Liga Mistrzów. Barcelona dokonała niemożliwego. Ale czy jej po tym 6:1 przybyło kibiców - dyskusyjne

Mecze z odrabianiem takich strat to zawsze w jakimś sensie dziwolągi. Ale jednak to 6:1 na Camp Nou było dziwolągiem bardziej. Nawet biorąc pod uwagę, że to był mecz PSG, przyciągającego pucharowe nieszczęścia jak magnes. A jeszcze dwa dni przed meczem, w restauracji, paryżanie zastanawiali się, czy byliby szczęśliwi po porażce 1:5, który dałby im awans do dalszych gier

Będzie im się ta kolacja odbijać czkawką jeszcze długo. Siedzą w paryskiej restauracji, jedzą pizzę, popijają colę i rozmawiają o rewanżu z Barceloną, który jest tuż, tuż. - A jeśli przegramy rewanż 1:5 i w taki sposób awansujemy, będziecie szczęśliwi? - pyta Marco Verratti. Tylko Thomas Meunier mówi od razu, że nie, że to będzie wstyd i ich wyśmieją. - Ja bym był zadowolony - mówi Julian Draxler. - Kurczę, no zadowolony - żartuje Blaise Matuidi. - Gdyby mi to powiedzieli przed pierwszym meczem, to byłbym zadowolony, ale teraz po 4:0 u nas raczej bym się wkurzył - mówi Verratti. - Oczywiście że byś się wkurzył. Awansowalibyśmy, ale ludzie by mówili: ej, PSG, myśleliśmy że wy jesteście dobrzy, a wy przegrywacie 1:5? To nie jest ok. - tłumaczy Meunier. A potem sobie rozważają różne scenariusze: czy lepiej szybko strzelić na Camp Nou gola, czy lepiej się jednak skupić na obronie i do przerwy trzymać 0:0.

"Myślę, że się baliśmy". "O, to tak jak my"

To jest program "Supper Club" opublikowany dwa dni przed meczem z Barceloną w serii "Bros. Stories", youtube'owych filmików, które mają ocieplać wizerunek Paris Saint Germain.

 

Nagranie na pewno nie powstało dużo wcześniej, bo piłkarze rozmawiają o tym, jak było w Marsylii, gdzie w meczu z Olympique uciszyli stadion już po kilku minutach, a cały mecz wygrali 5:1. Z Marsylią grali 26 lutego, nagranie powstało już po powrocie do Paryża. A dyskusja o tym, czy to wstyd przegrać rewanż 1:5, czy nie, to jeszcze pół biedy. Potem zaczynają się wspomnienia. - My rok temu wygraliśmy w Woflsburgu 2:0 a potem po dwudziestu minutach rewanżu Real wyrównał dwumecz na 2:2. - wspomina Julian Draxler rewanż, który Wolfsburg przegrał 0:3 i odpadł - Myślę że trener i drużyna bali się tego meczu. W ogóle nie atakowaliśmy - dodaje. - To tak jak my z Chelsea - przypominają sobie Matuidi i Verratti. - Wygraliśmy u siebie 3:1, wydawało nam się, że już awansowaliśmy, a gdy wylądowaliśmy tam na rewanż, zaczęliśmy się bać - mówi Matuidi. To było trzy lata temu, w ćwierćfinale LM. PSG przegrało rewanż 0:2, a decydującego gola strzelił w ostatnich minutach Demba Ba. Wykorzystując chaos i niezdecydowanie w obronie PSG.

Ani gry, ani walki. Ani nawet bezczelności Suareza

Jeśli Luis Enrique widział "Supper Club" przed meczem, to mógł właściwie darować sobie przemowę motywacyjną w szatni, tylko włączyć You Tube i powiedzieć piłkarzom: będziecie po tym wiedzieli, co z nimi zrobić. W tym kuriozalnym rewanżu PSG strzeliło sobie pierwszego samobója jeszcze przed meczem. Rewanż zagrali jak początkujący tenisista, który rozniósł wielkiego rywala w pierwszym secie, ale w przerwie do niego dotarło, że nie wie co z tym zrobić dalej. Gra mu nie idzie, publiczność go zaczęła peszyć, nie umie ani być zdecydowany, ani odstawić w porę nogi. I tak się ładuje w kolejne nieszczęścia, ze spuszczoną głową. Ani gry, ani walki, ani nawet bezczelności. Przecież nawet przy golu na 1:0, niejednoznacznym, to Luis Suarez od razu zaczął świętowanie, wywierając na sędziów presję, żeby nie mieli wątpliwości, że piłka rzeczywiście minęła linię. U piłkarzy PSG tej chęci rzucenia się do gardła każdemu, od kogo zależy wynik meczu, nie było. Raczej: no, trudno, przecież nic złego się jeszcze nie dzieje. Samobój tuż przed przerwą na 2:0? No bywa, jeszcze nie jest tak źle. I tak poszło do końca.

PSG działa się krzywda. Ale kto ich żałuje?

- Nie byliśmy gotowi do takiego zadania. Zabrakło nam charakteru - mówił po meczu Unai Emery. O sędziach też mówił, że skrzywdzili PSG, ale nie robił z tego głównego wątku. Bo na tym polega problem z tym meczem: wszyscy poza naprawdę zagorzałymi kibicami Barcelony widzieli, że tu się PSG momentami działa krzywda. Ale kto ich żałuje? Może ci się mecz wymknąć spod kontroli raz, tak jak im na początku. Ale nie dwa razy, jak pod koniec meczu. PSG wyglądało jak pierwsza tak głośna ofiara nowego rytmu gry Ligi Mistrzów. Tego, że od kilku lat na wiosnę możesz mieć nawet trzy tygodnie między meczem i rewanżem. Z nich kompletnie wyparowało przez trzy tygodnie to wszystko, co zebrali w sobie na pierwszy mecz. Mało tego, parowało z nich jeszcze podczas rewanżu, gdy się po przerwie pozbierali, zdołali strzelić gola. a potem znowu się rozpadli na kilka kawałków.

