a zjeść gó**o. Tego będę się trzymał – zakończył piłkarz.

Widać, że z polityką więcej do czynienia ma prezes PSG Nasser Al Khelaifi. – Łatwiej jest podyktować takiego karnego przeciwko PSG niż przeciw innym – skonstatował tłumacząc porażkę. - Została nam jeszcze walka w Ligue 1, nawet jeśli mamy w niej 20 punktów przewagi. Został też Puchar Francji. Sezon nie jest skończony – oznajmił przed kamerami RMC Sport. Potwierdził dlaczego ludzie nie lubią słuchać polityków. Jeśli to ich dotyczy jakaś sprawa, przeważnie słyszą, że nic się nie stało.

A może Katarczykom te wydawane pieniądze zupełnie nie przeszkadzają? Może oni te PSG traktują bardziej jak kasyno. Większość wchodzi do niego się pobawić i zostawić gotówkę, nieliczni lub uzależnieni traktują to jak grę o kasę lub grę o własny los. Może tak jest tym Katarczykom łatwiej. Za pół miliarda euro wydane tylko od 2017 roku na wzmocnienia, trochę się przecież na tej ruletce pobawili, a i świat o ich grze na duże stawki się dowiedział. Poza tym zdarzało im się grając na czarne i czerwone trafić kolor. Mistrzostwo i Puchar Francji już nie raz przecież został zdobyty. Choć było też tak, że obstawiając i czarne i czerwone na kole wypadło zero, bo ligę wygrało Monaco. Na duże wygrane wciąż jednak w Paryżu czekają, na razie właściwa liczba nie chce wpaść.

Wskaż największe upokorzenie

We francuskich mediach już trwa ankieta, która z porażek w Lidze Mistrzów za katarskiej ery była dla kibiców tą najdotkliwszą i najbardziej upokarzającą? Jest w czym wybierać. Od tych bardzo subtelnych, których tragizm polega na haśle "już prawie się udało" czyli 2:2 i 1:1 z Barceloną w 2013 przez 3:1 i 0:2 z Chelsea w 2014, kiedy Demba Ba na 2:0 strzelił im w 87. minucie (PSG na prawdę ma klątwę wyjazdowych goli i inkasowania ich w końcówkach), aż po potyczki z Barceloną z 2015 (1:3, 0:2) czy Manchesterem City w 2016 (2:2, 0:1), aż przez wspominaną remontadę z Blaugraną i zeszłoroczne 1:3 i 1:2 z Realem Madryt.

Na lekkim prowadzeniu jest jednak tegoroczny Manchester United. Niespecjalnie to zaskakujące. Zwykle jest tak, że najświeższe rany bolą najbardziej. Za rok pewnie kibice już nie będą o nich pamiętać. Nie dlatego, że PSG grozi jakiś triumf w Europie. Fani pewnie będą mieli wtedy do roztrząsania kolejny nieprawdopodobny koszmar. Motto klubu "Ici c’est Paris" (Tu jest Paryż) nabiera coraz bardziej oryginalnego znaczenia. W zbiorze jego synonimów pojawia się “Ici, c’est Mexique”.

Więcej o: