Liga Mistrzów. Wichniarek dla Sport.pl o Bayern - Real: To był jakiś błąd Roberta. Był zbyt spięty, jakby coś chciał udowodnić

- Lewandowski chyba za bardzo chciał udowodnić Realowi, że ten powinien go kupić. To był jakiś błąd Roberta - mówi Sport.pl były reprezentant Polski, grający przez dekadę w Hercie i Arminii, Artur Wichniarek. W meczu anonsowanym jako pojedynek Polaka z Ronaldo, gola nie strzelił żaden z tych napastników. Real wygrał 2:1

Kacper Sosnowski: Real wygrał 2:1, ale jakby na chwilę zapomnieć o tym co w siatce, to kto się w tym spotkaniu bardziej podobał?

Artur Wichniarek: Bayern dominował w pierwszej połowie. Ronaldo był niewidoczny, odcięty od podań. Taktyka Realu polegała na zagęszczeniu środka pola i wyczekiwaniu na kontry, które w przebiegu spotkania przyniosły im zwycięstwo. Zidane nieźle to zaplanował. To był taki mecz w którym Niemcy mieli więcej z gry, a Real był w swoich kilku sytuacjach skuteczniejszy.

Bayern chyba też był pechowy. Szybko zejść musiał pożyteczny i nieobliczalny z przodu Robben, chwilę później Boateng...

- Boatenga zastąpił Suele i nie było jakiegoś problemu. Co do Robbena to rzeczywiście Real mógłby mieć z nim ciężko. Marcelo był w Monachium nastawiony bardziej na ofensywę niż defensywę. Bayern na tej stronie miałby z Robbenem sporo korzyści.

Mecz anonsowany przez pryzmat pojedynku napastników Lewandowski – Ronaldo, pod tym względem rozczarował.

- Lewandowski chyba za bardzo chciał udowodnić Realowi, że ten powinien go kupić. To nie był ten Robert, którego znamy. Był zbyt spięty, jakby myślący, że patrzą na niego Hiszpanie. On przecież nie musi nic nikomu udowadniać. Ten półfinał nie zadecyduje o tym, że Real będzie go chciał bardziej czy mniej. To był jakiś błąd Roberta. Zresztą moje zdanie jest takie, że Bayern i tak go nie puści. Co do Ronaldo, to jak mówiłem, on był osamotniony z przodu. Jego koledzy mocno skupiali się na defensywie. Wyglądało to jakby Real przyjechał do Monachium stracić jak najmniej goli i coś strzelić. Udało im się z nawiązką.

Bardziej widoczny był za to Franck Ribery, tyle że Francuza trzeba by zganić za niewykorzystanie stuprocentowej sytuacji.

- On nie jest strzelcem wyborowym, marnuje sporo sytuacji, również w Bundeslidze. Bardziej znany jest z tego, że te okazje innym wypracowuje, sam dużo nie strzela. W momencie gdy znalazł się w dobrej sytuacji, jak w pierwszej połowie gdzie wystarczyło dobrze przyjąć piłkę, jakby zgłupiał. Normalnie kręci rywalami, a tu nie potrafił opanować prostego podania. To jest różnica między typowym napastnikiem, a tym który pracuje na innych. Francuz jest tym drugim typem.

Dwumecz rozstrzygnięty jednak nie jest. Chociaż najlepszy dla Niemców byłby szybki gol w rewanżu na Santiago Bernabeu.

- Przegrać u siebie 1:2 to nie jest oczywiście dobry wynik, ale powiedziałbym najlepszy ze złych. Nie sądzę, że Bayern będzie chciał szybko strzelić tam gola. On musi zagrać swoją piłkę. Przyzwyczaił nas do tego i w tym sezonie i w czasach kiedy Jupp Heynckes wygrywał z nimi potrójną koronę, że dla nich nie było różnicy czy grają w domu czy na wyjeździe. Poza tym ważny jest sam Real. Przypomnijmy sobie Juventus, który niedawno przegrał u siebie 0:3, a w Madrycie odrobił straty i gdyby nie karny w ostatnich sekundach miałby dogrywkę. Włosi pokazali, że Real w tym sezonie nie jest klubem, który gra równo, a na swoim stadionie jest niezwyciężony. W tym upatrywałbym szansy Bayernu. Środowe 1:2 o niczym nie przesądza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.