Liga Mistrzów. Trener blisko zwolnienia po porażce w 1/8 finału. "Znowu zostaliśmy okradzeni"

Eusebio Di Francesco od dłuższego czasu był niczym człowiek chodzący po linie nad wielką przepaścią bez żadnego zabezpieczenia. Jeden błąd i po nim. Roma odpadła z Ligi Mistrzów po porażce z FC Porto i pytanie brzmi teraz, co nastąpi szybciej: Di Francesco zrezygnuje sam czy zostanie zwolniony?
Zobacz wideo

Eusebio Di Francesco nie rozmawiał z dziennikarzami po meczu. Od razu poszedł do autobusu, gdzie usiadł w samotności i rozmyślał nad tym, co się stało. Nie dbał o to, że zostanie ukarany za nieudzielenie wywiadu po meczu Ligi Mistrzów, nie pojawił się również na konferencji prasowej. Według włoskich mediów rozważa rezygnację, choć AS Roma i tak w czwartek ma podjąć decyzję co do jego przyszłości. Już przed dwumeczem z FC Porto było jasne, że Di Francesco gra o swoją posadę. I przegrał.

- Rok temu apelowaliśmy o wprowadzenie VAR-u, bo zostaliśmy oszukani w półfinale. Teraz jest VAR, a i tak zostaliśmy okradzeni. Patrik Schick był podcinany w polu karnym, co widać na powtórkach, ale nie dostaliśmy jedenastki. Mam tego dość. Poddaję się - powiedział prezes Romy James Pallotta. Eksperci są innego zdania i uważają, że Włosi wcale nie powinni dostać rzutu karnego w 121. minucie (który byłby na wagę awansu).

"Hańba, wstyd. Żenujące. Jestem zdegustowany"

Ale w tej historii to wcale nie to jest teraz najważniejsze. Kluczowe jest to, jak Di Francesco dotarł do tego momentu. Momentu, w którym jest o krok od zwolnienia. Rok temu jego Roma pokonała Barcelonę 3:0, by potem stoczyć niezapomniany bój z Liverpoolem w półfinale (2:5 i 4:2). 

- Jestem zdegustowany - wypalił po wrześniowej porażce z Bolonią James Pallotta. - Hańba, wstyd. Ten zespół nie zdaje sobie sprawy, że mecze trwają po 90 minut. Żenujące - miał powiedzieć Pallotta według "Il Tempo" po grudniowym starciu z Cagliari (Roma prowadziła 2:0, ale straciła gole w 84. i 95. minucie). Największy koszmar był jednak dopiero przed Romą - pod koniec stycznia przegrała z Fiorentiną w ćwierćfinale Pucharu Włoch aż 1:7. Łatwiej było wybaczyć podobne porażki z Manchesterem United czy Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów lub 1:6 z Barceloną, niż takie lanie od teoretycznie słabszego rywala.

W Serie A również nie jest za dobrze, Roma traci trzy punkty do czwartego miejsca, gwarantującego udział w kolejnej edycji LM. Rzymianie zamiast nadrabiać dystans do drugiego Napoli dają się wyprzedzać Milanowi i Interowi. Di Francesco od dawna jest "dead man walking", chodzącym trupem. - Nie wiem jakiej formacji mam używać - stwierdził po porażce z Bolonią. Najczęściej stawiał na 4-2-3-1 lub 4-3-3, tylko po to, by w kluczowym meczu z Porto zagrać trójką obrońców. Problemem jest również nieszczelna defensywa - Roma straciła aż 36 goli w 26 meczach ligowych, czyli o 14 więcej niż wyprzedzające ją AC Milan i Inter Mediolan czy szóste Torino.

Di Francesco i Roma fruwali w przestworzach

Roma jeszcze kilka miesięcy temu fruwała w przestworzach po znakomitych występach w LM. Ale potem nastało lato.

Klub sprzedał Alissona do Liverpoolu, choć zarzekał się, że tego nie zrobi. Odeszli również Radja Nainggolan i Kevin Strootman. Sprowadzony za Alissona Robin Olsen nie dość, że popełnia wiele prostych błędów, to jeszcze nie jest typem bramkarza libero - Szwed nie umie ratować swoich kolegów wyjściami przed pole karne tak, jak robił to Brazylijczyk. Olsen w porównaniu do Alissona i Wojciecha Szczęsnego - dwóch poprzednich bramkarzy Romy - wypada blado.

