Liga Mistrzów. Chelsea - Dynamo: kto tu jest wypalony

Trybuny wciąż śpiewają o nim pieśni, wśród publiczności zasiadają jego żona, syn i córka, piłkarze publicznie bronią go jak lwy, zarząd do niedawna również zapewniał o bezwarunkowym wsparciu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby jeszcze Chelsea zechciała zagrać jeden naprawdę dobry mecz - pisze po wymęczonym zwycięstwie z Dynamem Kijów Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl.

W spotkaniu z Dynamem, które wedle powszechnych spodziewań nie miało być dla podopiecznych Jose Mourinho szczególnie wymagającym rywalem, problemy mistrzów Anglii były te same co zwykle. Niedokładności przy wyprowadzaniu piłki. Porywanie się na indywidualne akcje w momentach, gdy prosiło się o podanie. Fatalne strzały: naciskani przez gospodarzy piłkarze z Ukrainy pozwalali Coście i Oscarowi na tak wiele, że do przerwy Chelsea powinna prowadzić nie jedną, a czterema bramkami. Najlepsza ilustracja mętliku w głowach piłkarzy? Najgorętszy moment pierwszej połowy, gdy szarżujący na bramkę Dynama Diego Costa zamiast strzału wybrał próbę wymuszenia rzutu karnego. Brak wiary w siebie, w której budzeniu Jose Mourinho był zawsze specjalistą

Dynamo pozbierało się zresztą w drugiej połowie. Doskonały wślizg Zoumy uratował wprawdzie Chelsea przed utratą gola niedługo po przerwie, ale obrona gospodarzy nadal gubiła się przy stałych fragmentach gry. Kolejna ilustracja? Najpierw wypuszczenie przez Begovicia rutynowego odegrania głową od Terry'ego, później jego pomyłka przy wyjściu do dośrodkowania z rogu i wyrównujący gol Dynama. Nieumiejętność spokojnego dowiezienia wyniku, z czego Chelsea przecież zawsze słynęła, niepotrzebne nerwy. W końcu: mnóstwo szczęścia, bo pierwszy gol został gospodarzom podarowany przez rywala, a przy drugim - choć Willian uderzył znakomicie, nieprzygotowanie Szowkowskiego do interwencji było karygodne.

W pierwszych pomeczowych komentarzach mówi się o rzucie wolnym Brazylijczyka jako o golu, który uratował Mourinho, a w fakcie, iż tym razem po utracie bramki Chelsea zdołała się podnieść, upatruje się znaku tak wyczekiwanego przełomu. Ostrożnie jednak: w sobotni wieczór na Britannia Stadium Stoke będzie nieporównanie trudniejszym rywalem, zwłaszcza że - ukarany za awanturę z sędzią podczas meczu z West Hamem - Mourinho nie będzie mógł wejść z drużyną na stadion.

Winni są gdzie indziej

Mark Hughes i jego podopieczni ze Stoke wiedzą bowiem doskonale, że mimo wygranej z Dynamem i mimo gigantycznego wsparcia kibiców na Stamford Bridge, utrata otaczającego menedżera Chelsea nimbu wyjątkowości to już fakt. A zmieniające się z tygodnia na tydzień strategie medialne, z jakimi Mourinho próbuje zapanować nad narracją na swój temat, pokazują to jeszcze dobitniej niż analizy ekspertów, ilustrujących przykładami kolejnych spotkań (w poniedziałkowym wieczorze Sky Sports robili to Gary Neville, Jamie Carragher i ich gość, Frank Lampard) jak niezorganizowany stał się pressing Chelsea. Raz Mourinho odmawia rozmowy z mediami , raz mówi, że "nie ma nic do powiedzenia", innym razem z kolei zapewnia, że nie może się uczyć na przykładzie żadnego szukającego wyjścia z kryzysu trenera, bo człowiek, który osiągnął taki poziom jak on, może się uczyć jedynie od samego siebie, czerpiąc inspirację z własnej przeszłości.

Z tej ostatniej wypowiedzi widzimy, jak bardzo mylił się Gerard Houllier, mówiący kiedyś jednemu z biografów Mourinho, że im częściej Portugalczyk będzie wygrywał, tym większej nabierze pokory ("Jest nieoszlifowanym diamentem, który z czasem stanie się gładszy i cenniejszy, zarówno jako trener, jak i człowiek"). Na pokorę wciąż jeszcze za wcześnie, a sposobem, w jakim menedżer Chelsea próbuje rozwiązać problemy swojego klubu, nadal pozostaje eksternalizacja: szukanie winnych na zewnątrz, wśród sędziów (pamiętacie oklaski, którymi obdarzał arbitra meczu z Liverpoolem, zanim jeszcze jego drużynę dobiły bramki Coutinho i Benteke, i stało się jasne, że decyzje arbitra nie mają tu nic do rzeczy?), wśród dziennikarzy (mówił o tym wyraźnie po meczu z Dynamem, dziękując kibicom za wsparcie mimo tego, co mogą przeczytać w prasie i wysłuchać w telewizji ) i chyba także wśród własnych podopiecznych, których zaczął nie tylko - nieco chaotycznie - odsuwać od składu, ale także wprost krytykować.

