- Nie możemy doczekać się meczów z Manchesterem City. Wylosowaliśmy bardzo atrakcyjnych rywali dla nas i naszych kibiców. Jesteśmy słabsi, ale się nie obawiamy. Zrobimy wszystko, by sprawić problemy mistrzom Anglii - mówił w grudniu Domenico Tedesco, trener Schalke, tuż po losowaniu par 1/8 finału Ligi Mistrzów. I nie mówił tego na wyrost, bo miał pełną świadomość tego, że zespół z Gelsekirchen problemy rywalom rzeczywiście może sprawić. Schalke w Lidze Mistrzów jest bowiem zupełnie innym zespołem, niż Schalke w Bundeslidze.
Osiem lat czekania na podium, cztery lata czekania na wicemistrzostwo Niemiec. Schalke 04 Gelsenkirchen w sezonie 2017/18 gorsze w Bundeslidze było tylko od Bayernu Monachium, dzięki czemu zajęło sensacyjne drugie miejsce w ligowej stawce. Jesienią ubiegłego roku wicemistrzowskiej drużyny już jednak nie przypominało, bo przegrało aż pięć spotkań z rzędu na starcie sezonu. I nie było różnicy, czy drużyna z Zagłębia Ruhry grała z Wolfsburgiem, Herthą, Freiburgiem czy Bayernem. Przegrywała wszystko w takim samym, fatalnym stylu. A magia Tedesco uciekała. Bo w przypadku Niemca z włoskimi korzeniami o tej magii wcześniej rzeczywiście można było mówić. Ciężko jest bowiem wskazać innego trenera, który w wieku 32 lat (!) zdobywa wicemistrzostwo jednej z najsilniejszych lig świata, z drużyny nijakiej, tworzy drużynę walczącą i zagrażającą największym rywalom, a decyzjami zaskakuje wszystkich łącznie z piłkarzami, którym potrafi z dnia na dzień odebrać opaskę kapitańską (Benedikt Howedes). Seryjne porażki sprawiły jednak, że o Tedesco zaczęto mówić w kontekście zwolnienia, a nie jak wcześniej – przejęcia przez niego jednego z czołowych klubów w Europie.
W trakcie całej, fatalnej dla Schalke jesieni pozytywów kilka się jednak znalazło. Ale nie w lidze, bo tam drużyna z Gelsenkirchen nawet nie doczłapała się do środka tabeli, a w Lidze Mistrzów, bo kiedy zawodnicy drużyny Tedesco w Bundeslidze nie przypominali tych, którzy sezon wcześniej cieszyli się z drugiego miejsca, to w LM bez problemu zdobywali punkty w grupie z FC Porto, Lokomotiwem Moskwa i Galatasaray.
Wygrane i remisy w Lidze Mistrzów, to jednak tylko chwilowa odskocznia od kłopotów, z jakimi na co dzień zmagają się wicemistrzowie Niemiec. Wciąż grają bowiem bardzo nierówno, tracą mnóstwo głupich bramek, a ich defensywa nie gwarantuje niczego. Albo prawie niczego, bo jakąś pomyłkę w każdym spotkaniu może obiecać. A przecież miało być zupełnie inaczej, bo właśnie po to sprowadzono Salifa Sane, za którego Hannoverowi 96 zapłacono 7 mln euro. Senegalczyk w Schalke się jednak nie odnalazł, co najwyżej prezentując się przeciętnie. To samo można zresztą powiedzieć o Sebastianie Rudym, Omarze Mascarellu (obaj mieli stanowić idealny duet w środku pola, ale na razie zawodzą) czy Suacie Serdarze. Chociaż akurat 21-latek kupiony z Mainz początek w nowej drużynie miał całkiem niezły, a na tle wspomnianej wyżej trójki wypadał najlepiej. Później prezentował się jednak coraz słabiej, a ostatnio najczęściej wchodzi z ławki, albo opuszcza murawę tuż po pierwszej połowie.
Problemy z formą nowych zawodników z jednej strony wynikać mogą z konieczności aklimatyzacji, z drugiej – ku której skłania się większość ekspertów – wynikają jednak z braku doświadczenia trenera, który nieodpowiednio przygotował zespół do sezonu, błędnie dobierając obciążenia treningowe.
– Tedesco popełnił błędy. Być może jego zawodnicy zaczną imponować szybkością za kilka tygodni, ale teraz są po prostu wolni. Zanim to się zmieni, dla młodego trenera może już być za późno – mówił na początku sezonu Lothar Matthaeus. Kibice i eksperci w Niemczech zaczęli w młodego trenera wątpić, a może nawet nie tyle wątpić, ile dostrzegać i podkreślać jego braki. Po sezonie, w którym imponował trafnymi decyzjami i doskonałymi reakcjami na wydarzenia (jak w meczu z Borussią Dortmund, gdy przy stanie 0:4 jego zmiany sprawiły, że spotkanie zakończyło się remisem 4:4), zaczął się mylić, a co gorsza – pokazywać bezradność i brak pomysłu na to, jak szybko pozbyć się problemów.
Szczęśliwie dla Tedesco, dyrektorem sportowym Schalke jest obecnie Christian Heidel. Człowiek, bez którego sukcesu trenerskiego nie osiągnąłby m.in. Juergen Klopp. Bo to właśnie Heidel wykazywał anielską cierpliwość do niekonwencjonalnych pomysłów aktualnego trenera Liverpoolu w czasach, gdy prowadził on FSV Mainz. I on tak naprawdę Kloppa trenera sobie wymyślił, bo kiedy zespół z Moguncji szukał szkoleniowca na wczoraj, on postanowił, że zamiast zatrudniać kogoś nowego, trenera zrobi z jednego z zawodników. Nie bał się ryzyka wtedy, nie boi się teraz, dlatego cierpliwie czeka. – Jeśli zaczniemy panikować, to źle się to skończy. Musimy spokojnie do tego podejść i zacząć wygrywać – mówi.
W ostatnim meczu ligowym przed starciem z Manchesterem wygrać się nie udało, bo Schalke w bólach wywalczyło jedynie remis z Freiburgiem. Logika poprzedniej rundy podpowiada jednak, że skoro zespół Tedesco zagrał słabo w Bundeslidze, to w Champions League zaprezentuje się zdecydowanie lepiej. Starcie z drużyną Pepa Guardioli w środę 20 lutego o godz. 21:00. Relacja LIVE w Sport.pl.