Kamil Glik dla Sport.pl: Nie uciekam od odpowiedzialności. Krytykę po meczu z Juventusem biorę na klatę

- Przy drugiej bramce musimy oddać Daniemu Alvesowi to, że rzucił Gonzalo Higuainowi piękną piłkę. Ale od odpowiedzialności nigdy nie uciekałem ani nie uciekam. Jeśli ktoś powie, że zawaliłem, to wezmę to na klatę - powiedział w rozmowie ze Sport.pl obrońca AS Monaco Kamil Glik.

Sebastian Staszewski: Był Pan zaskoczony przebiegiem meczu z Juventusem? Przed półfinałowym starciem francuska prasa anonsowała to spotkanie jako zderzenie ofensywy Monaco z defensywą Juve. A okazało się, że w środę kluczową rolę odegrał turyński atak z Gonzalo Higuainem na czele.

Kamil Glik: - Mieliśmy świadomość, że Juventus to drużyna ze znacznie większym doświadczeniem. Kilku piłkarzy gra w Turynie od lat, są świetnie zgrani. U nas wygląda to zupełnie inaczej, mamy dużo młodszy zespół. Dla Monaco Liga Mistrzów to była i jest fajna przygoda. Zaczęliśmy z niskiego pułapu, od trzeciej rundy eliminacji LM, i awansowaliśmy do półfinału. To wielkie wydarzenie również dla mnie, bo dopiero debiutuję w Champions League. Ale przed sezonem założyliśmy sobie jeden cel - mistrzostwo Francji. I ten cel się nie zmienia.

Przy drugim trafieniu Higuaina to Pan był najbliżej Argentyńczyka. Ma Pan do siebie pretensje za zachowanie przy tej bramce?

- Gdy jesteś blisko straconej bramki, krytyka na pewno się pojawi. Sytuacja działa się bardzo szybko. Straciliśmy piłkę w środku pola, ja nie zachowałem się najlepiej, ale oddajmy Alvesowi to, że rzucił Higuainowi piękną piłkę. Od odpowiedzialności nigdy nie uciekałem ani nie uciekam, wiec jeśli ktoś powie, że zawaliłem, to wezmę to na klatę.

O czym dyskutował Pan z sędzią Antonio Mateu Lahozem po pierwszej bramce Juve? Bo gdy Pana koledzy wracali na pozycje, Pan stał i długo kłócił się z hiszpańskim arbitrem.

- Po strzale Mario Mandžukicia zostałem trafiony pięścią w twarz, a sędzia tego nie widział. W powtórkach telewizyjnych pewnie to widać. Szkoda, że arbiter wtedy nie zareagował, ale było jeszcze kilka innych sytuacji, gdy Giorgio Chiellini powinien zostać ukarany czerwoną kartką, na przykład za bardzo brzydki faul na Radamelu Falcao. Ale co mogę zrobić? Tak bywa. Miałem pretensje, wyrzuciłem z siebie emocje, ale wyniku meczu już nie zmienię. Jedziemy dalej.

Z Chiellinim rywalizowaliście bardzo ostro. Zauważyłem, że kryliście siebie nawzajem nawet przy stałych fragmentach gry.

- Już kiedy grałem w Torino, Giorgio krył mnie, a ja jego. Te nasze pojedynki toczą się tak od kilku lat. Rywalizujemy dość agresywnie, bo obaj dobrze czujemy się w grze w powietrzu. A pozycję trzeba sobie przecież wywalczyć.

W relacji z tego spotkania napisałem, że był to Pana najtrudniejszy test w klubowej karierze. Zgadza się Pan z takim stwierdzeniem?

- Nigdy nie rozpatruję meczów w takich kategoriach. To byłoby niepotrzebne pompowanie się. Dla mnie najważniejszym testem jest ten najbliższy. A dla ASM - cztery najbliższe, w lidze. Jeżeli wygramy dwa, to powinniśmy zapewnić sobie mistrzostwo.

Wierzy Pan w szansę w rewanżu? Bo z jednej strony można przypominać wasz powrót do świata żywych w drugim meczu z Manchesterem City, z drugiej jednak - Juve to znacznie silniejszy rywal.

- Łatwo na pewno nie będzie. Juventus gra w obronie znacznie lepiej od Manchesteru, w ogóle to dziś dużo lepszy zespół. Ale pojedziemy tam po to, aby powalczyć. Kolejnego meczu łatwo nie oddamy. A może jakimś cudem uda się odwrócić losy spotkania?

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.