Skąd ten kryzys

Brak przekonujących wytłumaczeń obecnych kłopotów Chelsea to zaiste fascynujące zjawisko. W mediach pojawiają się coraz to nowe teorie: jeśli nie o syndromie trzeciego sezonu, to o syndromie dekady (kryzys, powiadają niektórzy, dopada trenerów właśnie po dziesięciu latach pracy ). Do tego dochodzą plotki o straconej przez trenera szatni. O grupie zawodników, grających przeciwko niemu. O tym, że wkrótce zostanie zwolniony. Także i w tym sensie Jose Mourinho przestał być wyjątkowy: przeżywała to przed nim cała masa szkoleniowców i przeżywać będzie cała masa po nim.

Jednego z ciekawszych wytłumaczeń dostarczył jednak Fabio Capello, mówiąc, że Mourinho nie tyle sam się wypala (spotykaliśmy i takie interpretacje ), co prowadzi do wypalenia swoich piłkarzy w okresie półtora roku, maksymalnie dwóch lat - że coś podobnego obserwowaliśmy w Madrycie i coś podobnego widzimy obecnie w Londynie. Od zawsze lubił pracować z niedużym składem, więc zawodnicy musieli grać dużo, to po pierwsze. Po drugie: atmosfera oblężonej twierdzy, jaką wszędzie kreował, wyniszczała ich psychikę. W kolejnym sezonie z rzędu, grając wciąż tym samym składem, po prostu nie dają już rady.

Interesujące w tym kontekście mogą być przykłady niedogadywania się przez Mourinho z piłkarzami, którzy przed rokiem poprowadzili drużynę do mistrzostwa - Ceskiem Fabregasem i Edenem Hazardem. W przypadku tego pierwszego od dawna mówiło się wprawdzie, że jest tyleż regularnym dostarczycielem asyst przy bramkach Diego Costy (przynajmniej do stycznia 2015 ), co problemem przy próbie wkomponowania w strukturę drużyny, w której - jeśli występuje na pozycji cofniętego rozgrywającego w ustawieniu 4-2-3-1 - zbyt duża odpowiedzialność za ochranianie defensywy spada na Maticia. Z Dynamem Fabregas - który w tych dniach stanowczo dementował plotki, jakoby był "kretem", wynoszącym sekrety szatni i specjalnie grającym przeciw Mourinho - wystąpił wprawdzie na "dziesiątce" i bardzo dużo biegał, ale na tyle oddalony od Diego Costy, że napastnik reprezentacji Hiszpanii pozostawał w większości boiskowych przypadków osamotniony.

W przypadku Hazarda sprawa jest jeszcze poważniejsza: w meczu z Liverpoolem na tę jedną, jedyną akcję Belga, z gatunku tych, których tak wiele oglądaliśmy przed rokiem, Mourinho czekał tylko do 59. minuty, potem wprowadzając w jego miejsce Brazylijczyka Kenedy'ego. W spotkaniu z Dynamem wpuścił Hazarda dopiero po wyrównującym golu Ukraińców. Czy fakt, iż nie potrafił oszczędzić swojej największej gwieździe upokorzenia, nie okaże się jeszcze jego gwoździem do trumny? Czy w związku z tym, iż Hazard jest w ciągu ostatnich kilku lat najczęściej grającym piłkarzem Premier League (w pierwszej siódemce tego zestawienia jest zresztą aż pięciu zawodników Chelsea), Mourinho nie powinien był pomyśleć nie tyle o odsyłaniu go na ławkę, co o jakimś ekstra urlopie - takim, na jaki wysłał podczas pracy w Interze Wesleya Sneijdera?

Idzie młodość

Dziękując kibicom za wsparcie, trener Chelsea zapewniał po środowej wygranej, że będzie dawał z siebie wszystko aż do ostatniego dnia pracy. Nie próbując odpowiadać na pytanie, ile tych dni zostało, można zwrócić uwagę, że istnieje jeszcze jeden sposób radzenia sobie z kryzysem, przez Mourinho niewypróbowany: kiedy gwiazdy rozczarowują, można odważniej dać szanse młodym. To się zawsze opłaca - przekonuje np. Gary Neville - bo młodzi wnoszą dodatkowy entuzjazm, ekstra zaangażowanie, wytrącające z letargu także starszych kolegów, czujących w końcu czyjś oddech na plecach, a kibice, media i właściciel klubu zdecydowanie łatwiej wybaczają błędy juniorów niż pomyłki gwiazd zarabiających sto kilkadziesiąt tysięcy funtów tygodniowo. Udowadnia to zresztą jeden z najbliższych rywali Chelsea - Tottenham prowadzony przez Mauricio Pochettino. Atmosfera wokół drużyny z północnego Londynu chyba nigdy nie była tak dobra.

Jeśli Mourinho myśli serio o wypełnieniu czteroletniego kontraktu albo jeśli chociaż zamierza opuścić klub z podniesionym czołem, zamiast szukać kolejnych spisków mógłby szerzej otworzyć drzwi szatni dla zawodników z młodzieżówki. Nie tylko na Kenedy'ego czy Rubena Loftusa-Cheeka, ale i na Jaya Dasilvę, Charliego Colketta czy Tammy'ego Abrahama albo wypożyczonego na razie do Vitesse Dominica Solanke. W tym roku szanse na obronę mistrzostwa Anglii są i tak iluzoryczne - lepszej okazji na zyskanie czasu i spróbowanie czegoś nowego Jose Mourinho mieć już nie będzie.

Zobacz wideo

Arsenal dostaje lanie, czyli [MEMY]

https://www.sport.pl/pilka/10,65080,19137486,sensacyjna-oferta-dla-abramowicza-wlasciciel-chelsea-odrzucil.html

Więcej o: