Liga Mistrzów. Gent z Dzikiego Zachodu zaszokowało Europę

Kilkanaście lat temu mieli olbrzymie problemy finansowe, ale teraz grają na nowym, pięknym stadionie. Mistrzostwo zdobyli raz w swojej 115-letniej historii. W Lidze Mistrzów mieli być przystawką dla większych i bogatszych, ale niespodziewanie zdołali awansować do 1/8 finału. KAA Gent jest jedną z największych niespodzianek tego sezonu.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasNajciekawsza kwestia: co robi Indianin w herbie klubu? Dlaczego ma on przydomek "De Buffalo's"? Wszystko przez wizytę Buffalo Billa w mieście w 1906 roku. To myśliwy i scout amerykańskiej armii, a w Gandawie zawitał razem z cyrkiem przedstawiającym wydarzenia z historii amerykańskiego Dzikiego Zachodu.

Do Gandawy zjeżdżali ludzie z całego regionu. Wielu widzów było fanami Gentu - sekcję piłkarską założono ledwie 6 lat wcześniej - i zaczęli śpiewać na meczach "Buffalo! Buffalo! AA Gent!". Potem zdecydowano o zmianie herbu, a za nim poszedł nowy przydomek. Na trybunach można bez problemu znaleźć kibiców noszących pióropusze.

Pierwsi po 15 latach

- Zdobędziemy mistrzostwo Belgii w ciągu pięciu lat - zadeklarował prezes Ivan De Witte podczas ceremonii otwarcia nowego stadionu w 2013 roku. Te słowa przyjęto z przymrużeniem oka. Gent nie zawsze mieściło się nawet w czołowej szóstce ligi. Historycznie i finansowo plasuje się za Anderlechtem, Clubem Brugge, Standardem Liege czy Genkiem. Pomimo to Gent niespodziewanie zdobył mistrzostwo w 2015 roku i zdołał awansować do fazy pucharowej Ligi Mistrzów jako pierwszy belgijski zespół od 15 lat.

Outsiderzy

W teorii Gent nie ma czego szukać w gronie najlepszych drużyn Europy. W tej edycji LM tylko cztery drużyny posiadały niższe przychody, Belgów wyprzedziło nawet szwedzkie Malmoe. Gent operuje z budżetem na poziomie 25 mln euro i przez gazetę "Het Nieuwsblad" zostało określone "największą niespodzianką w belgijskim futbolu w XXI w.".

Finanse są niezwykle ważne dla Gentu. Lojalni kibice muszą pamiętać kłopoty, z jakimi klub borykał się przed laty. W 1988 spadł z ligi i zaczęły się jego pierwsze problemy. Upadek był bardzo blisko pod koniec lat 90. Wtedy trener po kłótni z prezesem ujawnił, że klub jest zadłużony na 23 mln euro. Zespół uratował dyrektor zarządzający Ivan de Witte, będący jednocześnie biznesmenem i CEO firmy headhunterskiej Hudson. Został prezesem Gentu w 1999 roku.

Spłacony dług

14 lat później Gent nie miał już ani jednego euro długu. - Spłaciliśmy ostatnią ratę, wynosiła 519 tys. euro - dumnie ogłosił w styczniu 2013 roku Michel Louwagie, dyrektor zarządzający. Jak Gentowi udało się to zrobić? - Podjęliśmy trzy kroki: sprzedaliśmy stadion miastu; dogadaliśmy się z bankami i rządem oraz staraliśmy się zarobić na naszych piłkarzach. To była niebywale ciężka praca, ale razem daliśmy radę - tłumaczy De Witte.

Pół roku po spłaceniu długu Gent otworzył Ghelamco Arenę (Ghelamco był głównym wykonawcą). To pierwszy nowy stadion zbudowany w Belgii od 1974 roku, czyli po prawie 40 latach! W jego wybudowaniu pomogło miasto i sponsor, do tego Gent zaciągnął pożyczki w wysokości 30 mln euro. Spore ryzyko, ale opłaciło się - średnia kibiców podskoczyła z 10 tys. do prawie 20 (właśnie tyle stadion ma miejsc). Aż 14 tys. fanów ma karnety. Jeśli tak dalej pójdzie, konieczna może być rozbudowa obiektu - istnieje taka możliwość.

Ale na takim stadionie musi mieć kto grać. A w sezonie poprzedzającym jego otwarcie Gent zajął 11. miejsce w tabeli, a z pucharów odpadł po porażce 0-4 w dwumeczu z węgierskim Videotonem. Dlatego też słowa De Witte o mistrzostwie w ciągu pięciu lat przyjmowano z ogromną rezerwą. Trenerów zmieniano co chwila. Aż w 2014 roku dokonano nieoczywistego wyboru. Zatrudniono Heina Vanhaezebroucka.

Przeczesują cały świat

Znany stał się dzięki świetnej pracy w Kortrijk. Spędził tam siedem lat (w dwóch podejściach) i awansował z zespołem z drugiej ligi oraz awansował do finału Pucharu Belgii. W 2009 roku dostał szansę od Genku, ale został zwolniony już po pół roku. Do Gentu wziął ze sobą kilku piłkarzy jakich znał z Kortrijk. Lubi stawiać na młodzież, a do klubu ściągani są piłkarze z niekoniecznie najpopularniejszych kierunków. Renato Neto został wypatrzony w Videotonie (był tam wypożyczony ze Sportingu), Moses Simon przyszedł ze słowackiego Trenczyna, a Yaya Soumahoro z Tajlandii.

Zawodników pozyskiwano w ostatnich latach również m.in. z RPA, Finlandii, Izraela, Holandii, Szwecji czy Albanii. Gent nie zamyka się więc na żaden kierunek, choć ma ledwie 6-7 scoutów. Belgowie korzystają z ogólnodostępnych narzędzi tj. Instat czy SoccerLab. Rekordem transferowym jest pozyskanie Erika Johanssona z Malmoe za 2 mln euro. W skali europejskiej to tyle co nic.

Maniak taktyki

W takich warunkach pracuje Vanhaezebrouck. Jego piłkarze miewali treningi nawet trzy razy dziennie. Ale nie chodzi o to, by robić z nich długodystansowców. Mieli uczyć się gry w różnych formacjach i systemach. Vanhaezebrouck znany jest z ciągłej pracy nad taktyką, potrafi ją zmieniać kilkakrotnie w trakcie meczu, by jak najmocniej zaskoczyć przeciwnika. Do Gentu wziął ze sobą kilku zawodników z jakimi pracował w Kortrijk. To Rami Gershon, Sven Kums oraz młodzieżowcy - Benito Raman i Brecht Dejaegere.

Najciekawszy jest przypadek Kumsa. Nie poradził sobie w Anderlechcie (spędził tam 10 lat jako junior, ale nie przebił się do pierwszego zespołu), był gwiazdą w Kotrijk i zaliczył sportowy awans - przeszedł do Heerenveen. Ale nie poradził tam sobie, więc wrócił do Belgii (do Zulte Waregem), aż ponownie trafił pod skrzydła Vanhaezebroucka. I jako pomocnik strzelił w tym sezonie ligi belgijskiej już 11 goli, o zaledwie jednego mniej od najlepszego strzelca. Jest również w czołówce asystentów. Powoływany jest do reprezentacji Belgii, a wiadomo jakie to wyróżnienie, gdy spojrzy się na tę kadrę. Do reprezentacji powoływany jest również Laurent Depoitre. 27-letni napastnik jeszcze kilka lat temu grał w trzeciej lidze, a w październiku zadebiutował w kadrze (strzelił gola z Andorą).

Jest dobry, więc odejdzie

Ale największy potencjał ma Moses Simon. - Mamy obecnie najlepszego napastnika w Belgii, więc istnieje możliwość, że stracimy go latem - powiedział rok temu w jednym z wywiadów scout Luc Sanders. Zatrzymanie Mosesa na ten sezon pomimo zainteresowania m.in. Tottenhamu było więc sukcesem. Bo Gent jest przyzwyczajone do sprzedaży wyróżniających się zawodników. Długi udało się spłacić m.in. dzięki wypromowaniu takich zawodników jak Bryan Ruiz (sprzedany do Twente za 5,5 mln euro), Mbark Boussoufa (trafił do Anderlechtu za 4 mln, teraz jest wypożyczony do Gentu z Lokomotiwu Moskwa) czy Nicolas Lombaerts (Zenit zapłacił za niego 4 mln euro).

Mistrzostwo dzięki reformie

W mistrzostwo Belgii Vanhaezebrouck uwierzył po pokonaniu Anderlechtu na wyjeździe w ostatniej kolejce regularnego sezonu. W Belgii istnieje podobny system jak w Polsce - bo rozegraniu 30 kolejek powstają grupy (trzy, w Polsce dwie), a punkty dzielone są na pół. Więc do ostatnich 10 kolejek Gent podchodziło jedynie z dwoma punktami straty do Clubu Brugge. Pierwszy tytuł w 115-letniej historii zapewnili sobie na kolejkę przed końcem.

 

Bilety na mecz ze Standardem Liege wyprzedzano od razu, w drugim obiegu kosztowały one nawet 1500 euro. Od razu po zakończeniu meczu puszczono hymn Ligi Mistrzów - bo mistrz Belgii automatycznie kwalifikuje się do tych rozgrywek. Triumf w Gandawie świętowało 125 tys. ludzi, pojawił się też (niezrealizowany) pomysł postawienia pomnika Vanhaezebroucka na stadionie.

 

Dramatyczne końcówki

Ale wszyscy wiedzieli czego się spodziewać w LM. Gent losowany z ostatniego koszyka miał być może nie chłopcem do bicia, ale jedną ze słabszych drużyn w stawce. Wcześniej miał jedną przygodę z LM - w 2010 roku odpadł w kwalifikacjach po porażce 1-6 w dwumeczuz Dynamem Kijów. Ale szczęście uśmiechnęło się do Belgów już na etapie losowania. Zenit, Valencia, Lyon - to była zdecydowanie najsłabsza grupa w tej edycji LM. Większość emocjonowała się starciami Juventusu z Manchesterem City czy Bayernu Monachium z Arsenalem, dlatego mało kto zwracał na Gent. A w meczach Belgów działo się wiele. W debiucie w tych rozgrywkach Gent podjął Olympique Lyon. I kończył mecz w dziewiątkę, a bramkarz Matz Sels obronił rzut karny w 88. minucie ratując remis. Drugie starcie miało jeszcze dramatyczniejszy przebieg; we Francji było 1-1, aż gola w 95. minucie po takim zamieszaniu strzelił Kalifa Coulibaly. - Ten gol był prawdopodobnie najważniejszy w naszej historii. Przy 1-1 miałem nadzieję na utrzymanie remisu. To był niesamowity moment. Nikt w Belgii nie dawał nam szans. A tymczasem byliśmy o jeden mecz od awansu - tłumaczy De Witte.

Zwróćcie też uwagę na oryginalne wykonanie rzutu wolnego przy golu na 1-1.

 

W ostatniej kolejce Gent pokonał 2-1 Zenit i tym samym sensacyjny awans stał się faktem. - Nie jestem cudownym trenerem. To zasługa piłkarzy. W zeszłym roku staliśmy się zespołem zdolnym do walki o mistrzostwo Belgii, a teraz zagramy w 1/8 finału Ligi Mistrzów - powiedział Hein Vanhaezebrouck na konferencji prasowej przed starciem z Wolfsburgiem. Szczęście znów uśmiechnęło się do Belgów, to teoretycznie najsłabszy rywal na jakiego mogli trafić na tym etapie rozgrywek. Ale Niemcy tak samo patrzą na Gent, dla którego znalezienie się w takim gronie jest już ogromnym sukcesem.

Obserwuj @L_Godlewski

Zobacz wideo

Rzuty karne są nudne? Nie! Oto najciekawsze sposoby na ich wykonanie [WIDEO]

Kto awansuje do ćwierćfinału?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.