Sędzia gwizdał tak, jak PSG grało

Dlatego ten mecz był tak dziwny i trudny do porównania z innymi wielkimi pościgami w Lidze Mistrzów. Gdy Deportivo La Coruna eliminowało Milan, gdy Liverpool gonił Milan w Stambule, nawet gdy Chelsea goniła PSG w 2014, to napięcie cały czas rosło, do granic wytrzymałości. A tutaj w pewnym momencie napięcie zupełnie uszło, ze wszystkich. Veratti wspominał po meczu, że nawet piłkarze Barcelony dawali przy 3:1 znać, że to już chyba po wszystkim. Neymar i Luis Suarez przez jakiś czas raczej odreagowywali frustrację, szukali alibi, niż sposobu na awans. Nikt sobie wtedy nie wyobrażał niewyobrażalnego. I sędzia Deniz Aytekin też sobie najwyraźniej nie wyobrażał, bo wątpliwe czy decydowałby jeszcze raz tak samo, lekką ręką, gdyby wiedział że na koniec każdy gol będzie na wagę awansu. Nie, on gwizdał trochę tak, jak PSG grało: jeden błąd w jedną czy w drugą, to przecież w tym rewanżu i tak nie ma znaczenia. Aż piłkarze Barcelony przestali rozmasowywać siniaki po golu Edinsona Cavaniego i powiedzieli: Sprawdzamy.

Rozumiem, doceniam, podziwiać nie umiem

Wyszedł z tego mecz historyczny, ale jednak bardziej w konwencji "Piłkarskich jaj" niż wielkich dramatów. Komedia w obronie - 1:0. Samobój - 2:0. Karny po podcięciu rywala głową - 3:0. A po golu na 3:1 - ciąg dalszy dziwności, z przerwą na przepięknego gola Neymara z rzutu wolnego. Karny po nurkowaniu Luisa Suareza - 5:1. I decydujący gol też przecież niezwyczajny, bo z rzutu wolnego podyktowanego za faul na bramkarzu w połowie boiska. Wielkość Barcelony polegała na tym, że w tym chaosie od początku do końca wiedziała co i jak ma robić. Zwątpiła na chwilę, ale czy się uda, ale wiedziała jak przebrnąć i ten moment. Dlatego w pełni rozumiem kibiców Barcelony, że są od środy w euforii, że rozpiera ich duma z drużyny i albo nie wychwycili innych kolorów tego sukcesu, albo są im one obojętne. Rozumiem, doceniam, tylko podziwiać do końca nie umiem.

Neymar genialny i karygodny

Może byli widzowie, którzy nie kibicują ani PSG ani Barcelonie i podnosili się w środę wieczorem po tym meczu z przekonaniem, że właśnie znaleźli sobie drużynę, w której się warto zakochać. Ale że było ich wielu - wątpię. Za dużo tu było pytań po drodze: czy Neymar nie powinien wylecieć z boiska za faul od tyłu, bez piłki, na Marquinhosie? Czy Luis Suarez musiał dodawać tyle od siebie w polu karnym? I - tak, miałem dokładnie takie same odczucia przy starciu Laurenta Kościelnego z Robertem Lewandowskim, sędziowie w starciu z siłą, sprytem i akrobatycznymi zdolnościami Lewandowskiego i Suareza bywają podobnie bezradni. Ale jednak sytuacja Kościelnego i Lewandowskiego ważyła mniej dla dwumeczu niż ta Suareza. A Neymar został na boisku i bez niego nie padłyby trzy następne gole. Grał genialnie, ale zachował się w sytuacji z Marquinhosem karygodnie. A sędzia - niekonsekwentnie. I to trzeba, przy uznaniu dla zwycięstwa Barcelony, jakoś przetrawić. "Wielki mecz Barcelony i pomyłki sędziów się nie wykluczają" - napisał jeden z komentatorów. Pełna zgoda. Tylko już przy jednej pomyłce sędziego w drugą stronę wykluczał się awans. Na tym polegało jakieś przewrotne piękno tego meczu: że się go chce jak najdłużej pamiętać i jak najszybciej zapomnieć.

Krychowiak miał udzielić wywiadu, ale wysłał tylko SMS-a

Grzegorz Krychowiak miał porozmawiać po meczu z polskim dziennikarzem, ale musiał odwołać rozmowę. Dlaczego? CZYTAJ WIĘCEJ >>

Messi abdykował, oto nowy bohater Barcelony!

To jemu Barcelona zawdzięcza cud. Na Camp Nou narodził się nowy król. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Lineker: "Nie-k...-wiarygodne"

Jak Rio Ferdinand, Steven Gerrard, Michael Owen oraz Gary Lineker zareagowali na decydujące trafienie Barcelony? Co tu dużo gadać, spójrzcie sami. WIĘCEJ >>

Hiszpański komentator oszalał po golu dla Barcelony

Tę reakcję hiszpańskiego komentatora po prostu trzeba zobaczyć! WIĘCEJ >>

Zero litości dla sędziów! Dostało się też Krychowiakowi... [MEMY]