Liga Mistrzów. Cork City - Legia Warszawa. Fantastyczny gol Michała Kucharczyka i skromna, ale jakże cenna zaliczka Legii przed rewanżem z Cork City

Bez goli w pierwszej połowie, jeden gol w drugiej. Ale przepiękny - Michała Kucharczyka z dystansu. Legia Warszawa swoją drogę do fazy grupowej Ligi Mistrzów zaczęła od skromnego zwycięstwa z Cork City (1:0). Rewanż za tydzień na Łazienkowskiej.

1:1 z irlandzkim St Patrick’s Atheltic, 1:0 z rumuńskim FC Botosani, 1:1 z bośniackim HSK Zrinjski Mostar, 3:0 z fińskim IFK Mariehamn i teraz, we wtorek, 1:0 z irlandzkim Cork City. To wyniki z pierwszych pucharowych spotkań, które w ostatnich pięciu latach osiągała Legia.

Różnica jest jednak taka, że uprzednio warszawianie mieli wcześniej mecz na przetarcie. Grali wpierw o Superpuchar. Teraz, po kolejnej reformie przeprowadzonej przez UEFA, zmagania w Europie rozpoczęli jednak od pierwszej rundy i o Superpuchar powalczą dopiero w sobotę (zmierzą się z Arką). Ktoś powie, że to tylko jeden mecz, i to taki, do którego na Łazienkowskiej nigdy nie przywiązywano dużej wagi. Ale mecz - choćby jeden, na dodatek o stawkę - to zawsze więcej niż sparingi, towarzyskie spotkania, po których ciężko wyciągać daleko idące wnioski.

Dlatego teraz, choć Legia rzecz jasna była zdecydowanym faworytem, niepewność była duża. Tym większa, że wiadomo było, iż Dean Klafurić nie będzie mógł skorzystać z wielu podstawowych piłkarzy. Do Irlandii nie zabrał odpoczywających po mundialu Artura Jędrzejczyka i Michała Pazdana oraz kontuzjowanych Miroslava Radovicia, Domagoja Antolicia, Eduardo i Jarosława Niezgodę. W Warszawie został też sprowadzony kilka dni temu z Wisły Kraków Carlitos.

We wtorek w Cork zobaczyliśmy więc skład daleki od optymalnego. Na dodatek w ustawieniu 3-5-2, czyli dla piłkarzy dość nowym, bo Klafurić szlifuje je na treningach dopiero od kilku tygodni. - W piłkę grają zawodnicy, a nie ustawienie. Indywidualnie żaden piłkarz nie jest w stanie przechylić szali na swoją stronę - przekonywał przed meczem chorwacki trener Legii.

A w trakcie meczu jego słowa znalazły potwierdzenie. Bo jeśli ktoś w pierwszej połowie próbował, starał się w ataku robić przewagę, to tym piłkarzem był jedynie Sebastian Szymański. Ale ani jego strzały z rzutów w wolnych, ani najgroźniejszy z akcji - w 24. minucie - nie dały Legii prowadzenia. Prowadzenie kilka razy mogli też objąć gospodarze. Najlepszą okazję mieli chyba zaraz po przerwie, ale w sytuacji sam na sam lepszy okazał się Arkadiusz Malarz, który odbił piłkę nogą.

Gdy już wydawało się, że mecz skończy się remisem albo że bliżej strzelenia gola są piłkarze z Irlandii, w 79. minucie potężnym uderzeniem z dystansu zaskoczył wszystkich Michał Kucharczyk. Skrzydłowy Legii - a precyzyjniej, w obecnym systemie, wahadłowy - zapewnił mistrzom Polski skromną, ale jakże cenną zaliczkę przed rewanżem.


Mecz, którego nikt miał nie zobaczyć

Początkowo wydawało się, że transmisji z wtorkowego spotkania nie będzie nigdzie. Irlandzka strona zdecydowała się nie produkować sygnału ze względu na rozgrywany o tej samej porze półfinał mistrzostw świata (Francja - Belgia). W dniu meczu rywal mistrzów Polski poinformował jednak, że spotkanie pokaże. Prawa do transmisji podarował też Legii, która również udostępniła przekaz fanom na swoim Facebooku.

Kibice w Polsce mogli więc zobaczyć mecz z Cork City. Ale bardziej niż na jakość transmisji, powinni narzekać na samą Legię, która choć wygrała, nie zaprezentowała się z najlepszej strony. A na pewno nie potwierdziła słów trenera, który dzień przed meczem zapewnił, że jego drużyna jest gotowa na podbój Ligi Mistrzów.

Ale może potwierdzi za tydzień. Rewanż z Cork City we wtorek o 21 na Łazienkowskiej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.