Pomoc wzmocnili Steven N'Zonzi, Bryan Cristante, Ante Corić, Nicola Zaniolo czy Javier Pastore. Corić rozegrał jak do tej pory 45 minut, Pastore zaledwie 644 - był kontuzjowany, a teraz siedzi na ławce, bo i tak nie wiadomo, na jakiej pozycji spisywałby się najlepiej. Cristante nie zachwyca jak w Atalancie, a problem ze N'Zonzim jest taki, że to piłkarz bardzo podobny do Daniele De Rossiego. Znalezienie miejsca na boisku dla obu z nich, nie ograniczając przy tym możliwości ofensywnych drużyny, to bardzo trudne zadanie. Nicola Zaniolo - sprowadzony w ramach rozliczenia za Nainggolana - jest objawieniem ostatnich tygodni. Strzelił dwa gole z Porto, ale nie można pokładać wszystkich nadziei w 19-latku, który w tym sezonie zdobył łącznie pięć bramek.

Nietrafione transfery Monchiego

Za transfery odpowiadał Monchi, sprowadzony z Sevilli w 2017 roku człowiek uważany za cudotwórcę. Z analizy "Leggo" wynika, że z 20 transferów tylko dwóch piłkarzy zwiększyło swoją wartość: to Zaniolo i Cengiz Under. Pozostałych 18 straciło na wartości lub ją utrzymało. Monchiemu wypomina się teraz wysokie zarobki Pastore (3,5 mln euro) czy Schicka (2,5 mln), którzy nie wnoszą do zespołu tyle, ile powinni. Rick Karsdorp kosztował aż 14 mln, ale na boisku spędził niecałe 600 minut. Maxime Gonalons został wypożyczony do Sevilli, a Gregoire Defrel do Sampdorii. Kariera Justina Kluiverta również chwilowo się zatrzymała.

Błędów transferowych było za dużo - dlaczego zimą nie sprowadzono obrońcy? - by AS Roma mogła grać o wyższe cele. Jasne, pozyskanie Zaniolo, Undera czy Kluiverta to znakomita inwestycja w przyszłość, ale Roma musi co roku grać w Lidze Mistrzów i osiągać sukcesy. Niewykluczone, że Roma we wrześniu nie wróci do LM, ale Monchi wcześniej może trafić do Arsenalu, który szuka nowego dyrektora sportowego. 

Zapaść strzelecka Edina Dżeko

Do tego rozczarowuje Edin Dżeko. W Serie A ma zaledwie siedem trafień, tyle co Aleksandar Kolarov, czyli lewy obrońca. Bośniak zatracił znakomitą skuteczność, dwa lata temu został królem strzelców z Mauro Icardim (po 29 goli), rok temu zdobył "zaledwie" 16 bramek. W Lidze Mistrzów trafił co prawda pięciokrotnie, ale kibice Romy będą mu wypominać dwie okazje zmarnowane z Porto w dogrywce - a zwłaszcza tę drugą, gdy mając dużo czasu i miejsca zbyt lekko przerzucił piłkę nad Ikerem Casillasem. Dżeko w dyspozycji, do jakiej przyzwyczaił kibiców w ostatnich latach, "zabiłby" ten mecz, a teraz Roma cieszyłaby się z awansu.

- Musimy popracować nad sferą mentalną. Momentami się wyłączamy - powiedział Di Francesco po derbach z Lazio, które skończyły się katastrofalną porażką 0:3. Po raz ostatni Roma tak wysoko przegrała z największym rywalem w 2006 roku. Di Francesco odnosił się do pierwszego straconego gola, zaczął się on od wrzutu z autu. Ale z tym problemem Roma mierzy się od dawna. Być może to przez niego odpadła z LM. W pierwszym meczu z FC Porto prowadziła już 2:0, by trzy minuty po zdobyciu drugiej bramki pozwolić rywalom strzelić kluczowego wyjazdowego gola. W Serie A Roma dwukrotnie traciła prowadzenie 2:0 (z Cagliari i Chievo), a raz nawet zremisowała mimo prowadzenia 3:0 (z Atalantą)!

Problemy Romy sięgają bardzo głęboko

Eusebio Di Francesco to dzisiaj zaledwie jeden z kilku problemów Romy. Sięgają one znacznie głębiej - to również kwestia samych piłkarzy (pudło Dżeko czy bezsensowny faul Florenziego w dogrywce z Porto) oraz nietrafionych transferów Monchiego. Sezon da się jeszcze uratować - cztery punkty straty do podium na 12 kolejek przed końcem to nie jest tragedia - ale Roma miała nadrabiać zaległości do czołówki. Zamiast tego zatrzymała się w rozwoju, podczas gdy rywale pokroju Milanu nie śpią.

Odejście Di Francesco jest niemalże przesądzone. Jeszcze przed meczem z Porto był głównym faworytem do zwolnienia spośród trenerów Serie A. Prezes James Pallotta myśli o Paulo Sousie (lada dzień ma podpisać kontrakt z Bordeaux, chyba że Roma nakłoni go do zmiany zdania), Roberto Donadonim lub Christianie Panuccim. Jego marzenie - sprowadzenie Maurizio Sarriego - jest chwilowo nieosiągalne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.