Liga Europy. Liverpool - Borussia Dortmund. Futbol przyszłości w czerwono-żółtych barwach

Różne są wyobrażenia futbolu przyszłości. Jedni starają się opisać zmiany poprzez większe pieniądze, zamknięcie się grupy super klubów przed nawet trochę mniej bogatymi, poszerzającą się przepaść na wielu poziomach. Inni zwracają uwagę na przepisy, wprowadzenie powtórek wideo, dodatkowych systemów, które mogłyby zminimalizować ryzyko błędów. A wystarczyłoby po prostu obejrzeć mecz Liverpoolu z Borussią Dortmund w Lidze Europy (4:3).

Kilka tygodni temu w podcaście #HattrickPL rozmawialiśmy z Marcinem Dorną, selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 21 oraz mózgiem za opublikowanym niedawno "Narodowym Modelu Gry" PZPN-u. W naszej audycji, gdy zapytaliśmy go o futbol przyszłości mówił tak: - Musimy śledzić trendy, podglądać, co się dzieje teraz i wiedzieć, jak rozwijać. Jesteśmy w stanie przewidzieć, jak za tyle lat będą wyglądały pewne elementy. (...) Jestem przekonany, że piłka nożna nie dotarła do ściany. Przy takich, wciąż rosnących możliwościach np. technologicznych jakie mamy będzie się rozwijała. Może nie objętościowo, bo nie wyobrażam sobie, że piłkarze nagle będą biegali po 15 kilometrów w meczu, ale zwiększy się intensywność na krótkim dystansie. W zakresie taktyki będzie to kierunek piłki nożnej efektownej, zmieniającej się, pełnej ciekawostek - tłumaczył Dorna.

Dodawał, że piłka nożna dawno przestała być grą schematów, dyscypliną w której trenerzy byli w stanie czy powinni planować akcję podanie po podaniu. Można zawodnikowi sugerować, jak zakłada NMG, by pierwsze rozwiązanie w akcji było ofensywne, do przodu. A potem liczyć, że w bitwie na efektywność myślenia okaże się od rywala nie tylko mądrzejszy, ale i szybszy. Do tego jeszcze wrócimy.

Wytłumaczenie meczu Liverpoolu z Borussią wymaga kontekstu, ale nie w postaci pierwszego spotkania (1:1 w Dortmundzie). Chodzi o trenerów, połączonych kiedyś w Mainz, podążających swoimi ścieżkami o podobnych przystankach i w jednym kierunku - w stronę przyszłości.

Obserwując kryzys Borussii w ostatnim sezonie Kloppa w Dortmundzie pojawiały się teorie, że jego taktyka się skończyła, że "gegenpressing" zdezaktualizował się i potrzebny był rozwój. Mylnie tłumaczono, że wizja futbolu przyszłości jest inna, wynoszona do łączenia osławionego "heavy metalu" z... powiedzmy, że bardziej hiszpańskimi rytmami. Gdy Borussii Kloppa w ostatnim jego sezonie rywale oddawali piłkę, ci nie widzieli co robić. Nie czuli się dobrze w porządku, woleli tworzyć coś z chaosu. - Nie mogę tego wytłumaczyć. Mogę coś logicznego, ale ten mecz taki nie był - mówił później zszokowany Tuchel.

A przecież on z chaosu zostawionego mu przez Kloppa coś stworzył. Coś... To mało powiedziane. Nowa Borussia sięgnęła wyżej, grała bardziej porywająco, najpierw opanowała atak pozycyjny, na wiosnę uczyła się defensywy, a na kilka najważniejszych spotkań Tuchel wynalazł inny system (5-2-3), by ograniczyć groźniejszych rywali. Rozwinął poszczególnych piłkarzy i jeszcze daleko Borussia zajdzie, ale na Anfield dostała ważną lecję - że oprócz sytuacji bezsilności (1:5 z Bayernem jesienią), frustracji (weekendowy remis z Schalke) musi nauczyć ich jeszcze przetrwania w panice. To pod nią ugięła się Borussia i padła przy Liverpoolu.

Nie mniej istotna okazała się to lekcja dla Kloppa. To nie jego system zawiódł, on faktycznie w Dortmundzie dotarł do pewnej granicy. Jednak w Europie jest jeszcze wiele drużyn, które kształtowane na filozofię Niemca mogą osiągnąć sukces i sprawić wiele problemów drużynom na miarę Borussii Tuchela. Jego pierwsze kilka miesięcy w Liverpoolu jest niezwykle skomplikowanych, zresztą w czwartek widzieliśmy, że ta drużyna ma momenty, w których sabotuje się sama (Sakho), by ci na wstępie krytykowani (Lovren, Milner) okazywali się bohaterami. Jest w nich nieustępliwość, charakter (tak inni niż ten z ujęcia Brendana Rodgersa) i chęć nauki, podążania drogą Juergena Kloppa. Zwycięstwo tylko to wszystko przyspieszy.

Bo przyspiesza także futbol. Czwartkowe starcie na Anfield było tego najlepszym przykładem. Toczone jakby nie na pełnowymiarowym boisku, ale orliku. Koszmar dziennikarza, bo zanim zaczniesz składać do kupy jedną myśl, jesteś do tyłu o dwie kolejne, które zdarzyły się na boisku. A potem i tak wszystko musisz wyrzucić do kosza, bo gol w ostatnich sekundach całkowicie odwrócił spisywaną przez trzy czwarte spotkania narrację. Wyobraźcie jeszcze sobie, że do bramki wpada piłka po strzale Gundogana z doliczonego czasu gry...

Mieliśmy szczęście, bo meczem na Anfield zajrzeliśmy w przyszłość. Tempem, pressingiem, zmiennością systemów (ale że Klopp przechytrzył Tuchela?) i koniecznością szybkiego podejmowania decyzji. Myśl goniła myśl... Dorna wskazywał nie tylko na intensywność biegania, ale też inteligencję, która pozwala odróżnić słabych od przeciętnych, średniaków od dobrych, dobrych od najlepszych. Nie łudźmy się, że polskim drużynom blisko do tego, co oglądaliśmy na Anfield - po prostu skupmy się na nadrabianiu tego dystansu.

I podziwianiu raz jeszcze tego spotkania. Bo szaleństwo starcia Liverpoolu z Borussią odstaje od tego, które obejrzeliśmy w weekend pomiędzy West Hamem i Arsenalem (3:3), gdzie faktycznie rządził chaos oraz podstawowe błędy. Na Anfield działo się dużo, bo działo się pięknie - podania Reusa, Hummelsa, Mchitarjana, akcje Emre Cana, a potem Coutinho (mądrość w tworzeniu sobie przestrzeni!), czy wreszcie skuteczność oraz prostota stałych fragmentów gry (one w przyszłości będą nawet bardziej istotne!).

Przyszłości przyjrzeliśmy się przez lupę, bo dostaliśmy dwie równie intensywne, inteligentne i jakościowe wersje futbolu z roku, powiedzmy, 2026. To jednak nie oznacza, że inne drogi należy skreślić i przestać obserwować. Nie darujmy sobie patrzenia na Atletico (myślicie, że pomysł Simeone odpadnie? Bzdury!) i inne kluby, nie ograniczajmy się do dwóch rozwiązań, ale bądźmy szczęśliwi, że poza superligami, technologią i kasą przynajmniej na boisku przyszłość futbolu rysuje się w radosnych barwach. Barwach czerwono-żółtej wymiany myśli.

Jak wytłumaczyć sukces Atletico Madryt?

Więcej o:
Copyright © Agora SA