Liga Mistrzów. Barça padła w Madrycie

W środę nie wyglądała na jedną z najlepszych drużyn w historii, nie zostanie pierwszą drużyną, która wygrała Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu. Przegrała 0:2 i w półfinale zagra Atlético

Ta historia miała trwać krótko, a minęły już dwa lata i nic nie wskazuje, by zbliżała się do końca. Hiszpańską piłką nie rządzą już potęgi z Camp Nou i Santiago Bernabéu. Na Vicente Calderón wyrosła drużyna, która potrafi rozbić Real Madryt 4:0 i dwukrotnie wyeliminować Barcelonę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

W 2014 r. awans Atlético był sensacją, choć Barcelona przeżywała wtedy kryzys. A może raczej - była w okresie przejściowym między drużyną Pepa Guardioli a Luisa Enrique. Wtedy madrytczycy eliminowali Barcelonę, która sezon wcześniej zdobyła tylko mistrzostwo kraju. W środę wykopali zespół mierzący w obronę Pucharu Europy, mający szansę na drugi sezon z rzędu z trzema trofeami (Barça zagra w finale krajowego pucharu, sześć kolejek przed końcem ligi ma trzy punkty przewagi nad Atlético).

Można oczywiście powiedzieć, że ekipa Diego Simeone wykorzystała słabszy moment rywali - Barcelona przegrała właśnie dwa ligowe mecze z rzędu, co nie zdarzyło jej się od jesieni 2014 r. W pierwszym meczu ćwierćfinału LM zaczęła strzelać dopiero, gdy Atlético grało w dziesiątkę. Ale lepiej powiedzieć, że madrytczycy wycisnęli z siebie tyle, ile mogli. A nawet więcej. Tymczasem stojące na palcach Atlético mogłaby powstrzymać jedynie Barcelona, która również znajduje się w szczytowej formie.

Gospodarze tylko teoretycznie byli w środę w złej sytuacji. Porażka 1:2 w pierwszym meczu oznaczała, że muszą wygrać, ale w planie Simeone zmieniła niewiele. Wiadomo było, że grę prowadzić będą goście, Atlético miało tylko nie dopuszczać ich pod bramkę i wykorzystać błędy.

I tak było. Barcelona przez cały mecz utrzymywała piłkę ponad 70 proc. czasu, ale przed przerwą oddała tylko jeden celny strzał (niegroźnie uderzał Neymar zza pola karnego). Messi - Neymar - Suárez znów nie wyglądali na trio złożone z pierwszego, trzeciego i piątego gracza plebiscytu Złota Piłka, lecz na piłkarzy pospolitych, którym przydarzyła się przykrość gry na Calderón. To chyba największe osiągnięcie Simeone - przy jego zespole gwiazdy zamieniają się w Ziemian, w meczach z Atlético nie sposób odróżnić genialnego napastnika od prostego, skupionego na destrukcji defensywnego pomocnika. Wszyscy pocą się tak samo.

Na błędy Barcelony Atlético też nie musiało długo czekać. Jeszcze przed przerwą Saul Niguez wirtuozersko dośrodkował wewnętrzną częścią stopy, Antoine Griezmann miał w polu karnym tyle miejsca, że mógł wybrać, w który róg bramki Marca-André ter Stegena skierować piłkę. I wtedy sytuacja gospodarzy była już znakomita - mieli awans, mogli skupić się na tym, co wychodzi im najlepiej, czyli na rozbijaniu ataków rywali.

Katalończycy oczywiście natarli. Zbliżali się do bramki Jana Oblaka, i to zbliżali się coraz częściej - na madryckim polu karnym potwornie się kotłowało - ale w bramkę trafiali rzadko. Mecz skończyli z ledwie czterema celnymi uderzeniami.

A Atlético kontratakowało, kilka minut przed końcem samotny atak Filipe Luis skończył się rzutem karnym podyktowanym za zagranie ręką Andrésa Iniesty. Po drugim golu Griezmanna Barcelona miała jeszcze szansę na bramkę, która dałaby jej dogrywkę, ale Messi z rzutu wolnego strzelił ponad bramką. Wtedy pomylił się zresztą sędzia, Gabi zagrał bowiem piłkę ręką w polu karnym.

Atlético wyeliminowało faworyta LM, teoretycznie z silniejszą drużyną już się nie spotka. Ale jeśli w półfinale wylosuje Real albo Bayern, pewnie znów nie będzie faworytem. Gdyby jednak wyeliminowała kolejnego mocarza, trudno będzie nazwać to sensacją. Naprawdę, powinniśmy już się przyzwyczaić, że Atlético może pobić każdego. f

Awans Bayernu

Monachijczycy przegrywali z Benficą, ale zremisowali w Lizbonie 2:2 i piąty raz z rzędu zagrają w półfinale Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski wszedł na boisko w 84. minucie. Polak pierwszy raz w tym sezonie zaczął mecz LM na ławce rezerwowych, ale jak poinformował na Twitterze Michał Kołodziejczyk z Wp.pl, Polak miał w niedzielę wypadek samochodowy. Agent piłkarza Cezary Kucharski powiedział nam, że kapitanowi kadry nic się nie stało, był gotowy do gry.

Zobacz wideo

Internauci żartują po odpadnięciu Barcelony. Dariusz Szpakowski też! [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.